W historii Marszu Niepodległości było wiele patologicznych działań ze strony służb. Na przykład blokowanie marszu przez policję, gdy tłum był na moście. To coś nieprawdopodobnego! Niestety, nikt nie poniósł za to do dzisiaj konsekwencji
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Dariusz Loranty, były policjant, ekspert ds. bezpieczeństwa Świętokrzyskiego Forum Samorządowego.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: NASZ WYWIAD. Loranty: Granicą wolności protestowania jest atak na policjanta. Wtedy funkcjonariusz ma obowiązek użyć środków przymusu
wPolityce.pl: Nie obawiasz się, że brane przez policjantów zwolnienia L-4 sprawią, że liczebność policji w Warszawie 11 listopada będzie zbyt mała, żeby zapewnić bezpieczeństwo?
Dariusz Loranty: Policja jest organem administracji państwowej i korpusem urzędniczym zarządzanym na wzór wojskowy. Nie będzie najmniejszego problemu, żeby zapewnić odpowiednią liczebność funkcjonariuszy w Warszawie. Ściągnie się ludzi z innych miejsc. Nie wątpię w to, że Święto Niepodległości będzie prawidłowo zabezpieczone. Dodatkowa gratyfikacja finansowa czyni cuda.
Władze miasta straszą, że Marsz Niepodległości zostanie rozwiązany. Zapowiadana jest kontrmanifestacja.
Może być pewien problem decyzyjny w kwestii w którym momencie przerwać marsz albo nie przerwać. Z urzędu miasta płynie bardzo silna tendencja, że należy przerwać ten marsz, jeżeli pojawi się to, czy tamto. Niebezpieczne jest to, że urząd miasta jest również szefem służb i inspekcji. Decyzja o rozwiązaniu marszu może zostać podjęta przez urzędników administracyjnych, którzy nie do końca skonsultują ją z policją. Czyż nie mieliśmy przypadku rozwiązania marszu, ponieważ uznano, że tam są takie, czy inne napisy? Według mnie doszło wtedy do nieprawidłowej sytuacji.
Dla mnie jest to absolutnie czymś niezrozumiałym bo mamy dosyć precyzyjne określenie, kiedy należy przerwać marsz.
Kiedy należy to zrobić?
Gdy marsz swoim działaniem i zachowaniem nie spełnia kryteriów wymaganych prawem. Ale to nie jest warunek bezwzględny. Należy z decyzji rozwiązania marszu zrezygnować, jeżeli może się to wiązać z zagrożeniem dla bezpieczeństwa publicznego i dla uczestników marszu. W historii Marszu Niepodległości było wiele patologicznych działań ze strony służb. Na przykład blokowanie marszu przez policję, gdy tłum był na moście. To coś nieprawdopodobnego! Niestety, nikt nie poniósł za to do dzisiaj konsekwencji. Dochodziło do ekscesów typu spalenie budki. Policja oprócz zapewnienia porządku rejestruje naruszenia prawa. Dokumentuje wezwania do nienawiści rasowej czy do nienawiści religijnej. Na tej podstawie może wyciągnąć konsekwencje prawne.
W jakich przypadkach można rozwiązywać marsz? Co musi się zdarzyć, żeby go rozwiązać?
Rozumiem fakt, że rozwiązujemy marsze i zgromadzenia bez względu na ich barwy polityczne. Od różowych po biało-czerwone. Ale musi być bardzo precyzyjny zapis, kiedy to robimy. A tu celowo nie ma w przepisach prawa jasnych kryteriów, kiedy to ma nastąpić. Zdajemy się na propagandę. Więc zwolennicy postępu i nowoczesności będą przekonywali, jak ktoś mówi „niech żyje Polska” to znaczy, że jest rasistą, bo uważa, że inne kraje żyć nie powinny. To mi się bardzo nie podoba. Należy to uregulować prawnie.
Not. ems
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/420025-loranty-przerwanie-mn-przez-ratusz-byloby-niebezpieczne