Głęboki reset politycznych układów, a gdzieniegdzie zerwanie pajęczyny wpływów - przynajmniej na poziomie sejmików i powiatów, w miastach stan gry został zakonserwowany, a nawet zabetonowany - to jeden z oczywistych wniosków po tych wyborach samorządowych. Skala sukcesu Prawa i Sprawiedliwości w sejmikach okazała się na tyle duża, że PiS wzięło szturmem sześć sejmików, w siódmym jest bliskie stworzenia koalicji, na Mazowszu i Śląsku gra, choć trudniejsza, również jest otwarta.
A gra to będzie ostra. Telefony do działaczy PSL, PiS, PO i innych ruchów (zwłaszcza tych oficjalnie niezależnych), którzy zdobyli mandaty do poszczególnych sejmików, rozpoczęły się już na początku tygodnia. Wraz z napływającymi danymi z Państwowej Komisji Wyborczej nerwowość tylko rosła.
Zerkałem na te pierwsze, często chaotyczne i impulsywne, reakcje z perspektywy sejmowego reportera. Borys Budka wydzwaniał na Śląsk, Andrzej Halicki i Marcin Kierwiński pilnowali swoich działaczy na Mazowszu, a Jacek Protasiewicz wyrywał włosy z głowy, telefonując na Dolny Śląsk. Politykom Platformy (i PSL, ale o nich za chwilę) zajrzało w oczy widmo głębokiej i daleko idącej straty wpływów, środków, instytucji, miejsc pracy, etc.
Nie próżnowali też politycy Prawa i Sprawiedliwości. Na Dolnym Śląsku szybko zorientowano się, że mrugać okiem do bezpartyjnych samorządowców trzeba zacząć szybko, bo Protasiewicz (i ludzie Schetyny, choć z nieco innej mańki) nie zasypiają gruszek w popiele. Prawdopodobnie PiS zdążyło wygrać ten wyścig z czasem. Na Śląsku do gry ruszono równie szybko: dwóch dżentelmenów z SLD, którzy zdobyli mandaty otrzymali naprawdę solidne propozycje polityczne (w tym funkcję marszałka województwa), ale pomimo wstępnej zgody zablokować miał je Włodzimierz Czarzasty, obawiając się efektu rażenia koalicji PiS-SLD. Nieco bardziej skomplikowana sytuacja jest na Mazowszu, ale i tutaj trwają targi - dwóch radnych z PSL niekoniecznie wystarczająco mocno pała miłością do partii koniczyny. A przynajmniej miłość ta może nie przetrwać pokus ze strony PiS. Targi zresztą trwają w dwie strony - niektórzy radni z Solidarnej Polski czy Porozumienia (dostali się z list PiS) otrzymywali wielkie propozycje, jak na Podlasiu, byle tylko zdradzili partię Kaczyńskiego.
Przeciąganie liny będzie trwało przynajmniej kilka tygodni, do momentu pierwszego posiedzenia w poszczególnych sejmikach i wyboru marszałka. Liczyć się będą nawet ostatnie godziny, gdy kruche większości będą musiały odeprzeć atak przeciwników politycznych, kusicieli z ofertami w dłoniach i stołkowymi asami w rękawach. Ach, pal sześć taśmy Sienkiewicza, Morawieckiego i Pawlaka - poznać treść nagrań z tych małych negocjacji, prowadzonych w dusznych gabinetach, okraszane lokalnymi przysmakami i alkoholem…
Chowajcie się, wy wszyscy z Sowy i Przyjaciół, zajadający ośmiorniczki i pijący dobre wino - prawdziwa Demokracja, ta przez wielkie D ma swoje oblicze pod Częstochową, w małych miasteczkach obok Płocka i Zawiercia czy gdzieś tam w Lubinie. Żonglerka propozycjami, tęsknoty, aspiracje, ambicje, stanowiska w spółkach i spółeczkach, troska o pracę dla synów, córek, teściowych, kochanek… Tam dopiero trwa wielka rozgrywka. Na poziomie danych z miast, sejmików i powiatów widzimy tylko wierzchołek tej pięknej góry.
Może przyjdzie kiedyś dzień, że zdradzeni - niekoniecznie o świcie - pokażą nagrania zmontowane starymi telefonami komórkowymi i zawieszającymi się dyktafonami. Byłby to doprawdy piękny i ważny moment dla naszej demokracji.
ZOBACZ TAKŻE WYWIAD Z JAROSŁAWEM GOWINEM W TELEWIZJI WPOLSCE.PL:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/418442-najciekawsze-tasmy-bylyby-z-negocjacji-w-sejmikach
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.