W ostatnich tygodniach niezborna do tej pory i niezdolna do żadnej inicjatywy antypisowska opozycja dostała jakby wiatru w żagle. I pędzi naprzód z nadzieją na wygrane wybory. Tyle, że ta nadzieja – jak na razie – nie ma jeszcze solidnych podstaw. Tym bardziej, że wraz z nią odradza się po antypisowskiej stronie pycha, która kosztowała tę formację utratę władzy trzy lata temu.
Niewykluczone, że – jak pisał Piotr Skwieciński – istnieje jakiś, mniej lub bardziej umowny, antypisowski sztab koordynujący działania opozycji. Jednak nawet jeśli tak jest, trudno nie dostrzec, że gwałtowny przyrost energii, zwłaszcza po wygranej antypisowskich kandydatów w wyborach prezydentów i burmistrzów miast, choć psychologicznie zrozumiały, ma dość kruche fundamenty. Bo ostatnie wybory – jeśli się weźmie pod uwagę wyniki do rad powiatów, dużych gmin oraz do sejmików wojewódzkich – były jednak zdecydowanym zwycięstwem PiS. Dlatego też do triumfu opozycji w wyborach parlamentarnych jeszcze bardzo daleka droga.
Nie oznacza to jednak, że można lekceważyć wyraźną zmianę nastrojów w miastach. Jest ona podsycana przez antypis z pozycji – nazwijmy je – statusowych. Opozycja próbuje żerować na dość prostackim elitaryzmie miast, na przekonaniu, że są one „solą tej ziemi”, elitą kraju, która ciężko pracuje na pomyślność swoją i prowincjonalnej hołoty, która zamiast okazać wdzięczność i posłusznie pobierać nauki, dobrała się do władzy i zaprowadza własne porządki. Śmialiśmy się kilka lat temu z Agaty Młynarskiej pomstującej na spasioną tłuszczę, która – żłopiąc piwo nad morzem – uniemożliwia jej uprawianie jogi na plaży, ale dziś okazuje się, że owa symboliczna Agata Młynarska okazuje się wyrazicielem znacznie szerszych emocji. Emocji, dotąd tłumionych, ale które w końcu znalazły swoje ujście w antypisowskim wzmożeniu.
To wzmożenie, które pomogło opozycji pokonać PiS w miastach, może jednak okazać się ryzykowne także dla samych antypisowców, jeśli wygłodniali sukcesów, nie zachowają ostrożności i popłyną zbyt daleko. Już teraz można dostrzec przejawy przedwczesnego triumfalizmu, gdy Grzegorz Schetyna zapowiada wejście Polski do strefy euro po wygranej PO, a odesłani na emeryturę sędziowie Sądu Najwyższego wracają do pracy i – nie oglądając się na nic – przywracają stare porządki. Można odnieść wrażenie, że niektórzy uznali za rzecz oczywistą, że rządy PiS dobiegły już właściwie końca. Nietrudno sobie zatem wyobrazić, że któregoś dnia po prostu przestrzelą.
Antypisowska opozycja wydaje się dziś oszołomiona, a w tym stanie łatwiej popełniać błędy. Gdy uwierzy znowu, że jedynie „przejechana ciężarna zakonnica na wózku inwalidzkim” może jej odebrać szanse na zwycięstwo, to zamknie sobie drogę do władzy. Pod warunkiem wszakże, że rządząca prawica wykaże się – tak jak w 2015 roku – lepszym słuchem społecznym i nie da się wciągnąć w kolejne wyniszczające bitwy. Nie każdą z nich można wygrać podczas jednej kadencji, to jeszcze do niedawna było w obozie rządowym rzeczą oczywistą i miejmy nadzieję, że nadal tak jest. Pychę, przedwczesny triumfalizm i niecierpliwość lepiej pozostawić innym.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/420504-ciezarna-zakonnica-na-wozku-inwalidzkim-zbliza-sie-do-pasow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.