Stanisław Bareja był geniuszem, jeśli chodzi o uniwersalne prawdy. Przede wszystkim sformułował zasadę, że istnieje prawda czasu i prawda ekranu. I prawda czasu oraz prawda ekranu objawiły się w wieczór wyborczy. A teraz to trwa. No i Stanisław Bareja wymyślił Katarzynę Lubnauer. Jest ona połączeniem postaci „gospodarza domu” Stanisława Anioła oraz jego żony Mieczysławy zwanej Miećką (z serialu „Alternatywy 4”). Platforma Obywatelska z Nowoczesną jako zestawem dań i jej przewodniczącą jako „cieniuteńką jak opłatek czekoladką miętową” (skojarzenia z „Sensem życia według Monty Pythona” w pełni uzasadnione) wierzą wyłącznie w prawdę ekranu. A ona mówi o wielkim sukcesie, który jest bardzo przeciętnym sukcesem, oraz o wielkiej klęsce Prawa i Sprawiedliwości, która jest okazałym sukcesem. Największy triumf odniosła oczywiście Nowoczesna, więc jej liderka przyznała sobie prawo do ogłaszania klęski PiS oraz naigrawania się z SLD. Wielki sukces Nowoczesnej polegał na tym, że Grzegorz Schetyna (wyraźnie dobrze się czujący w roli „pana Kreozota” ze wspomnianego dzieła Monty Pythona) zgodził się, by jakieś nowoczesne dania chwilę postały sobie na stole, zanim pan Kreozot je pożre, a na koniec zakąsi „cieniuteńką jak opłatek czekoladką miętową”.
Katarzyna Lubnauer tak się „podjarała” prawdą ekranu”, że w obszarach, gdzie wygrało Prawo i Sprawiedliwość odkryła „ograniczenie cywilizacyjne”. Nie napiszę, jakie ograniczenie własne ujawniła przy tej okazji pani Lubnauer, żeby nie mącić jej prawdy ekranu. Odkrycie Katarzyny Lubnauer uzupełnił senator PO Kazimierz Kleina, wcześniej znany tylko z tego, że dwa lata temu miał w Senacie pięciominutowe wystąpienie po kaszubsku (niestety czytał z kartki). I senator Kleina odkrył z kolei, że tam, gdzie wygrała PO, ludzie są inni. To fakt, ale czy to powód, żeby się tym publicznie chwalić? Inni politycy PO odkryli natomiast (prawda ekranu zobowiązuje), że triumfalnie odzyskali wielkie miasta. Te same, którymi wcześniej rządzili. Sam Rafał Trzaskowski, świeżo wybrany prezydent stolicy, powiedział ponadto, że po odzyskaniu Warszawy nie urządzi w ratuszu czystki, co urzędnicy Hanny Gronkiewicz-Waltz przyjęli z ogromną ulgą, bo czystki się spodziewali, i to nawet wielkiej. Rafał Trzaskowski zaczął funkcjonowanie w roli prezydenta elekta stolicy od pokazania swojej domowej biblioteki. Na razie wywiadów udziela na tle owej biblioteki. Żeby wyborcy nie zapomnieli, iż jest intelektualistą, który słuchał wykładów prof. Bronisława Geremka po francusku oraz w tym języku czytał dzieła Edgara Morina. Bez pokazania biblioteki ktoś mógłby w intelektualistę Trzaskowskiego zwątpić, tym bardziej gdyby go słuchał. A tak zobaczy książki za plecami i już wie.
Katarzyna Lubnauer nie zauważyła, że kelner podał już panu Kreozotowi „cieniuteńką jak opłatek czekoladkę miętową” i że to ona jest tą czekoladką. Dlatego z wielkim animuszem kolportuje prawdę ekranu. Aż zdenerwował się przewodniczący SLD Włodzimierz Czarzasty i stwierdził, że w sprawach koalicji z koalicją będzie rozmawiał tylko z szefem, strasznie deprecjonując rolę pani Lubnauer i demonstrując męski szowinizm, mizoginię oraz dyskryminację. A powinien panią Lubnauer docenić, bo coraz lepiej sobie radzi w roli „gospodarza domu” Anioła (na zewnątrz, bo w koalicji jest wspomnianą „cieniuteńką jak opłatek czekoladką miętową”). Tym lepiej sobie radzi, że uczłowieczyła Anioła cechami jego małżonki Miećki, w końcu kobiety z aspiracjami.
Koalicja Obywatelska absolutnie słusznie opowiedziała się po stronie prawdy ekranu, gdyż ona zawsze pozwala mieć poczucie sukcesu i spełnienia. Jest w tym tylko jeden mały szkopuł: owa koalicja dyskretnie staje się częścią prawdy ekranu, czyli „barejowskiej” rzeczywistości. Ale to nawet dobrze, gdyż zarówno Katarzyna Lubnauer, jak i Grzegorz Schetyna już dawno wykazywali „barejowskie” cechy, ale nie było impulsu, który wyraźnie pchnąłby ich we właściwą stronę. Wybory okazały się takim impulsem. I okazały się także impulsem dla Rafała Trzaskowskiego, który jest na najlepszej drodze, by stać się nowym, udoskonalonym prezesem klubu „Tęcza” Ryszardem Ochódzkim. I niech ktoś powie, że Stanisław Bareja nie był geniuszem, skoro wymyślił to jakieś 40 lat temu, w całkiem innej rzeczywistości, i ten scenariusz krok po kroku się realizuje. Dzięki Koalicji Obywatelskiej
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/418434-janecki-trzaskowski-ryszardem-ochodzkim