Jakie może być drugie i trzecie dno „afery” wokół byłego już przewodniczącego KNF?
W sprawie rozmowy byłego już przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego Marka Chrzanowskiego z Leszkiem Czarneckim kontrolującym dwa banki jest więcej zagadek niż mogłoby się wydawać. I nie dotyczą one tylko tego, dlaczego po wielu spotkaniach w szerszym gronie w KNF (rutynowo rejestrowanych) doszło do spotkania sam na sam Chrzanowskiego z Czarneckim, tym razem zarejestrowanego przez bankiera. To wtedy padła kuriozalna propozycja „pomagania” bankom Czarneckiego przez prawnika Grzegorza Kowalczyka, znajomego Marka Chrzanowskiego. A potem nastąpiła siedmiomiesięczna cisza, przynajmniej w tej sprawie.
Bardzo zagadkowe jest to, dlaczego na początku listopada 2018 r. Leszek Czarnecki, który był już z KNF dogadany, że dofinansuje swoje banki, żeby poprawiły kondycję i uniknęły turbulencji, doniósł do prokuratury, że Marek Chrzanowski złożył mu ponad siedem miesięcy wcześniej korupcyjną propozycję. To, co się stało w następnych dniach, zagroziło nie tylko istnieniu banków kontrolowanych przez Czarneckiego, ale całego systemu bankowego w Polsce. Upadek banków Czarneckiego wydrenowałby Bankowy Fundusz Gwarancyjny, zmusił do podniesienia wpłat innych banków na BFG, żeby mógł on w ogóle działać, a także zagroził istnieniu wielu małych banków, bo nie byłoby środków, żeby im pomagać. Bank centralny miałby problem z odzyskaniem środków przeznaczonych na pomoc w utrzymaniu płynności zagrożonych banków. Nie tylko ucierpiałby cały system bankowy, ale też wiarygodność Polski jako państwa mającego bardzo zdrowe banki i cały system finansowy.
Dlaczego Leszek Czarnecki zagrał va banque, skoro jako doświadczony gracz na rynku finansowym musiał wiedzieć, jakie to może rodzić skutki? W mediach jest wiele hipotez na temat tego, co mogłoby się stać po takim zagraniu. A dwie najpoważniejsze, to uzyskanie odszkodowania od państwa oraz wywołanie kryzysu bankowego, który doprowadziłby do politycznych zmian w Polsce. Pierwszy scenariusz to powtórzenie tego, co w arbitrażu uzyskała spółka Abris Capital Partners, zmuszona przez KNF, gdy kierował nią Andrzej Jakubiak, do pozbycia się walorów FM Banku. W arbitrażu Abris domagała się ponad 2 mld zł odszkodowania od polskiego państwa i takie przyznano. Potem strona polska to podważała, brana pod uwagę suma realnego odszkodowania była około trzykrotnie niższa, a w końcu cała sprawa została zawieszona, choć nie rozwiązana. Ale precedens jest, a droga została wytyczona. Skądinąd to spółka Abris kupiła GetBack, mający obecnie ogromne kłopoty z długiem wynikającym ze sprzedaży wyjątkowo ryzykownych obligacji. Wcześniej konsorcjum pod wodzą Abris kupiło GetBack od Leszka Czarneckiego (za 825 mln zł). I w którymś momencie złe kredyty banków Czarneckiego stanowiły aż jedną trzecią portfela GetBacku.
Hipoteza o odszkodowaniu od polskiego państwa zakłada, że ile własnych środków Leszek Czarnecki by nie włożył, nie uratowałby banków i tak czy owak stracił. Ujawnienie „korupcyjnej propozycji” przerzuca winę za problemy banków Leszka Czarneckiego na KNF, czyli polskie państwo. A skoro jest winny poza bankiem, można się domagać odszkodowania. Łatwiej je uzyskać, gdy domagający się odszkodowania jest rezydentem Malty, Cypru czy USA i może wykorzystywać tamtejsze rozwiązania prawne oraz gwarancje.
Druga hipoteza zakłada, że ktoś ze świata polityki czy świata, gdzie się podejmuje kluczowe decyzje (z Polski albo z zagranicy, albo i stąd, i stąd) wpłynął na postawienie na scenariusz konfrontacji, żeby doprowadzić najpierw do kryzysu bankowego i finansowego, a potem politycznego, który byłby ich skutkiem. W tej hipotezie zakłada się zaoferowanie jakichś korzyści i rekompensat, gdyby polityczna zmiana się dokonała. W takim scenariuszu chodziłoby o odsunięcie od władzy zjednoczonej prawicy. Koszty dla państwa i rynku byłyby oczywiście ogromne, ale jeśli autorzy takiego scenariusza za wszelką cenę chcieliby zmiany władzy, takie koszty wkalkulowaliby w swoje działania. Byłby to zatem scenariusz swego rodzaju zamachu stanu poprzez rynek bankowy czy szerzej finansowy. Na obrzeżach hipotezy o zmianie władzy pojawia się „spiskowe” przypuszczenie, że taki scenariusz mógłby wspierać ktoś wewnątrz obozu rządzącego, kto albo by potem przeszedł na drugą stronę, albo się niepomiernie wzmocnił i zasadniczo zmodyfikował obecny układ rządzący. W tej spiskowej wersji są też elementy tego, skąd się wywodzą najważniejsi gracze i jakie są relacje miedzy nimi. W każdym razie hipoteza „zamachu stanu” zakłada zaryzykowanie bezpieczeństwem Polski, i to nie tylko finansowym, w celu przejęcia władzy albo ogromnego jej wzmocnienia – w jednej spójnej konfiguracji personalnej.
Być może „afera” z byłym już przewodniczącym KNF jest tylko epizodem, która da się dość łatwo wyjaśnić na gruncie ludzkich słabości czy banalnych interesów. Ale może też być też tak, że jest to część większego, przemyślanego planu zmiany w Polsce władzy w wyniku doprowadzenia do kryzysu bankowego i finansowego. Dlatego może nie warto tych hipotez traktować jedynie jak teorii spiskowych. Może warto, żeby owe hipotezy, z każdym dniem wydające się mniej spiskowe, zostały sprawdzone przez służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo Polski. Desperacja różnych sił, by dokonać w Polsce politycznej zmiany jest tak duża, że wszystko jest możliwe, łącznie z „zamachem stanu” poprzez rynek finansowy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/422597-zamach-stanu-poprzez-rynek-bankowy-i-finansowy