Zjednoczona Prawica dostała niemal milion głosów więcej niż w wyborach w 2014 roku (choć to wciąż nie są oficjalne wyniki, bo tych nadal nie znamy). Za to Platforma Obywatelska, która tym razem wystąpiła w koalicji nie powiększyła swojego stanu posiadania (liczonego w oddanych głosach), stracił za to PSL (wbrew sondażom z wieczoru wyborczego), a Ruch Kukiz’15 w wyborach samorządowych praktycznie się nie liczył.
Ten milion głosów pochodził m.in. od Polaków, którzy skorzystali na społecznych programach Zjednoczonej Prawicy. Nie prawda, że beneficjenci rządowego wsparcia zignorowali samorządową elekcję. Ten milion głosów przerodził się w zwycięstwo w 9 województwach, gdy 4 lata temu PiS wygrało w pięciu, a w 2010 tylko w jednym. Na dziś wygląda na to, że PiS samodzielnie będzie rządzić, aż w 6 województwach, w tym w woj. Świętokrzyskim – dotychczasowym bastionie PSL.
Warszawa potwierdziła natomiast, że jest miastem bardziej liberalnym niż się wielu wcześniej wydawało. W dużych miastach wybory samorządowe zmieniły się w demonstrację niechęci do PiS i w antypisowski plebiscyt. Wielkomiejskiemu elektoratowi było wszystko jedno gdzie postawi krzyżyk, byle nie w kratce przy nazwisku kandydata PiS. Okazało się, że afera reprywatyzacyjna nie robi na warszawiakach wrażenia, zresztą w tej sprawie nie było ani jednej manifestacji pod ratuszem. Sprawdziło się jednak zarządzanie emocjami, zarządzanie nienawiścią.
Może błędem było sprowadzenie wyborów samorządowych do bitwy o stolicę, bo to miasto jest specyficzne i inne niż reszta kraju. Gdybyśmy wszyscy aktorzy życia publicznego ( w tym politycy i, media) nie koncentrowali się tak bardzo na warszawskim pojedynku, poczucie kaca po wygranych wyborach nie byłoby dziś tak dojmujące, bo klęska w Warszawie była do przewidzenia (z tym, że nie tak wielka i nie w pierwszej turze). Ale przecież w wyborach prezydenckich Bronisław Komorowski dostał w Warszawie 20 punktów procentowych więcej niż ich zwycięzca Andrzej Duda. Ten wynik właściwie się powtórzył.
Obawiam się, choć bardzo bym tego nie chciała, że teraz zwiększy się poziom niechęci i antagonizmów między liberalną elitą, a resztą Polski. Jednak Warszawa, to nie cała Polska, a z oddalenia problemy kraju wyglądają inaczej. Dlatego PiS musi pamiętać o swoim najwierniejszym elektoracie. Jeśli ten poczuje się zdradzony… wówczas wszystko może się zdarzyć.
-
Brudna kampania opozycji! Polecamy najnowszy numer tygodnika „Sieci”.
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/417891-warszawa-to-nie-cala-polska-z-oddali-kraj-wyglada-inaczej