Wycofanie się Prawa i Sprawiedliwości z części zmian w Sądzie Najwyższym, przede wszystkim przywrócenie sędziów wysłanych w stan spoczynku i I Prezes Małgorzaty Gersdorf, to bardzo gorzka pigułka dla dużej części sympatyków Zjednoczonej Prawicy. Biorąc pod uwagę intensywność batalii o reformę, można nawet mówić o upokorzeniu. Radość opozycji i jej mediów mówi tu wiele. Ale jednak nie wszystko.
Już od chwili, gdy Bruksela nie przyjęła polskich ustępstw, a Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zdecydował się sięgnąć po nadzwyczajne, pozatraktatowe, polityczne narzędzia, było jasne, że o losie reformy wymiaru sprawiedliwości rozstrzygną najbliższe wybory parlamentarne. Jeśli prawica wygra, zmiany zostaną dokończone i utrwalone. Jeśli wygra opozycja, będziemy mieli do czynienia z próbą powrotu do poprzedniego stanu rzeczy. Jednocześnie reforma „rozbabrana”, dająca Unii stały pretekst do ingerencji w nasze sprawy i ciągłego „grillowania”, sama w sobie jest tym czynnikiem, który może wpłynąć na wynik wyborów. Ogłoszenie decyzji TSUE tuż przed wyborami samorządowymi nie było przecież przypadkiem. Zamknięcie frontu, na którym nie było nadziei na szybki sukces, a który służyłby do napędzania np. tych wszystkich bzdur o „Polexicie”, było więc pod względem politycznym gorzką koniecznością.
Ale nie to jest najważniejsze. Najważniejszy jest szerszy obraz. Otóż: działa zreformowana Krajowa Rada Sądownictwa, czyli serce wymiaru sprawiedliwości, decydujące o awansach i nominacjach. W Sądzie Najwyższym działa również kluczowa Izba Dyscyplinarna. Funkcjonuje instytucja skargi nadzwyczajnej. Do Sądu Najwyższego dołączają nowi sędziowie, już spoza dotychczasowego układu. Zmieniono zasady funkcjonowania sądów powszechnych, wprowadzając losowanie spraw oraz zmieniając zasady wyboru ich prezesów. Wreszcie, Trybunał Konstytucyjny nie jest już kontrolowany przez środowisko, które uważało tę instytucję za niemal dziedziczną własność korporacji.
W sumie więc 3/4 najtrudniejszej ze wszystkich reform, dotykającej rdzenia systemu, zostało zrealizowane, a pozostała część zostanie dokończona po wyborach - oczywiście jeśli wygra obóz rządzący. Nawet bez powrotu do rozwiązań ustawowych; kadencja Małgorzaty Gersdorf kończy się w 2020-ym roku, a skład Sądu Najwyższego będzie na bieżąco uzupełniany.
Dotkliwa porażka w sprawie SN jest więc przegraną bitwą, a nie klęską w całej wojnie. Oceniając ten odwrót, zachowajmy właściwe proporcje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/422197-mimo-kleski-w-sprawie-sn-34-reformy-zostalo-zrealizowane