Wybory 21 października i 4 listopada 2018 r. były najmniej samorządowe ze wszystkich dotychczasowych w III RP, to i wyniki są tego odzwierciedleniem. Były scentralizowane, przede wszystkim w obozie władzy, bo zawsze po stronie rządzących państwem są bardziej scentralizowane. Po prostu władza wykorzystuje w kampanii swoje zasoby i przewagi. Tak było za PO i premiera Donalda Tuska, tak jest za PiS i premiera Mateusza Morawieckiego. Prawo i Sprawiedliwość wygrało w sejmikach wojewódzkich i wielu radach powiatów, bo tam przede wszystkim wygrać chciało. Oczywiście chciało też wygrać w miastach, ale szczególnie w drugiej turze scentralizowana strategia nie trafiła na podatny grunt. Miasta poczuły się samodzielnymi republikami – trochę tak jak włoskie miasta w IX-XII wieku Wenecja, Piza, Genua, Amalfi czy później Florencja, Siena i Mediolan, choć oczywiście polskie miasta nie są żadnymi samodzielnymi bytami państwowymi.
Poczucie quasi-państwowości (republikańskości) we włoskim stylu jest w wielu polskich miastach silne. Nawet tam, gdzie przez lata rządziła PO, np. w Warszawie, Wrocławiu, Gdańsku, Poznaniu czy Szczecinie. Od lat też ta quasi-państwowość (republikańskość) ma antypisowski rys, przede wszystkim dlatego, że PiS zawsze podkreślało unitarność państwa. I w ostatniej kampanii samorządowej akcenty na unitarność były bardzo widoczne, nawet w podkreślaniu równego prawa wszystkich miast do rozwijania się. Tymczasem w wielu miastach swego rodzaju uprzywilejowanie czy przewaga nie są odbierane negatywnie, a wręcz przeciwnie. Duma i pewność siebie mieszkańców wydają się być wprost proporcjonalne do owych przewag i uprzywilejowań, które chcą zachować miasta je posiadające. Quasi-państwowość miast wynika też z kwestii kulturowych, obyczajowych, aspiracyjnych, tożsamościowych, mitologicznych, ideologicznych czy po prostu z mody. Z podobnych powodów te miasta są też w dużej mierze antypisowskie.
Można by w tym momencie zapytać, dlaczego w takim razie na podatny grunt w miastach trafiła równie scentralizowana jak w wypadku rządzącego PiS kampania Koalicji Obywatelskiej. Przede wszystkim nie była ona do końca scentralizowana, gdyż w wielu miastach rządzili już prezydenci i burmistrzowie z PO, którzy bardzo się usamodzielniali w trakcie rządów (tworząc nawet własne komitety w wyborach do rad miejskich). Z kolei ci, których Koalicja Obywatelska poparła, jak Jacka Majchrowskiego w Krakowie, Jacka Sutryka we Wrocławiu czy de facto w drugiej turze Pawła Adamowicza w Gdańsku i Piotra Krzystka w Szczecinie, właściwie nie byli jej kandydatami, tylko reprezentantami różnych tendencji autonomicznych, czyli quasi-państwowych (republikańskich). W miastach taki sposób sprawowania władzy jest nie tylko możliwy, ale i coraz powszechniejszy. I z tym stylem wiąże się też zmiana politycznego powiązania prezydentów i burmistrzów, którzy często porzucają partyjne barwy, nawet już w pierwszej kadencji, albo od razu reprezentują „mieszkańców” bądź różne lokalne inicjatywy.
Jeśli scentralizowana kampania zadziałała w wypadku sejmików wojewódzkich i rad powiatów, a potwierdziły to oficjalne wyniki ogłoszone z kilkudniowym opóźnieniem, dość powszechne stało się przekonanie, że ten segment wyborów wygrało Prawo i Sprawiedliwość. A skoro tak i przekonanie o wygranej PiS było całkiem świeże oraz potwierdzone nawet przez sprzyjające opozycji media, to dla równowagi wybory w miastach „powinni” wygrać kandydaci opozycji, w tym kandydaci różnych lokalnych inicjatyw i komitetów. Bardzo często w przeszłości na wyborców działało przekonanie, że władza lokalna powinna być politycznie zróżnicowana i wzajemnie się szachująca czy ograniczająca. A to przekonanie było szczególnie silne miedzy pierwszą a drugą turą ostatnich wyborów samorządowych.
Nie bez znaczenia jest w Polsce przekora wyborców, którzy zwycięzcom chcą zawsze trochę utrzeć nosa i przywołać do porządku. Oczywiście były też w ostatnich wyborach samorządowych różne przyczyny strategiczne i taktyczne, przede wszystkim po stronie zjednoczonej prawicy, które zdecydowały o takich, a nie innych wynikach w miastach. Nimi powinny się przede wszystkim zająć same partie. Mnie interesowały tylko te aspekty, które w wyborach, szczególnie samorządowych mają coraz większe znaczenie, niezależnie od partyjnej taktyki i strategii. A ujawniają się one tym mocniej, im bardziej wybory są spolaryzowane, im bardziej stają się one plebiscytem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/419618-wyniku-wyborow-w-miastach-nie-da-sie-tak-prosto-wytlumaczyc
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.