Tytuł tego krótkiego tekstu to oczywiście mała prowokacja; dobremu Bogu warto zawracać głowę innymi sprawami niż powrotem (lub nie) Donalda Tuska do polskiej polityki. Tego rodzaju myślenie wyraża jednak realne emocje na polskiej prawicy, które znalazły swoje odzwierciedlenie (okładka „Do rzeczy” z wyznaniem: „Boże, chroń nas przed Tuskiem”); warto chwilę przystanąć przy tym dziwowisku. Kilka ważnych spraw poruszyli w swoim ciekawym artykule na łamach „Sieci” Marek Pyza i Marcin Wikło, ale nawet okładka naszego tygodnika pokazuje, że wokół Tuska i sprawy jego ewentualnego powrotu jest sporo emocji.
Uważam, że emocje te - choć naturalne - nie są zdrowe i sugerują, jak ujął to Piotr Skwieciński, pewną obsesję na punkcie byłego premiera.
Rozmiar tego zjawiska niepokoi. Wykazuje bowiem jakiś rodzaj poczucia niższości nosicieli tej związanej z Tuskiem emocji. I obiektywnie sprzyja powodzeniu jego politycznej akcji
— pisał Piotr.
WIĘCEJ: Patrząc w oczy węża, czyli niezamierzona monumentalizacja Tuska
Nie powtarzając tez Piotra, dodam jednak, że zjawisko to ma jeszcze jeden skutek uboczny - sprowadzenie problemów i wyzwań, jakie stoją przed naszym krajem (także przed ekipą rządzącą) do wizji powrotu Donalda Tuska (i prób zatrzymania go). To droga na skróty, która rozleniwia, a w dłuższej perspektywie wiedzie na polityczne manowce. Co bowiem mamy na końcu tej ścieżki? Czy aby nie lustrzane odbicie sytuacji z lat 2007-2015, gdy głównym motorem napędowym Platformy było straszenie powrotem do władzy Jarosława Kaczyńskiego? Gdy to paliwo się skończyło, okazało się, że platformiany król jest nagi.
Pokusa jest zapewne silna i widać ją na co dzień: sprowadzić ofertę PiS do zatrzymania mafii VAT, złodziejskiej reprywatyzacji i uległości (zwłaszcza w sprawach ideologicznych) wobec wytycznych z Brukseli. Kilka innych spraw zapewne by się znalazło (zabiorą 500+, podwyższą wiek emerytalny, etc.). I to w jakimś sensie naturalne, bo nie chodzi, rzecz jasna, o kompletny brak porównania Polski A.D. 2019 z tym, co miało miejsce w roku 2014 czy 2015. Logika kampanii jest taka, że trzeba, często na skróty, pokazywać dwie propozycje, budzić emocje, czasem grać na granicy faulu.
Chodzi jednak o skalę tego zjawiska i proporcje. Krzysztof Nakonieczny po moim ostatnim tekście na naszym portalu zapytał, co rozumiem przez „szarpnięcie cuglami” rok po zmianie premiera. Kompletnie nie chodzi mi o nazwiska, są one wtórne, a głęboki reset personalny tylko pogłębiłby dezorientację i nadsterowność, przed którymi nieśmiało przestrzegałem.
Mam na myśli między innymi wyjście z logiki permanentnej, wiecznej opozycji i poczucia oblężonej twierdzy (co jest dobrze widoczne w ostatnich głośnych słowach wicepremiera Glińskiego). To jasne, że obóz Zjednoczonej Prawicy - jak każda partia władzy - jest mocno atakowany, czasem zresztą niesprawiedliwie. Ale to w rękach polityków PiS są narzędzia, które pozwalają nie tylko wyrwać się z logiki reaktywności, ale i poczuć, na nowo, sprawczość w działaniach państwa. Żonglerka świetnymi danymi związanymi z finansami i kondycją ekonomiczną państwa to tylko jeden z przykładów, które nie są niemal w ogóle „sprzedawane” opinii publicznej. Tak jakby nie było o czym mówić.
Jeśli Prawo i Sprawiedliwość nie przedłuży swojego wyborczego mandatu w roku 2019, to nie z powodu wizji powrotu Donalda Tuska czy mniej lub bardziej podkręcanych i spinowanych spraw jak ta ostatnia z KNF. Zdecyduje cała góra barwinków - małych i dużych historii (z regionu, ale i rządu), które mogą, choć nie muszą złożyć się na większe odczucie, że coś jest nie tak. Czasem to będzie nominacja dla kuzyna czy pociotka, innym razem fiasko konkretnego projektu inwestycyjnego w okolicy, jeszcze innym podwyżki w roku wyborczym (na przykład energii) czy realnie odczuwalna drobnostka. Można to odeprzeć wyłącznie pozytywnym, daleko patrzącym przekazem, co zresztą charakteryzowało PiS przez lata. Słusznie jednak zauważył ostatnio prof. Waldemar Paruch, przekonując, że w roku 2019 PiS będzie traktowane przez wyborców jako partia władzy - a to oznacza inne oczekiwania i konieczność innej niż dotychczas opowieści o Polsce. A tej reorientacji myślenia jak na razie brakuje. Zejście na poziom strachów (często strachów na lachy) przed powrotem Donalda Tuska tylko oddala perspektywę zmiany tego stanu rzeczy.
-
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/421957-boze-chron-nas-przed-strachami-na-lachy-przed-tuskiem