„Stawiająca pierwsze kroki na ambasadorskiej drodze Georgette Mosbacher wprowadziła nieco zamieszania w naszej polityce. Próbowała zaszantażować polski rząd, stając się napastliwym rzecznikiem TVN. Jeżeli nie powróci do swojej roli, to zapewne napsuje nam jeszcze sporo krwi. Choć wydaje się, że nie ma takiej mocy, by poważnie naruszyć sojusz Warszawy z Waszyngtonem” – piszą Marek Pyza i Marcin Wikło w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”.
Publicyści tygodnika „Sieci” komentują wpadki dyplomatyczne popełnione przez Georgette Mosbacher od niedawna pełniącą funkcję ambasadora Stanów Zjednoczonych w Polsce.
Georgette Mosbacher na dorocznym balu fundacji TVN wystąpiła w osobliwej złotej kreacji. Nawet plotkarskie portale uznały „kosmiczną stylizację” za „modową wpadkę”. Pani ambasador na pewno się tym nie przejęła. To ekscentryczna postać, charakteryzująca się krzykliwymi stylizacjami rodem z Hollywood, z tatuowanymi co dwa lata brwiami w kolorze toffi, burzą rudych włosów i zamiłowaniem do kiczu. Jej kariera to zaprzeczenie amerykańskiego snu. Nie pięła się po szczeblach mozolnie do góry, lecz wjechała na szczyt ekspresową windą, wychodząc za mąż za nieprzyzwoicie bogatych mężczyzn. Jako ich żona wkraczała w świat wyższych sfer, z czasem stała się jego nieodłącznym elementem jako organizatorka legendarnych rautów. Tak w dużym skrócie i uproszczeniu wygląda geneza jej pozycji na styku amerykańskiej polityki i biznesu. Wielu przewidywało, że jej nominacja na ambasadora w Warszawie będzie oznaczała kłopoty. Mało kto przypuszczał, że będzie o niej tak głośno, i to tak szybko. A przecież urząd pełni dopiero od dwóch miesięcy
— podsumowują Pyza i Wikło.
Kontrowersyjne zachowanie pani ambasador w szczególny sposób dało się zauważyć poprzez jej żywe zaangażowanie w obronę telewizji TVN w związku z wyemitowanym materiałem na temat obchodów urodzin Hitlera w Polsce.
W ciągu ledwie kilku listopadowych dni najpierw w czasie spotkania z polskimi posłami, a później w liście do premiera Mateusza Morawieckiego Mosbacher znacząco przesunęła granicę funkcji ambasadorskiej, strofując polskich polityków, by nie ważyli się przyjmować rozwiązań prawnych niekorzystnych dla należącej do amerykańskiego koncernu Discovery telewizji TVN ani nawet jej krytykować. W liście znalazł się odręczny dopisek pani ambasador, który właściwie można odczytywać jako formę szantażu: „Musimy rozwiązać ten problem, ponieważ staje on na drodze bardzo ważnych spraw”. Przypomnijmy – chodzi o poważne wątpliwości wokół materiału „Superwizjera” TVN, który – według ustaleń portalu wPolityce.pl – był opłaconą ustawką z co najmniej kontrowersyjnym udziałem dziennikarzy stacji. W kręgach polskiej polityki zaczęło się pojawiać pytanie, czy ta inicjatywa to pomysł samej Mosbacher, czy też postępowanie zgodne z wytycznymi przełożonych. Heather Nauert, rzeczniczka Departamentu Stanu USA, w jednym zdaniu odmówiła skomentowania listu do polskiego premiera. W drugim zaś mocno wsparła Mosbacher, mówiąc, że „ambasador świetnie reprezentuje rząd Stanów Zjednoczonych w Polsce” oraz „podziela nasze idee i wartości, m.in. wolność prasy”. Imponująca spójność przekazu, której mogliby się uczyć dyplomaci z całego świata, również z Polski. Na kilometr czuć, że popełniono, delikatnie mówiąc, faux pas, ale swojego człowieka będziemy bronić do końca
—komentują publicyści.
Choć na chwilę obecną stosunki polsko-amerykańskie nie uległy oziębieniu czy rozluźnieniu, przed nami zapewne jeszcze wiele sytuacji, które okażą się trudnym sprawdzianem.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 3 grudnia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/423765-pyza-i-wiklo-w-sieci-dwoja-z-dyplomacji