Zadekretowana przez Hannę Gronkiewicz-Waltz delegalizacja Marszu Niepodległości była oczywistą, jednoznacznie polityczną prowokacją. Chodziło o wywołanie maksymalnego chaosu, zamieszania, o stworzenie przestrzeni do burd i zadym. Odwołanie tak dużej imprezy pod tak wątpliwymi pretekstami, tak krótko przed terminem nie zwiększało w żadnym stopniu niczyjego bezpieczeństwa; odwrotnie, tworzyło sytuację prawdziwie wybuchową.
Można powiedzieć, że taki jest najważniejszy wniosek opozycji z wyborów samorządowych: jeszcze więcej tego samego. Jeszcze ostrzej. Jeszcze mocniej. Tak, by zmęczyć Polaków, by wywołać dominujące wrażenie, że dzieją się rzeczy straszne, których nie można już znieść. A w związku z tym, że trzeba zagłosować na tych, którzy gwarantują nudny, faktycznie monopolistyczny spokój.
Ale takie wisty są ryzykowne, bo mogą spotkać się z jeszcze bardziej inteligentną, zabójczą kontrą. Taki charakter ma decyzja prezydenta i rządu o wzięciu Marszu Niepodległości pod opiekę, a nawet w swego rodzaju „niewolę”. Bo to jest i szach, i mat. Tego marszu, o innym statusie, władze Warszawy zakazać już nie mogą pod byle pretekstem. Ten marsz na pewno się odbędzie, niezależnie od humorów tego czy innego sądu. Ten marsz będzie dużo łatwiej kontrolować. I prawdopodobnie będzie liczniejszy niż poprzednie, bo mimo zrozumiałego rozgoryczenia narodowców, większość uczestników tej imprezy widziała w nim zawsze przede wszystkim okazję do afirmacji polskości, a nie deklarację poglądów narodowych (choć i takich osób nie brakowało).
Tę rundę prowokatorzy przegrali. Ale broni nie złożą. W niedzielę dogrywka, również bardzo ważna, bo także o konsekwencjach międzynarodowych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/420154-hgw-myslala-ze-bystrze-szachuje-ale-to-ona-dostala-mata