„Co Merkel robi ze starymi ciuchami? Nic, ona je nosi”. W Niemczech ożyły na nowo stare kawały o pani kanclerz (tzw. Merkel-Witze). Jeszcze wczoraj niemal powszechnie uwielbiana „Mutter der Nation”, „Miss Deutschland” i „Najpotężniejsza Kobieta Świata”, dziś niemal powszechnie krytykowana i wyszydzana przez rodaków jak na początku jej kariery politycznej, walczy o godne zejście ze sceny.
Jest w tym dowcipie osobliwa cezura. Przy ogłaszaniu decyzji o rezygnacji z kandydowania na przewodnictwo w partii i na urząd kanclerski po zakończeniu bieżącej kadencji Angela Merkel wystąpiła pewnie nie w tym samym żakiecie, co przed laty, gdy obejmowała kierownictwo w CDU, ale przynajmniej w takim samym, buraczkowym kolorze. W historii Niemiec dobiega końca ważny rozdział z jej udziałem. Konsekwencje tego kroku Merkel, wynikającego w gruncie rzeczy z wywołanego przez nią samą kryzysu imigracyjnego, będą wielorakie, tak dla chadeckich partii CDU/CSU, dla współrządzących z nimi socjaldemokratów z SPD, jak i dla całej niemieckiej sceny politycznej, a także dla Unii Europejskiej i być może stosunków transatlantyckich. Ale po kolei…
Gdyby w Niemczech odbyły się dziś wybory do Bundestagu, biorąc pod uwagę rezultaty niedawnych wyborów w Bawarii i w Hesji, a także aktualne sondaże, CDU straciłaby aż jedną trzecią poparcia, zaś SPD zajęłaby… czwarte miejsce, po chadekach, po Alternatywie dla Niemiec i po Zielonych. Nie da się zaprzeczyć, że głównym powodem utraty popularności udziałowców koalicji rządowej jest absurdalna polityka imigracyjna, ale nie tylko. Oba obozy, zarówno chrześcijańskich demokratów jak i socjaldemokratów dalece odbiegły od swych korzeni, zatarły się ich ideowe różnice, wręcz upodobniły się do siebie. Chrześcijaństwo chadeków pozostało tylko jakby pro forma w samej nazwie Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) i Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU), podobnie jak wywodząca się z ruchu robotniczego socjaldemokracja w nazwie SPD. W praktyce erozja tych największych partii ludowych oznacza, że dla ratowania własnej skóry powinny wystąpić z tzw. wielkiej koalicji i od nowa zabiegać o poparcie swych dawnych wyborców, którzy podryfowali w kierunku innych, mniejszych ugrupowań. Ale - z uwagi na okoliczności - koalicja CDU/CSU-SPD musi trwać i grać na czas.
Na niemieckiej scenie politycznej zrobiło się kolorowo jak nigdy dotąd. Spadek społecznego zaufania do współrządzących koalicjantów, przy równoczesnym wzroście popularności wyrosłej na kryzysie imigracyjnym Alternatywy dla Niemiec, która obecnie stanowi największą siłę opozycyjną w Bundestagu i land o landzie zdobywała wszystkie parlamenty krajowe, oznacza w praktyce koniec dotychczasowego, stabilnego podziału ról. Możliwe stają się różne „egzotyczne” układy i sojusze, czarno-zielonych (CDU i partii Zielonych), jak np. w Hesji, czarno-czerwonych (chadeków z socjaldemokratami), tzw. koalicja lampowa – czerwono-żółto-zielona (lewicy, liberałów z FDP i partii Zielonych), „koalicja jamajska” od czarno-żółto-zielonej flagi tego kraju, czy czarno-czerwono-zielona „koalicja kenijska”.
Brzmi śmiesznie, ale śmiesznie nie jest. Przyparci do muru przez politycznych przeciwników chadecy i socjaldemokraci z wielkiej koalicji z zaprogramowanym rozstaniem muszą wspólnie walczyć o… utrzymanie steru władzy i zrobią wszystko, aby dotrwać do 2021 r. Przedwczesne wybory byłyby dla nich katastrofalne. Stąd też ucieczka kanclerz Merkel do przodu i jej zapowiedź rezygnacji z ponownego ubiegania się o szefostwo w partii (jeszcze dwa tygodnie temu zapewniała, że będzie kandydować) oraz wycofania się z polityki po upływie bieżącej kadencji. Z jednej strony ma to uspokoić wyborców, że „i tak wkrótce odejdzie”, a z drugiej wyciszyć szeregi we własnej partii i przerzucić trudy odnowy oraz lwią część odpowiedzialności na nowego przewodniczącego. Z jej decyzji cieszą się także socis z SPD, którzy jak chadecy z CDU/CSU liczą, że do tego czasu minie kryzys imigracyjny i uda im się poprawić własne notowania. Posunięcie ze strony Merkel zaiste mistrzowskie, to ona decyduje, kiedy odejdzie, a po cichu liczy też, że w glorii.
W CDU już rozpoczęły się podchody, kto na jej miejsce na czele partii, kto kogo popiera, kto może, a kto nie powinien ubiegać się o te funkcję. Już kilka chwil po ogłoszeniu decyzji przez Merkel pojawiły się pierwsze nazwiska kandydatów, a ich lista wydłuża się niemal z godziny na godzinę. Pod uwagę brana jest m.in. 56 letnia Annegret Kramp-Karrenbauer, była premier Saary, od niedawna sekretarz generalna CDU, ale także np. reprezentant młodszego pokolenia Jens Spahn, 38 letni minister zdrowia w gabinecie Merkel. Niespodziewanie zameldował się też postrzegany już przed laty przez niektórych w chadeckich kręgach jako przyszły kanclerz, były szef frakcji CDU, 63.letni prawnik z wykształcenia Friedrich Merz. Tę kiedyś „wschodzącą gwiazdę chadeków” strąciła w 2002 r. z firmamentu sama Merkel - Merz był jej zagorzałym wrogiem, kpił z niej otwarcie i uczestniczył w męskim spisku baronów (kilku landowych premierów CDU), którzy nie chcieli dopuścić aby „ta kobieta” objęła przewodnictwo w partii, a już w ogóle żeby została kanclerzem. Zanim Merz zgłosił swą kandydaturę na następcę Merkel, udał się do Brukseli, gdzie sondował opinie i swoje szanse na poparcie wpływowych polityków, a po powrocie zapewnił na naprędce zwołanej konferencji prasowej, że jego pojednanie z panią kanclerz jest zbędne, bo ją ceni, jej dorobek i w ogóle cieszy się na bezkonfliktową współpracę…
Merz, który w ostatnich latach pracował w różnych radach nadzorczych, jest dobrze znany starszym kolegom, młodszym - w co wierzy - „da się poznać” i obiecuje dokonanie „zmiany pokoleniowej” w CDU. Postrzegany jest jako reprezentant skrzydła konserwatywnego, czyli teoretycznie gwarantuje powrót - co też zapowiada - chadeków do korzeni. Poza tym jest za wzmacnianiem tożsamości narodowej oraz kulturowej Zachodu, a także spójności państw eurostrefy, za zacieśnianiem więzów Niemiec z Francją, deklaruje się przy tym jako zwolennik dobrych relacji transatlantyckich. Nie da się ukryć, że ambicje Merza nie kończą się na przewodnictwie w partii, jeśli ruszył do ataku, to z opcją, że będzie to trampolina do ubiegania się w 2021 r. o fotel kanclerski. Kto ostatecznie obejmie schedę w unii po Merkel i co z tego wyniknie, przekonamy się za kilka tygodni, po grudniowym zjeździe CDU. Żadna kandydatura nie jest jeszcze pewna, pojawiły się też żądania członków partii o przeprowadzenie prawyborów.
Wielką niewiadomą pozostaje kwestia rosnącej w siłę Alternatywy dla Niemiec. Jak do tej pory kanclerz Merkel podkreślała: „dopóki ja rządzę współpraca z AfD jest wykluczona”. Dopóki… Szef frakcji AfD Alexander Gauland (wcześniej przez 40 lat członek CDU), puszcza te słowa mimo uszu i już zapowiada gotowość do tworzenia koalicji ze swą byłą partią, jeśli ta „wróci do swych dawnych wartości”… A wszystko to - wracając do punktu wyjścia - są skutki irracjonalnego otwarcia drzwi do Europy dla islamskich imigrantów przez Merkel, zarówno na wewnętrznej scenie politycznej w RFN, jak i dla całej Unii Europejskiej. Jak skwitował szef Instytutu Badań Gospodarczych DIW w Berlinie Marcel Fratscher, „Niemcom wiodło się tak dobrze, że stały się wyniosłe i aroganckie”. Niemcy, które usiłowały i nadal usiłują poprzez swe wpływy w Brukseli dyrygować państwami UE nie tylko w kwestii tzw. uchodźców, wniosły wielki wkład w narastający eurosceptycyzm. Dość spojrzeć na rezultaty wyborów, począwszy od Polski przez Węgry, Austrię aż do Włoch i Grecji, że o Brexicie nie wspomnę. Po turbulencjach na niemieckiej scenie politycznej i sukcesach AfD podobne trzęsienie nastąpi zapewne we Francji, gdzie prawicowi populiści już mocno namieszali w minionych wyborach, a obecnie notowania prezydenta Emmanuela Macrona lecą na łeb i szyję.
Niemcy i Europa są te same, ale już nie takie same, za sprawą Merkel zmienia się wszystko, mnożą się znaki zapytania, ale i obawy o przyszłość. Niezależnie od zarzutów stawianych Merkel, kanclerz była przewidywalna. Na arenie ogólnoeuropejskiej wiele wyjaśnią przyszłoroczne wybory do europarlamentu, w którym – czego już można się spodziewać - zwolennicy przekształcenia unii w wyimaginowane „Stany Zjednoczone Europy” z ponadnarodowym rządem i parlamentem w Brukseli i Strasburgu stracą dotychczasowe wpływy. Można się spodziewać, że na nowo rozgorzeje unikana dziś dyskusja o kształcie, formie i przyszłości Unii Europejskiej.
Jak w tych nowych okolicznościach powinny przebiegać jutrzejsze, polsko-niemieckie konsultacje międzyrządowe? Tak samo jak dotychczasowe, bo i tematy od lat nie uległy zmianie: począwszy od bałtyckiej, rosyjsko-niemieckiej „rury przyjaźni”, stosunku do reform w naszym kraju, powojennych odszkodowań, czy poszanowania praw Polaków w Niemczech, a na przyszłości UE i stosunkach transatlantyckich skończywszy. Rzeczowy dialog musi trwać, bez względu na to, co dzieje się dziś w Berlinie. Tym bardziej, że są nim obecnie zainteresowani sami Niemcy…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/419252-kanclerz-merkel-w-trybie-warunkowym-walczy-o-godne-odejscie