Krystyna Janda uraczyła nas swoimi wywodami na łamach „Newsweeka” w ramach ich specyficznych obchodów 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę. Jak to ma w zwyczaju - a może nawet obsesji - zaserwowała dawkę paranoicznych wynurzeń na temat otaczającej nas rzeczywistości i czekającej nas przyszłości.
Nie zabrakło też lamentu. Janda bowiem była „święcie przekonana”, że „po takich jak nasze doświadczeniach historycznych tylko idiota może dać sobie odebrać wolność”.
Tak długo o nią walczyliśmy, tak długo o niej marzyliśmy, tak wiele było w naszej historii okresów zniewolenia, że nie tylko nie pozwolimy jej sobie zabrać, ale już na pewno nie zepsujemy jej sobie sami. No i jestem rozczarowana. Rozczarowana… trudno mi nawet nazwać czym…
— stwierdziła Janda.
Dopytywana co ją tak bardzo rozczarowało, odpowiedziała, że najbardziej to brak ideałów.
Dziś wygrywają podłość, kłamstwo, małość, interesowność, koniunkturalizm. Jestem rozczarowana tak infantylną nieumiejętnością docenienia tego, cośmy od losu dostali. Czy naprawdę nigdy nie zaczniemy uczyć się na własnych błędach?
— dopytywała.
Dramatyzowała, że kiedyś, gdy spotykała Polaka za granicą, to się z tego cieszyła, a teraz ma poczucie, że więcej ją z rodakiem dzieli, niż łączy i woli z nimi nie rozmawiać. Dodała, że również dziwnie czuje się w mediach publicznych.
Gdy wchodzę do miejsc publicznych, takich jak szpital czy kino, nie czuję się najlepiej. Nigdy wcześniej tego nie miałam. (…) Zakopałam się w teatrze i książkach. Od prawie trzech lat jestem praktycznie na emigracji wewnętrznej. Rozmowy bolą, te oczywistości, gdy trzeba na nowo tłumaczyć i uzasadniać, że białe jest białe. Dlaczego?
— histeryzowała aktorka wspierająca totalną opozycję.
Jestem tym przerażona. Wie pani, że jeśli kłamstwo stanie się rzeczywistością i my się na to zgodzimy, to sztuka też przestanie istnieć?
— lamentowała.
Na pytanie o to, dokąd to wszystko zmierza, Janda nie miała wątpliwości, że do… komunizmu.
To ma być kraj katolicko-narodowy! Nikt nic lepszego niż liberalna demokracja nie wymyślił. Miała być dyktatura demokracji, a jest zdobyta podstępem dyktatura jednej partii. Zresztą nie chcę się mądrzyć. Polityka to nie moja domena, ja tylko czuję każdą komórką swojego ciała, serca i umysłu, że nie chcę tego, co się w moim kraju wyrabia
— żaliła się Janda, dodając, że martwi ja to, czy „zdołamy naprawić to, co zostało zepsute w ostatnim czasie”.
Przyznała również, że ma „straszne poczucie straconej szansy” i wydawało jej się, że skoro dostaliśmy „skarb pokoju i wolności, to większego szczęścia już być nie może”, że trzeba tylko „pracować, mądrze to urządzić i zdać się na światłych, rozsądnych i mądrych ludzi”.
I nie ludzi, którzy będą mi mówili, jak mam żyć, myśleć, czuć i postępować, bo to wiem. Teraz czuję się, jakbym była chora. Jakbym miała raka, którego nie mam. Jakbym straciła nadzieję, że nawet jeśli uda się wyzdrowieć, to nigdy już nie wrócę do stanu, w którym byłam jeszcze niedawno. Byłam taka dumna z tej nowej Polski
— dramatyzowała Janda.
Żyję w kraju zagrożenia, podskórnie sączonego niepokoju, w kraju będącym w stanie emocjonalnej wojny. Gdy idę na demonstrację, to widzę ludzi, których trzepie wewnętrznie, tak samo, jak mnie
— stwierdziła Krystyna Janda.
wkt/”Newsweek”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/419706-czy-jest-na-sali-lekarz-paranoje-jandy-czuje-sie-chora