Jak napisała Wyborcza, firma Emila Stępnia i Doroty „Dody” Rabczewskiej zebrała pieniądze na film, którego nie produkowała.
“Inwestorzy to osoby niezwiązane z branżą filmową, najczęściej spoza Warszawy. Stępień maluje im wizje zaproszeń na plan filmowy, na który będą mogli zabrać rodzinę i przyjaciół”. Tak napisała “Gazeta Wyborcza”. Jest już odpowiedź Emila Stępnia, męża Dody.
Już sama zapowiedź która pojawiła się w internecie w piątek wieczorem naruszyła dobra osobiste. Wezwaliśmy Agorę do usunięcia materiału i wycofanie się z publikacji
— mówi mecenas Sławomir Trojanowski, radca prawny z kancelarii GP Togatus, pełnomocnik Emila Stępnia, męża Dody. I dodaje:
Nie zrobili tego, toteż po dzisiejszej publikacji skierujemy sprawę na droge postepowania sądowego. Materiał bowiem narusza dobre imię p. Emila Stępnia oraz p. Doroty Rabczewskiej
— dodaje Trojanowski.
Chodzi o to, że przez dłuższy okres spółka Stępienia była zainteresowana partnerstwem z podmiotem brytyjskim na rzecz wspólnej produkcji filmu “Dywizjon 303”. Spółka – jako gospodarz przedsięwzięcia po stronie polskiej – współorganizowała castingi i pobyt brytyjskiego reżysera w Polsce.
Mieliśmy nawet już podpisaną umowę licencyjną z dystrybutorem kinowym. Ostatecznie, okazało się, że brytyjski producent podjął decyzję o zwiększeniu budżetu filmu, co w konsekwencji oznaczało rozwodnienie udziałów naszych inwestorów. Ponieważ projekt zaczął być postrzegany jako wysokiego ryzyka, nasze zaangażowanie stopniowo wygaszaliśmy
— tłumaczy Emil Stępień.
Finalnie, nasze drogi z brytyjskim partnerem rozeszły się a dwustronna umowa licencyjna z dystrybutorem kinowym rozwiązana. Wycofaliśmy się z inwestycji i finalnie wszyscy nasi inwestorzy otrzymali pełny zwrot swojego kapitału w wysokości odpowiadającej ich wkładom inwestycyjnym
— zapewnia.
Część z inwestorów dokonała następnie redystrybucji tych środków na nasze własne produkcje filmowe. Odczytuję to jako aprobatę dla naszych działań. Dzisiaj, patrząc retrospektywnie, przeczucie o zaniechaniu prac nad „Dywizjonem 303” było właściwe. Dzięki temu udało się zabezpieczyć kapitał inwestorów. W przeciwnym razie, analizując wyniki oglądalności tej produkcji należy wskazać, że zwrot kapitału nie przekroczyłby – szacuję – 20 proc.
— dodaje Stępień.
Tekst “Gazety Wyborczej” ocenia jako same oszczerstwa, a postawę dziennikarza, jako brak obiektywizmu. Jak twierdzi, materiał opiera się na fałszywych informacjach.
Osoba pisząca tekst dla tej tracącej czytelnika i wiarygodność gazety nie wykazała podstawowych zasad rzetelności dziennikarskiej aby w sposób merytoryczny odnieść się do poruszanego tematu. Dziennikarz podczas rozmowy telefonicznej nie był pewien tytułu filmu o jakim chce rozmawiać, a w dalszej części rozmowy próbował poruszać kwestie odnośnie do których nie miał nawet wiedzy. Swoje nieszczere i intencjonalne wrogie działania potwierdził brakiem odwagi konfrontacji z doradcą prawnym nie przychodząc na umówione spotkanie. Taka jest dzisiaj polityka handlowa tej gazety, aby podnosić klikalność oraz najniższą w historii sprzedaż gazety w oparciu o znane nazwiska osób, które na co dzień nie utożsamiają się z Gazetą Wyborczą. Ciekawy jestem czy redakcji i jej dziennikarzowi wystarczy odwagi cywilnej aby zmierzyć się z pozwem sądowym czy będą chronić się tajemnicami dziennikarskimi
— dodaje Stępień.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/417668-maz-dody-emil-stepien-pozywa-gazete-wyborcza