Jeśli nie doszło do II tury to znaczy, że coś takiego musiało się w ostatnich 7-10 dniach kampanii zdarzyć, co zmieniło kompletnie rzeczywistość. A zdarzyły się dwie rzeczy. Najważniejszą jest kwestia skierowania części traktatu do TK, co było idealnym sposobem zmobilizowania wielkomiejskiego, liberalnego i silnie prounijnego elektoratu
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog.
wPolityce.pl: To, że PiS wygra wybory samorządowe w sejmikach, a przegra w dużych miastach było do przewidzenia?
Prof. Rafał Chwedoruk: Tego chyba spodziewali się wszyscy. Natomiast zaskoczeniem jest wynik PSL w granicach 15 proc. Także kwestia braku II tury i to nie tylko w Warszawie, ale także w miastach na ścianie wschodniej, jest używając terminologii bokserskiej remisem z wyraźnym wskazaniem na opozycję. PiS może sobie zaliczyć na plus bardzo wyraźne powiększenie poparcia w porównaniu z poprzednimi wyborami samorządowymi do sejmików województw. Jest to olbrzymi postęp. Ale to jedyne, co w tych wyborach może sobie zaliczyć na plus. Nie wiemy jeszcze jak to się przełoży na realną władzę, czy tutaj też będzie jakiś zysk. Bardzo wyraźnie widać, co było strategią PiS i co się nie udało.
Co mianowicie?
Prawo i Sprawiedliwość otworzyło dwa fronty. Jeden, absolutnie najważniejszy, dotyczył wsi i osłabienia PSL- u na tyle, żeby przestało być samodzielnym podmiotem. To znaczy, by stało się niewielkim satelitą PO, co mogłoby spowodować exodus wyborców i działaczy do PiS. I drugi front: poprzez nominację Mateusza Morawieckiego do roli prezesa Rady Ministrów PiS miał próbować zasiać ziarnowi wątpliwości wśród wielkomiejskich, liberalnych wyborców co do tego, czy warto glosować przeciwko PiS na największy komitet liberalny, czyli de facto PO. I to się też zupełnie nie udało. PiS będzie miał po tych wyborach w porównaniu z innymi najwięcej do przemyślenia.
Co PiS powinno zmienić?
Po pierwsze przemyśleć kwestię roli Mateusza Morawieckiego. Politycy PiS mogą zadać sobie pytanie: „Skoro mieliśmy walczyć o wieś z PSL, to jakim cudem można było uwierzyć w to, że Mateusz Morawiecki z jego doświadczeniem życiowym i drogą polityczną może pomóc i to w roli przywódcy akurat w zabiegach o wiejski elektorat?”. Drobniejsze pytanie wiąże się ze strategią: „Czy walcząc o umiarkowanego, wiejskiego wyborcę frontalny atak na PSL i jego działaczy, także historycznych przywódców był politycznie skuteczny?”. Kolejny strategiczny dylemat dotyczy sojuszników PiS.
To znaczy?
Po pierwsze dotyczy to partii Zbigniewa Ziobry, a w dalszym planie partii Jarosława Gowina. Bo wygląda na to, że symboliczny wynik w Białymstoku w wyborach prezydenckich jest bardzo zły, nie ma tam II tury. A dobry, dwucyfrowy wynik uzyskał kandydat Kukiza. Wszystkie sondaże, niemal do końca, pokazywały też że w Warszawie dojdzie do II tury.
Co poszło nie tak w przypadku PiS i Patryka Jakiego?
Jeśli nie doszło do II tury to znaczy, że coś takiego musiało się w ostatnich 7-10 dniach kampanii zdarzyć, co zmieniło kompletnie rzeczywistość. A zdarzyły się dwie rzeczy. Najważniejszą jest kwestia skierowania części traktatu do TK, co było idealnym sposobem zmobilizowania wielkomiejskiego, liberalnego i silnie prounijnego elektoratu. Oznacza to też, że wielu działaczy PiS może zadać sobie pytanie o cenę sojuszu z małymi partiami w sytuacji, w której te wybory pokazały, iż te partie prawie nic nie wnoszą do tego sojuszu. Drugą kwestią była debata kandydatów na prezydenta Warszawy, którą Patryk Jaki wywodzący się z partii Zbigniewa Ziobry przegrał, zwłaszcza w starciu z Rafałem Trzaskowskim.
Kto jest więc zwycięzcą tych wyborów?
Funkcjonalnym zwycięzcą tych wyborów nie jest PSL, choć jego wynik jest zaskoczeniem, bo jest niezwykle wysoki. To wielki sukces lidera tej partii. Ale wszyscy wiedzą, że on się nie powtórzy w wyborach sejmowych, tych najważniejszych. W tym momencie to Koalicja Obywatelska staje się głównym rozgrywającym po drugiej stronie. Warto zauważyć, że od iluś miesięcy nastąpiła korekta, to znaczy opozycja stała się bardziej zniuansowana. Czasami znów była totalna, by za chwilę, w niektórych tematach, odpuścić. Kwestii sądownictwa nie towarzyszyły wielkie manifestacje i próby kreowania tak wielkiego napięcia, jak niegdyś. To oznacza, że po drugiej stronie zaczęto uprawiać politykę i to też tworzy nową rzeczywistość.
To dobre założenie PiS, w kontekście następnych wyborów, by odpuścić w wielkich miastach, bo tam poparcie dla nich kształtuje się na poziomie 20-35 proc., a dalej skupić się na małych gminach, by jeszcze bardziej ludzi tam mieszkających przekonać do obozu Zjednoczonej Prawicy?
PiS to zrobił w tych wyborach, uczynił to w niemal wszystkich wielkich miastach. Ten eksperyment pokazał indywidualne możliwości poszczególnych polityków. Nie zaskakuje pani Wassermann, natomiast zaskakuje Płażyński junior, bo to miasto bardzo mocno liberalne. Tymczasem Patryk Jaki jest trochę ofiarą całej sytuacji w tym sensie, że arytmetycznie jego wynik jest dobry, natomiast w kontekście całej warszawskiej sytuacji jest katastrofą, bo tego nie brano pod uwagę.
Nie doceniono Trzaskowskiego i jego zaplecza?
Myślę, że przeceniono własne siły. Kwestia reprywatyzacji jest bardzo ważna, łapiąca za serce ze względu na swoje skutki, ale jest to trochę myślenie w kategoriach szlachetnych i naiwnych o współczesnym kapitalizmie. Założenie, że nagle chwycimy za serce wielkomiejską klasę średnią było naiwne. To pokazuje też, że nie można orientować się na strategię samodzielnych rządów, że trzeba brać pod uwagę, iż PiS będzie na pograniczu samodzielnych rządów. I wówczas trzeba mieć zdolność pozyskiwania polityków z innych ugrupowań, czy całych ugrupowań, choćby po to, by móc stworzyć rząd mniejszościowy. Natomiast strategia wpychania wszystkich partii opozycyjnych do jednego worka nie ma sensu, zresztą ona była przy tym niekonsekwentna. To rodzi pytanie – być może na nie jest już za późno- o sposób ułożenia relacji z PSL.
Co ma Pan na myśli?
Że być może frontalny atak na PSL nie był wskazany, może należało zwracać uwagę na to, że istnieje pewna wspólnota poglądów między PSL a PiS, czy istną częścią PSL. Moim zdaniem takim momentem, który zakłócił drogę wznoszącą PiS była zmiana premiera. A taśmy, które moim zdaniem w samej kampanii nie odegrały wielkiej roli, teraz dopiero staną się prawdziwym kłopotem i ciężarem. Bo wtedy były w cieniu innych wydarzeń, a w tej chwili mogą z powrotem wrócić w kontekście tego, że opozycja już wie kogo w obozie władzy atakować. Szukała słabego ogniwa i znalazła go i to bardzo wysoko w strukturach władzy. Przed PiS-em sporo więc dylematów i to dużo poważniejszych niż wskazywałaby sama arytmetyka wyborcza, która akurat dla PiS sama w sobie nie jest jakąś straszną klęską.
Rozmawiał Piotr Czartoryski- Sziler
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/417688-nasz-wywiad-prof-chwedoruk-przed-pis-em-sporo-dylematow