Wydaje mu się, że reprezentuje, a w rzeczywistości kompromituje. I siebie, własny kraj. Lech Wałęsa wystąpił - jak sam o tym informował w internecie - „w Wasznktonie”, na uroczystościach pogrzebowych prezydenta George’a H.W. Busha w koszulce z napisem „konstytucja”. Bardziej straszno niż śmieszno. Żałosny spektakl…
No i stało się, nasz twórca jaizmu stosowanego, Wałęsa Lech, elektryk-noblista-eksprezydent dokonał kolejnego „zwrotu o 360 stopni“. Sam bym tego nie wymyślił, w ten właśnie sposób on sam określił swoją postawę w czasach upadku komunizmu. Tym razem, niestety, także obrócił się wokół własnej osi. Wsiadł do prezydenckiego samolotu, do którego zaprosił go Andrzej Duda, w onej koszulce i nie tylko doleciał w niej do „Waszynktonu“, ale i paradował podczas ceremonii pogrzebowej. Pewnie się nie poci. Poza tym dress code go nie obowiązuje, wszak „nikt nie może mieć pretensji do słońca, że sie kręci wokół ziemi“… - to też Wałęsowe. Co prawda nie dam sobie palca obciąć za to, że wiedział, który z prezydentów Bushów zmarł, w każdym razie dobrze, że na jego koszulce nie stało „konstytócja“. Ale żarty na bok, bo summa summarum jest bardziej straszno niż śmieszno.
Jak sam siebie określił kiedyś nasz twórca jaizmu stosowanego: „Ja nie jestem on, ja jestem my“, i tu zaczyna się nasz problem, bo wstydzić za jego żałosny spektakl musimy się my. O ile w kraju nasz „mędrzec Europy“ przyzwyczaił nas do swoich wyskoków i bezładnej, bzdurnej paplaniny, o tyle poza granicami przynosi Polsce poważne, wizerunkowe straty. On sam w swej prostocie zapewne nie zdaje sobie sprawy, że po prostu jest instrumentalizowany.
We wczorajszym programie „Minęła 20“ przypomniałem historię z Bonn, gdzie podczas przemówienia w parlamencie Wałesa opowiadaj, jaki to ma zapieprz, że nie ma kiedy się wysikać. Przytomny tłumacz przełożył, że Wałęsa ma tak mało czasu, że nie ma nawet kiedy rąk umyć. Aliści byli wśród nas Niemcy rozumiejący nieco język polski i zrobiła się z tego tzw. afera nocnikowa. Głośna była tylko poza granicami, w kraju zapadła grobowa cisza, byłem jedynym komentatorem, który o tym pisał (wówczas w tygodniku Wprost). A cisza zapadła dlatego, że mogłoby to zaszkodzić wizerunkowi Wałęsy, kreowanemu na opatrznościowego męża stanu, a po części nam wszystkim, że przywódca wielomilionowej „Solidarności“ to abderyta. Swego czasu przed chamem, gburem i prostakiem Wałęsą ostrzegał w mediach różnojęzycznych także naczelny redaktor „Gazety Wyborczej” Adam Michnik, zanim sam nie zaczął go instrumentalizować w walce z PiS.
Później było tylko gorzej. Przykłady? W Berlinie, już w roli eksprezydenta Wałęsa przekonywał w jednym z przemówień, że „Niemcy muszą znów stać się przywódcą Europy”. Po niemiecku przywódca to „Führer”, więc gdy niemieccy dziennikarze usłyszeli to w słuchawkach przybiegli do mnie i wielokrotnie pytali, czy się aby nie przesłyszeli… Nie powiem już o licznych wywiadach Wałęsy, jak np. dla tygodnika „Der Spiegel”, w którym chełpił się jak to „wyrzucił Kaczyńskich z biura“, bo mu „więcej psuli”, jak apelował nie tylko do naszych zachodnich sąsiadów, lecz także we włoskiej czy francuskiej prasie o cierpliwość wobec Polski rządzonej przez PiS, który miał wedle jego prognoz szybko upaść, czy jak niedawno dopominał się od Niemiec zdecydowanego działania wobec naszego kraju…
Na szczęście Wałesa nie włada językami obcymi, a nikt już tak nie garnie się do wysłuchiwania jego „mądrości”. Jedynie wtedy, gdy ma wystąpić w roli przydatnego idioty. Wiem, mocne słowa, ale nie ma co zakłamywać rzeczywistości; rząd PiS, który bardziej czy mniej udolnie broni polskich interesów nie jest na rękę politykom ani w Berlinie, ani w Paryżu czy w Brukseli. Wypowiedzi „ikony Solidarności” dyskredytujące imiennie prezesa Jarosława Kaczyńskiego i partię, którą kieruje, są w niektórych stolicach jak najbardziej pożądane.
Tymczasem, na marginesie pogrzebu prezydenta USA niemiecki „Bild” opublikował fotografię Sally, suki śp. George’a Busha, która położyła się pod jego trumną. Z tej okazji ów tabloid ogłosił… konkurs na „najbardziej wzruszające zdjęcie psa warującegop obok swego zmarłego pana”. Osobliwe… Ku ubolewaniu Wałęsy, choć może o tym nie wie, labradorka Sally okazała się ważniejsza od jego koszulki z napisem „Konstytucja” na pogrzebie prezydenta USA. Spokoju mi to jednak nie daje i będę drżał aż do czasu jego powrotu, czy jeszcze jej, Sally, nie przebije…
-
Prezent dla Czytelników tygodnika „Sieci”!
Kup dla siebie, dla rodziny, dla przyjaciół!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/424388-labradorka-zmarlego-prezydenta-busha-okazala-sie-wazniejsza