Tuż po ogłoszeniu wyniku wyborów w Warszawie kandydat jednego z ruchów miejskich Jan Śpiewak ogłosił, że gratuluje zwycięzcy, a sam wraca do pisania doktoratu.
Pewnie nie zwróciłbym uwagi na tę w sumie grzecznościową wypowiedź, gdyby tego samego dnia tryumfujący Rafał Trzaskowski nie ogłosił, że w sumie to afera reprywatyzacyjna nie do końca była aferą:
Prawda jest taka, że w świetle obowiązującego prawa trzeba było oddawać kamienice.
Trzaskowski dodał, że „jeśli chodzi o reprywatyzację, to Hanna Gronkiewicz-Waltz była pierwszym prezydentem, który pomagał tym ludziom, którzy tracili dach nad głową”. Czyli właściwie należą się jej podziękowania, a może i pomnik.
To, że Trzaskowski nie zmieni wiele w obszarze reprywatyzacji, a gdy pojawi się szansa, zapewne pozwoli na odbudowanie procederu, było jasne od początku. Ale jednak zapewne nie pędziłby tak szybko z tego typu deklaracjami - kierowanymi zresztą nie tylko do publiczności, ale i do zainteresowanych - gdyby nie wygrał w pierwszej turze. Gdyby czuł się nieco mniej pewnie, gdyby miał za sobą bardziej wyrównany bój.
To, że Trzaskowski ma poczucie, że wszystko może, bo bój skończył się jego spektakularnym trumfem, jest przede wszystkim winą samego kandydata Zjednoczonej Prawicy i jego sztabu: coś musiało pójść nie tak, czegoś musieli nie przewidzieć. Ale nie jest to tylko wina Jakiego: to także wina Jana Śpiewaka.
Bo to Jan Śpiewak od pierwszego dnia kampanii zaczął strzelać do Patryka Jakiego. Czynił to niemal codziennie, także w czasie debaty telewizyjnej. I nie były to ataki mało znaczące. Groteskowa próba zasugerowania warszawiakom, że Jaki i jego obóz są współwinni reprywatyzacji w równym stopniu co Hanna Gronkiewicz-Waltz i jej zaplecze, mało kogo przekonała, ale za to dość skutecznie podważyła osłabiła wymowę i znaczenie całej afery.
Przecież skoro wszyscy są winni, to nikt nie jest winny.
Nie wykluczam, że Jan Śpiewak nie miał takich intencji. Może relatywny brak doświadczenia politycznego podpowiedział mu kuriozalny scenariusz ataku na Jakiego, który był także atakiem na jego własne polityczne fundamenty. Ale stało się: mafia reprywatyzacyjna ma prawo uznać, że wracają dobre czasy. Skoro nawet tej skali przekręty niczego w Warszawie nie zmieniły, to czy jest się czego bać?
Być może w tej sytuacji Jan Śpiewak powinien jednak wstrzymać się z pisaniem doktoratu do chwili, gdy komisja weryfikacyjna nie zakończy pracy. Jest okazja, by jednak tej sprawy nie zostawić w tak smutnym stanie. Jest okazja, by pomóc Jakiemu, udowadniając jednocześnie, że intencje towarzyszące tej nieszczęsnej kampanii były naprawdę nieskazitelnie szlachetne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/418369-czy-jan-spiewak-naprawi-bledy-z-kampanii-i-pomoze-jakiemu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.