Równo trzy lata temu - 16 listopada 2015 roku - Beata Szydło została zaprzysiężona na urząd premiera, a w Polsce rozpoczął się okres „dobrej zmiany”. Dziś, na rok przed końcem kadencji, a także przy okazji zamieszania wokół Komisji Nadzoru Finansowego, można pokusić się o małe podsumowanie i kilka wniosków.
Zostawmy na razie ogólną ocenę rządów, na to przyjdzie czas bliżej wyborów, ale na dziś widać wyraźnie, że obóz Zjednoczonej Prawicy jest w uderzeniu, w ofensywie, w grze, wtedy, gdy o coś mu chodzi i potrafi to jasno wyjaśnić; tymczasem od pewnego momentu polityka PiS sprowadzona jest do reakcji na to, co się dzieje. Brakuje sprawczości, a administracja codziennością, zarządzanie „pisowską” wersją ciepłej wody w kranie i pewien rodzaj politycznego dryfu to oferta, która w pewnym wymiarze przestaje wystarczać.
Nie zawsze muszą to być tak wielkie i przełomowe projekty jak 500+ czy tak emocjonujące i kontrowersyjne sprawy jak zmiany w sądownictwie. Trzeba jednak przyznać, że nie ma jednak - na dziś - dominacji w zakresie opowieści o tym, co dzieje się (i zmienia) w państwie, które obszary rzeczywistości wymagają pracy, a które korekty. Rewelacyjne dane gospodarcze traktowane są jako oczywistość, brakuje finezji w opisaniu mechanizmów, jakie PiS uruchomiło w państwie, „dobra zmiana” ugrzęzła w wewnętrznych sporach, bierności i marazmie, jaki co prawda pojawia się po pewnym czasie u każdej partii władzy, ale nie każdej jest wybaczany.
Reaktywność widać dobrze na przykładzie zamieszania wokół KNF: stosunkowo szybka reakcja (dymisja, śledztwo i uruchomienie służb) nie została opakowana w klarowny i spójny komunikat, w wyjście do przodu. Zabrakło premiera, który bierze taki ciężar na klatę i spokojnie odpowiada na zarzut, wątpliwość czy znaki zapytania. Czasem trzeba umieć szarpnąć do przodu, a gra na przeczekanie nie wystarcza. Czy nie inaczej jest w sprawie zamieszania po orzeczeniu TSUE wokół Sądu Najwyższego? Inicjatywa została przez rządzących oddana w najlepsze; nie ma ani determinacji, ani przekonania, że coś tu się nie zgadza, że pewne rzeczy trzeba przeciąć. Znów - dryf.
Rzeczywistość jest taka, że nie wystarczy też coś, co pozwoliło rozdawać karty w grze wokół politycznych emocji w roku 2015 - czyli dążenie do resetu, sama chęć politycznej zmiany, a także potrzeba rewolucji godnościowej (która realnie się w dużej mierze dokonała, patrz wspomniane 500+ czy zmiany reguł gry w zakresie awansów społecznych). Na łamach „Kultury Liberalnej” Grzegorz Sroczyński stawia tezę, że spora część elektoratu PiS po prostu domaga się świętego spokoju. To zbyt daleko idące sformułowanie - ten spokój musi być opakowany w konkretną i pełną strategię, choć rzeczywiście: ustabilizowaną. Świadomość tego stanu rzeczy istnieje zresztą także w rządzie, o czym mówił w piątek prof. Waldemar Paruch:
Inaczej przeprowadza się kampanię, gdy jest się w opozycji, a inaczej gdy rządzi. (…) PiS będzie startowało w roku 2019 jako partia rządząca, co oznacza, że wyborcy będą oczekiwać stabilizacji i respektowania ich oczekiwań społecznych. Od opozycji się tego nie oczekuje
— przekonywał w w poranku Siódma9.
Wybory samorządowe były na tyle specyficzne, w dużej mierze lokalne, że nie wymagały tak szeroko i spójnie zakreślonej strategii - choć i tutaj powinna zapalić się lampka, bo „scentralizowanie” tamtej kampanii miało swoje plusy, jak i minusy. Ale już przed wyścigiem do Parlamentu Europejskiego trzeba sobie zadać pytanie na przykład o to, jak skonstruować opowieść o polskiej wizji przyszłości Unii Europejskiej, o polskich staraniach o jak najlepszy dla nas kształt budżetu unijnego, o zmieniającą się na naszych oczach rzeczywistość polityczną w Niemczech, Francji, Włoszech. Czy jesteśmy gotowi na te małe i większe wstrząsy, które nieuchronnie się zbliżają? A to przecież wyłącznie margines skomplikowanej rzeczywistości. Brak ofensywy w tym zakresie powoduje, że przejmują ją inni, opowiadając w najlepsze o groźbie Polexitu czy potrzebie wejścia do strefy euro.
Premier Mateusz Morawiecki - najpierw jako szef resortu finansów i wicepremier, później już jako prezes Rady Ministrów - ma się czym pochwalić: liczby ws. ściągalności VAT, rozwoju gospodarczego (na tle innych krajów UE), a przy tym zmniejszania się nierówności społecznych mówią same za siebie. Ale liczbami i danymi nie wygrywa się wyborów; one muszą zostać przełożone na konkret: historie i baśnie o elektrycznych samochodach i nowoczesnych technologiach mogą być chwytliwe wyłącznie dla pasjonatów tematu.
To tak naprawdę podstawowa kwestia, jaka czeka PiS na najbliżśze miesiące: przed najważniejszymi w roku 2019 wyborami do polskiego parlamentu obóz Zjednoczonej Prawicy musi najpierw sobie, a później Polakom odpowiedzieć na pytanie: dlaczego chce zawalczyć o mandat na drugą kadencję rządów? Na razie na horyzoncie nie widać takiego przesłania: czy chodzi wyłącznie o niedopuszczenie do powrotu Platformy i systemu Tuska i Schetyny? Czy o utrzymanie tempa rozwoju i rozkręcenia polskiej gospodarki? A może jednak plan jest szerszy i zakłada uporządkowania tych fragmentów życia, które zostały ledwie draśnięte przez te trzy lata, a czasem nietknięte? Jeśli tak, to jakich? Jaka tak naprawdę jest oferta dla Polaków na najbliższy czas, poza podtrzymaniem tego (w wielu miejscach dobrego), co jest? To również pytania, które zapewne wrócą za kilka miesięcy, ale chciałbym też usłyszeć od odpowiedzialnych liderów, jakie wnioski po tym okresie rządów wyciągnęli: co jest do poprawy? Nie wszystkie sprawy trzeba rozstrząsać publicznie, ale jednak opinii publicznej wyjaśnienia niektórych kwestii po prostu się należą.
I choć pytań tych lekceważyć nie można, to - paradoksalnie - brak odpowiedzi na nie wcale nie musi powodować ani porażki w wyborach, ani nawet oddania władzy koalicji spod znaku zjednoczonych sił antypisowskich. Ale od takiego dryfu naprawdę niedaleko jest do przyspieszenia procesów, z jakimi zmaga się każda władza: zmęczenia materiału, poczucia niemożności, ogólnego bezwładu. To jeszcze nie jest czerwony alert, ale powoli apel o szarpnięcie cuglami robi się coraz głośniejszy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/421409-pis-na-rok-przed-koncem-kadencji-kilka-wyzwan-i-szkopulow