Jeszcze partia Roberta Biedronia nie powstała, kiedy w jednym z wrześniowych sondaży uzyskała 8-procentowe poparcie. Z analizy wyników wysnuto wniosek, że mogłaby odebrać sporo głosów Platformie Obywatelskiej.
Snucie prognoz politycznych na podstawie sondaży na rok przed wyborami parlamentarnymi przypomina wróżenie z fusów, tym bardziej ze coraz częściej odnoszę wrażenie, iż ich wyniki są wzięte à la carte – co zamawiający sobie życzy.
Robert Biedroń, uskrzydlony sukcesem w Słupsku, ogłosił wreszcie, że staje na czele ruchu, „który zmieni oblicze Polski, który zmieni oblicze tej ziemi”, nawiązując – świadomie lub podświadomie – do słów, których autorem jest zupełnie ktoś inny i raczej w bieżącej polityce nie wypada ich używać.
Wynik komitetu powołanego na wybory samorządowe przez prezydenta Słupska i jego zastępczynię może trochę szokować, ale w kontekście dość kuriozalnych wyborów w niektórych innych miastach Polski nic już nie dziwi. Mieszkańcom Słupska widać nie przeszkadzało, że ich dotychczasowy prezydent więcej czasu spędził poza miastem, którym zarządzał, niż w ratuszu. Fileas Fogg z książki Juliusza Verne objechał świat w osiemdziesiąt dni, prezydent Biedroń w siedem miesięcy w pierwszej połówce kadencji kulę ziemską okrążył dwukrotnie. Także zadłużenie miasta, które wytykali Biedroniowi polityczni przeciwnicy, nie wpłynęło na decyzje mieszkańców. Kandydatka wspierana przez Biedronia wygrała wybory w I turze, a on sam zyskał najwięcej głosów w wyborach do Rady Miasta. Ta przeszłość nowego partyjnego przywódcy nie powinna mu zatem w niczym przeszkodzić.
Biedroń zaczyna budować swoje ugrupowanie mądrze – zapowiedział, że do końca roku odwiedzi czterdzieści miast i dopiero w lutym, wzbogacony o wiedzę, czego tak naprawdę chcą wyborcy, ogłosi swój program. A jeszcze lepszym posunięciem była zapowiedź rozpoczęcia budowy struktur w terenie.
Bez tego, ale i bez pieniędzy, nowe ugrupowanie nie ma co marzyć o jakimkolwiek, nawet najmniejszym sukcesie w wyborach. Przyłączenie się do Biedronia Krzysztofa Gawkowskiego, byłego sekretarza generalnego i wiceprzewodniczącego SLD, sprawia, że ten projekt staje się bardzo realny.
Gawkowski rozstał się z Sojuszem 6 listopada, a już dziesięć dni później stanął u boku Biedronia, przyłączając się do jego inicjatywy. Gawkowski był w SLD od 2000 roku, a jako sekretarz generalny zjeździł cały kraj i zna struktury tej partii w terenie jak mało kto. I bardzo prawdopodobnym staje się podejrzenie, że budowanie struktur nowej partii Biedronia może się odbyć kosztem utraty przez Sojusz części jego jego struktur i wielu członków. Po pierwsze dlatego, że doły partyjne są rozczarowane wynikiem wyborów samorządowych – choć powtórzono procentowy wynik z 2014 roku, to jednak wysoka frekwencja sprawiła, że stracono wiele mandatów. Po drugie – ortodoksyjne stanowisko władz SLD, zakazujące samorządowcom tej partii wchodzenie w koalicję z PiS, wzbudziło odruch buntu przeciwko takiemu centralistycznemu zarządzaniu partią. Po trzecie – członkowie SLD mają już dość bycia w opozycji i tego poparcia w sondażach oscylującego wokół progu wyborczego oraz nikłej perspektywy na jakieś sukcesy wyborcze w najbliższej przyszłości. Ostatnie posiedzenie Rady Warszawy SLD jest tego dobitnym przykładem – jeden z jego uczestników twierdzi, że tylko zerwanie kworum przez „ludzi Czarzastego” uchroniło przewodniczącego przed podjęciem uchwały o zwołaniu nadzwyczajnego zjazdu SLD i wezwaniem go do rezygnacji z przewodzenia Sojuszowi, choć roztaczał przed zebranymi wizje wielkiej koalicji właśnie z Biedroniem i Platformą.
Ale chyba najważniejszą przyczyną, być może jeszcze nie do końca uświadomioną sobie przez członków i elektorat SLD, która mogłaby spowodować przepływ do ruchu Biedronia, jest okazja oderwania metki „postkomunistów”, przypiętej zarówno SdRP jak i SLD jako spadkobiercom PZPR. Dla młodego pokolenia działaczy lewicy ten spadek jest szczególnie uciążliwy, traktowany jako garb, którego za żadną cenę nie można się pozbyć. Dołączenie do ruchu Biedronia stwarza okazję zrzucenia go z pleców.
Krzysztof Gawkowski ma jeszcze jedną, nieoceniona zaletę – jest założycielem i dyrektorem Polskiego Instytutu Cyberbezpieczeństwa i jedną z niewielu osób, dla której Internet i media społecznościowe nie mają tajemnic. I to może być kolejny, bardzo mocny punkt ugrupowania Biedronia. Jeżeli zakładać, że oprócz lewicowego elektoratu SLD adresatem jego zabiegów będą mieszkańcy wielkich i średnich miast, to chyba nie ulega wątpliwości, jak skuteczną i potężną bronią w ich pozyskaniu są media społecznościowe i Internet. Bo ten wielkomiejski elektorat nie głosował „za” Koalicją Obywatelską, tylko przeciwko PiS. Nowa, bardziej atrakcyjna oferta, nie sprowadzająca się tylko do straszenia PiS-em, który jak dzik „jest dziki, jest zły i ma bardzo ostre kły” i obiecywania, że „będzie jak było”, może dużą część tego elektoratu do ugrupowania Biedronia przekonać.
Ugrupowanie Biedronia będzie też miało bonus za nowość – tak jak kiedyś Ruch Palikota czy Nowoczesna i bardzo prawdopodobnym jest, że jeśli Biedroń, przy pomocy Gawkowskiego, ogarnie organizacyjnie i finansowo to całe przedsięwzięcie, może wejść do parlamentu z podobnym wynikiem.
A co z SLD? Powstanie ugrupowania Biedronia może być ostatnim gwoździem do trumny Sojuszu. I nawet nie będzie czasu, by wyprowadzić sztandar…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/421644-czy-robert-biedron-wbije-ostatni-gwozdz-do-trumny-sld