Mocno elektryzująca jest informacja o projekcie odbudowy Pałacu Saskiego w Warszawie. To dość konsekwentna polityka odbudowy stolicy po hekatombie wojennej. I to rozumiem. Ale elektryzowanie nie wynika wyłącznie z wymowy tego szlachetnego gestu i zamiaru, ale i z pewnych wątpliwości.
Przywracając Warszawie dawną świetność trzeba mieć na uwadze dwa pałace. Zarówno Saski jak i stalinowski Pałac Kultury. Oba nie mogą być symbolami Niepodległości. Jeden zamek trzeba odbudować, a drugi… no właśnie. Co zrobić z drugim? Należałoby chyba go rozebrać albo tak zmienić i przekonstruować, aby zupełnie nie przypominał obecnego symbolu dominacji sowieckiej. Od wszystkiego są fachowcy, także od architektury i urbanistyki, nie będę więc im podpowiadał co trzeba zrobić, aby PKiN im. Stalina przestał dominować nad Warszawą. Nie znam się na tym. Ale mam historyczne poczucie, że te dwa pałace się w Warszawie zupełnie wykluczają. Jeden ma głosić o wolnej Polsce, a drugi o „wolnym” PRL-u. Każdy z nich jest z innej Warszawy i na któryś trzeba się zdecydować.
Mam jeszcze wątpliwość finansową. W dzieciństwie jako „cały naród” odbudowywałem stolicę. Zdaje się, że nawet trzeba było kupić specjalny znaczek skarbowy, aby świadectwo ukończenia szkoły było ważne. We wczesnej młodości odbudowywałem Zamek Królewski, znów jako „cały naród”. Może więc tym razem za odbudowę Pałacu Saskiego zapłaciliby ci, którzy go zburzyli? Byłoby sprawiedliwiej. Miałoby to także znaczenie nie tylko ekonomiczne, ale i symboliczne. Trzeba tylko trochę dyplomacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/420962-moze-za-odbudowe-palacu-saskiego-zaplaciliby-niemcy