Nie minęła doba od wybuchu radości części polityków Nowoczesnej z wątpliwej jakości sondażu, wedle którego rzekomo wielki antyPiS mógłby liczyć na połowę głosów, a już dowiedzieliśmy się, co taki wspólny front oznacza. Otóż ma on smak zdrady, zapach strachu i brzmienie rdzawego noża wbijanego w plecy.
CZYTAJ WIĘCEJ: Panika w szeregach Nowoczesnej! Lubnauer: Klub KO powinien powstać na drodze porozumienia, a nie wrogiego przejęcia
Zauważmy: szefostwo Platformy napotkawszy opór większości posłów Nowoczesnej przed utworzeniem wspólnego klubu, nie zdobyło się na kilka godzin cierpliwości, nie znalazło w sobie nawet krzty hipokryzji, która nakazywałaby przynajmniej formalnie okazywać partnerowi szacunek. Po prostu rozbito Nowoczesną. Nawet Katarzyny Lubnauer nie oszczędzono, ale z uciechą obsadzono ją w roli grabarza własnej formacji politycznej. Jest to rola mocno upokarzająca. Bo jeśli po czymś takim mówi się, że
to nadwyręża nasze zaufanie do PO, utrudni rozmowy, ale myślę, że ich nie zamyka,
to znaczy, że niewiele się już może.
Wszyscy marzący o wielkim antypisowskim froncie powinni tę lekcję zapamiętać: każdy, kto zbliży się na odległość chwytu, każdy kto wyślę sygnał iż wierzy Platformie, ufa jej, kto osłabi swoją podmiotowość rozmowami i współpracą, zostanie chętnie przytulony, ale tylko po to, by natychmiast potem zostać politycznie zaduszonym. Bezwzględnie, brutalnie, w upokarzający sposób.
Plan nie przewiduje bowiem żadnego wielkiego wspólnego frontu, tylko jedną wielką Platformę Obywatelską z Grzegorzem Schetyną na czele. Dlatego po stronie opozycyjnej hasło na zimę brzmi prosto: Kto z Platformą pomyka, ten szybko znika.
Dodajmy też: każdy, kto Platformie (za)ufa, jeszcze gorzko pożałuje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/424280-kto-z-platforma-pomyka-ten-szybko-znika