Autor artykułu w islandzkiej gazecie „Stundin” nazwał uczestników warszawskiego marszu z okazji stulecia odzyskania niepodległości „nazistami” i „faszystami”. Ambasada RP interweniowała, by utrzymać dobre stosunki między liczną na wyspie Polonią a Islandczykami.
Według polskiej placówki dyplomatycznej niektórzy dzwoniący do ambasady Islandczycy pozwalali sobie na powitanie słowami „Heil Hitler”.
Sytuacja zrobiła się przykra i wymagała reakcji. Domagali się tego ode mnie mieszkający na Islandii Polacy. Nie chciałem dopuścić do sytuacji, aby jeden niezbyt mądry artykuł zepsuł relacje, jakie udało nam się z Islandczykami zbudować
—powiedział w rozmowie z PAP ambasador RP w Islandii Gerard Pokruszyński.
Dyplomata wystosował do gazety „Stundin” list, z kopią do wiadomości islandzkich władz, w którym przypomniał historię Polski oraz stosunek Polaków do nazizmu.
Jak to jest możliwe, żeby w przestrzeni publicznej w demokratycznej Islandii można było tak swobodnie używać określeń tego typu pod adresem zwykłych obywateli i posądzać ich o związki z tą niemiecką machiną zbrodni. W Polsce, która 1 września 1939 roku zbrojnie jako pierwsza stawiła opór faszystowskim Niemcom, która tyle wycierpiała w czasie II Wojny Światowej, która straciła 6 milionów swoich obywateli, której stolicę - Warszawę faszyści zrównali z ziemią, jesteśmy szczególnie wyczuleni na tego typu retorykę
—napisał Pokruszyński.
Polski dyplomata podkreślił, że bezpodstawnymi oskarżeniami łatwo jest zniszczyć więź między islandzkim a polskim narodem.
Tysiące Polaków zamieszkują ten piękny kraj i wnoszą cenny wkład w rozwój ekonomiczny i kulturalny Islandii. Tysiące Islandczyków z coraz większym zaciekawieniem udają się do Polski, aby poznać kraj często ich sąsiadów - jego kulturę, tradycje, przyrodę i historię
—zaznaczył ambasador.
Według najnowszych danych na Islandii (338 tys. mieszkańców) zameldowanych jest oficjalnie ponad 19 tys. Polaków, a w praktyce przebywa ich tam nawet 30-40 tys. Polacy stanowią największą grupę imigracji na Islandii - 43 proc. W niektórych mniejszych miejscowościach stanowią nawet większość.
List ambasadora został opublikowany przez „Stundin” wraz z odpowiedzią, w której redakcja odrzuciła oskarżenia o stronniczość i nie zmieniła kontrowersyjnych określeń.
Na stanowisko polskiego ambasadora w ostrym tonie zareagował redaktor naczelny demaskatorskiego portalu WikiLeaks, następca Juliana Assange’a, Islandczyk Kristinn Hrafnsson. W tekście opublikowanym przez „Stundin” napisał on, że „to wyjątkowo bezczelne zachowanie (ze strony ambasadora) i powinno zostać mocno skrytykowane przez władze (islandzkie)”. Według niego reakcja polskiej strony jest „nieuzasadniona” oraz jest „atakiem na wolne media”.
Nie rozumiem oskarżeń o naciski. Mój list został wysłany do redakcji z kopią do wiadomości władz islandzkich i tyle. Nie domagałem się żadnej reakcji
—tłumaczy ambasador Pokruszyński, który jak sam podkreśla, w przeszłości walczył na ulicach w Polsce o wolność mediów w starciach z ZOMO.
Sprawą zajął się także islandzki publiczny nadawca radiowo-telewizyjny RUV, zastanawiając się, czy publikacja artykuł w „Stundin” może zaszkodzić relacjom islandzko-polskim. W przekazanym RUV stanowisku islandzkie ministerstwo spraw zagranicznych stwierdza, że nie będzie podejmować działań i że nie otrzymało formalnie żadnego pisma.
Ambasadorowie mają prawo do występowania w sprawach, które wiążą się z ich państwem. Stosunki z Polską nadal pozostaną bardzo dobre
—oświadczyło islandzkie MSZ.
Jon Bjarki Magnusson, autor artykułu w „Stundin”, w którym pojawiły się pod adresem Polaków określenia „naziści” oraz „faszyści”, przyznał w rozmowie z islandzkimi mediami, że otrzymał „nieprzyjemne wiadomości od Polaków”, ale nie definiuje ich jako bezpośrednie zagrożenie. Dziennikarz nie był na miejscu w Warszawie 11 listopada, a swój artykuł o marszu niepodległości oparł na podstawie relacji innych mediów. Nadal zamierza opisywać wydarzenia w Polsce.
W swoim artykule dziennikarz napisał m.in., że podczas marszu „naziści trzymali transparenty z napisami +Biała Europa+ oraz z hasłami, że Europa powinna być wyłącznie dla Europejczyków”.
Niektórzy palili flagi Unii Europejskiej, inni machali flagami z symbolami nazistowskimi. Można było usłyszeć pełne nienawiści okrzyki przeciw uchodźcom i imigrantom, a także hasła odwołujące się do tego, że Holokaust, za który odpowiedzialni są niemieccy naziści, to nieprawda i sfałszowanie historii. Było także słychać, że wrogów państwa polskiego można zabijać. Niektóre polskie media były określane właśnie jako ci wrogowie
—zaakcentował autor.
Według „Stadium” marsz niepodległości „nigdy nie zgromadził tak licznej grupy uczestników jak w tym roku”.
Zakłada się, że wzięło w nim udział około 200 tys. osób, a wśród nich rodziny. Mówi się, że było to największe zgromadzenie narodowców i radykalnych prawicowców na całym świecie w ostatnim czasie
—podkreślono.
Przyczyną tak licznej frekwencji było, według islandzkiej gazety, wspieranie tej inicjatywy przez najważniejsze osoby w państwie, w tym prezydenta Andrzeja Dudę.
kk/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/422375-burza-na-islandii-praca-o-nazistach-maszerujacych-1111