Zerwanie kworum przez zwolenników Czarzastego na posiedzeniu Rady Warszawskiej SLD, by nie dopuścić do podjęcia uchwały żądającej ustąpienia Włodzimierza Czarzastego z funkcji przewodniczącego Sojuszu Lewicy Demokratycznej było jak zatkanie palcem dziury w tamie, na którą napierają potężne masy wody.
Rozminięcie się wyników wyborów samorządowych z obietnicami kierownictwa Sojuszu i oczekiwaniami działaczy i członków tej partii, a także próby wywierania nacisku na teren w sprawie zawierania powyborczych koalicji przelały czarę goryczy i uruchomiły coś w rodzaju partyjnej, pełzającej rewolucji.
Projekt uchwały Rady Warszawskiej puszczono drogą obiegową i w mailowym głosowaniu 80 procent członków Rady (35 na 44 osoby) opowiedziało się za zwołaniem konwencji SLD i wyborem nowego przewodniczącego.
„Droga, którą nam narzucono, okazała się działaniem niekorzystnym dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej w Warszawie. Uważamy, że winę za to w pełni ponosi przewodniczący SLD Włodzimierz Czarzasty. Apelujemy, aby wziął za swoje decyzje odpowiedzialność i zrezygnował z funkcji przewodniczącego partii”.
Gorzkie żale
Rozmiary klęski SLD w Warszawie są przejmujące. W Radzie miasta – jeden mandat. W radach 18 dzielnic – dwa miejsca. W mazowieckim sejmiku – nikogo. W skali miasta SLD zdobyło zaledwie 83 głosy więcej niż luźna koalicja ruchów miejskich „Miasto jest nasze”, której kandydatka na prezydenta Justyna Glusman, uzyskując 21 tysięcy głosów, łatwo pokonała kandydata SLD Andrzeja Rozenka z fatalnym wynikiem 13,4 tys. głosów.
W przyjętej w trybie obiegowym uchwale napisano, że Rada Warszawska SLD negatywnie ocenia decyzję Czarzastego o samodzielnym starcie Sojuszu w wyborach samorządowych w Warszawie. Narzucona ona była wbrew stanowisku większości organizacji dzielnicowych, które opowiadały się za udziałem w Koalicji Obywatelskiej. Takie rozwiązanie gwarantowało zdobycie mandatów radnych przez członków SLD i ich dalszą pracę na rzecz wyborców. Podyktowana droga okazała się działaniem niekorzystnym, a winę za to w pełni ponosi Włodzimierz Czarzasty. Niech zatem weźmie za swoje decyzje odpowiedzialność i zrezygnuje z funkcji przewodniczącego Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Poznań też nie chce Czarzastego
W ślad za warszawską uchwałą poszła poznańska miejska organizacja:
W związku z katastrofalnym wynikiem wyborczym SLD wzywamy Przewodniczącego Włodzimierza Czarzastego do wzięcia odpowiedzialności za swoje decyzje i rezygnacji z funkcji Przewodniczącego SLD.
Czy te kamyki uruchomią lawinę rozliczeń w SLD i sprawią, że działacze uznają, niż jedynym ratunkiem jest przegrupowanie na szczytach? Ten manewr był już ćwiczony wielokrotnie i jakoś nie zatrzymał zjazdu po równi pochyłej.
Winny SLD-owski beton i aparatczycy PZPR
A przecież plany były takie ambitne. Pewność sukcesu dawały, zdaniem przewodniczącego, takie popularne nazwiska jak Jaruzelska, Szmajdzińska, Piekarska, Waniek, Hartman, Rozenek oraz wsparcie Aleksandra Kwaśniewskiego i Włodzimierza Cimoszewicza.
Swoista amnezja i odcięcie się od decyzji, jakie Czarzasty w przeszłości wspierał bezkrytycznie i energicznie jako członek zarządu partii, czyli głosowanie na Magdalenę Ogórek z przekonaniem, iż na pewno wejdzie do drugiej tury wyborów oraz koncepcji koalicji wyborczej z 8-procentowym progiem miało przekonać członków partii, iż to właśnie „aparatczycy PZPR” i ZMS-owiec Miller sprowadzili partię na manowce.
Po srogim laniu samorządowym pozycja SLD w oczach potencjalnych koalicjantów gwałtownie osłabła. Nikt już nie wierzy w opowieści przewodniczącego o jego doskonałych relacjach ze Schetyną, Lubnauer i Kosiniakiem-Kamyszem. Nie wiadomo, jak dalej potoczą się rozmowy z partią Razem, toczone nocami w siedzibie SLD na złotej. Zandberg po klęsce w wyborach samorządowych stracił wiele ze swego zadęcia, a widmo utraty subwencji po kolejnych wyborach (partia Razem w większości sondaży nie przekracza 2%) powoduje, że „niezłomni” stali się bardzo giętcy i ulubione hasło „ Kurica nie ptica, SLD nie lewica” przestało już obowiązywać.
Spotkanie Tusk-Miller powodem do niepokoju?
Jeszcze w maju Czarzasty snuł wizję listy SLD do Parlamentu Europejskiego z liderami w postaci Millera, Cimoszewicza i Belki. Czarzasty skromnie deklarował, że ustąpi miejsca w wyborach do PE Biedroniowi – „mogę być drugi, albo trzeci”. Tymczasem Biedroń tworzy swoją partię, która, jeśli nie będzie Ruchem Palikota-Bis (a opowieści Biedronia po kilkunastu spotkaniach w terenie, iż dla wyborców najważniejsza jest aborcja i wyprowadzenie religii ze szkół taką niebezpieczną dlań ślepą uliczkę rysują), może sporo namieszać wyborach i do PE i do krajowego parlamentu, a Tusk w Warszawie nie spotyka się z Czarzastym ani nawet z Kwaśniewskim, tylko z Leszkiem Millerem.
Przedwyborcza deklaracja Millera o poparciu kandydatury Trzaskowskiego i późniejsze publiczne stwierdzenie, że Tusk „byłby najlepszym prezydentem” powoduje, iż w siedzibie SLD na Złotej narasta niepokój, że powstanie duży blok pod patronatem Tuska, gdzie na listy wyborcze zostaną zaproszone wybrane osoby z SLD (Miller, Cimoszewicz) bądź z Sojuszem kojarzone, tak jak np. Marek Belka. I na to Czarzasty nie będzie miał już najmniejszego wpływu. Tak więc koncepcja Europy+ Bis, pod patronatem Aleksandra Kwaśniewskiego, na czele z Czarzastym i Robertem Kwiatkowskim rozwiewa się pomału jak sen srebrny Salomei.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/422698-miller-z-tuskiem-czarzasty-traci-kontrole-nad-partia