Ryszard Schenpf, były ambasador RP w Stanach Zjednoczonych, bawi się ostatnimi czasy w dyżurnego „eksperta” totalnej opozycji od relacji Polska-USA. Którekolwiek medium użyczy mu swoich łamów czy anteny, tam pędzi czym prędzej, aby opowiadać o tym, jak to stosunki między Polską a USA są fatalne, dobre, albo jak są psute przez rząd - to wszystko zależy od okoliczności.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Poważna wpadka ambasador Mosbacher. Literówki w nazwiskach, Morawiecki jako minister, Brudziński bez imienia
I tak oto Schnepf pojawił się w studiu Polsat News, aby skomentować list Georgette Mosbacher.
Przypomnijmy, że w poniedziałek amerykańska ambasador przesłała na ręce premiera Morawieckiego list, komentujący śledztwo w sprawie środowisk neonazistowskich w Polsce oraz materiału telewizji TVN na ten temat. Kopia listu ambasador USA do Morawieckiego, przeznaczona do wiadomości prezydenta Andrzeja Dudy, wpłynęła też do Kancelarii Prezydenta.
Ambasador popełniła błąd w nazwisku polskiego premiera, pisząc „Moraweicki”, a później także w nazwisku szefa MSWiA, które zapisano jako „Brudzińksi”. W liście Mosbacher wyraża „głębokie zaniepokojenie niedawnymi zarzutami wysuwanymi przez przedstawicieli polskiego rządu wobec dziennikarzy i kierownictwa TVN i Discovery”. Wyjaśnia, że chodzi o wyemitowany w TVN24 reportaż dotyczący działalności neonazistów w Polsce.
Zdaniem Schnepfa, Mosbacher wcale nie broniła dziennikarzy, a wolności mediów.
To dużo większa sprawa. Jeżeli ktoś po stronie rządowej sądzi, że - ze względu na konserwatywnego prezydenta - można zapomnieć o filarach państwa amerykańskiego, to grubo się myli. Czy to jest Donald Trump, czy jakikolwiek inny prezydent, to sprawa podstawowych wolności jednostki, grup społecznych, obywateli, w tym mediów, jest sprawą fundamentalną
— oświadczył Schenpf, dodając, że przyjazne gesty ze strony amerykańskiej są źle odczytywane przez polskie MSZ.
Ale to nie wszystko. W liście ambasador Mosbacher z błędem napisała nazwisko premiera Morawieckiego - „Moraweicki” i ministra Joachima Brudzińskiego - „Brudzińksi”. Zdaniem Schnepfa, te wzmożone reakcje są „przesadzone”, a listu prawdopodobnie nie przygotowywała ambasador.
Otrzymała propozycję, może naniosła poprawki, dopisek własnoręczny, który świadczy o pewnym „familiaryzmie” - że osoba Morawieckiego była jej znana i czuła się w sile dopisać ręcznie uwagę dosyć osobistą, nieformalną. Błędy wynikają natomiast z pośpiechu
— próbował tłumaczyć ją były ambasador.
Tak arogancka postawa była do przewidzenia. W końcu totalna opozycja musi bronić przyjaznych jej mediów, a że przy okazji oberwie się jeszcze rządowi i prowadzonej przez niego polityce, to dla opozycji radość jest tym większa.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Schnepf straszy w TVN24: „Zaufanie naszego największego sojusznika, Stanów Zjednoczonych, sięga dna”. Kiedy mu się to znudzi?
wkt/Polsat News
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/423332-znalazl-sie-rycerz-schnepf-broni-listu-mosbacher