To dość często powtarzany w ostatnich dniach banał, ale przy takich, a nie innych wynikach badań exit poll, trzeba go powtórzyć: te wybory samorządowe są słodko-gorzkie dla każdej większej partii. I nie dają odpowiedzi na niemal żadne z kluczowych pytań: o głębokość zainstalowania „dobrej zmiany” w społeczeństwie, o szanse „zjednoczonej” opozycji w przyszłorocznych wyborach, o jakiś głęboki reset. Nic z tych rzeczy.
CZYTAJ TAKŻE: WSZYSTKO o wyborach samorządowych 2018 - komentarze, frekwencja, sondaże, opinie
Prawo i Sprawiedliwość może się cieszyć, bo wybory wygrało, z całkiem niezłym wynikiem (niemal najlepszym w historii przy wyborach samorządowych, lepszy był tylko AWS) ale nie ma żadnych powodów do euforii, triumfalizmu czy ekscytacji. Obserwowałem ten wieczór wyborczy ze sztabu PiS przy Nowogrodzkiej i dominowało tam umiarkowane zadowolenie. W PiS wiedzą, że na realne „sprawdzam” w tych wyborach trzeba będzie poczekać na wyniki poszczególnych sejmików, by powiedzieć, czy stan posiadania na dziś (jeden sejmik na Podkarpaciu) zostanie poszerzony o kilka następnych. Na pewno jednak apetyty były większe. Nie stłamszono Polskiego Stronnictwa Ludowego (choć lekko ich nadgryziono w porównaniu z wyborami w 2014 roku), nie rozbito wyborczego banku.
Na zdecydowanie więcej liczono też w dużych miastach. Szklanego sufitu w Warszawie przebić się Patrykowi Jakiemu nie udało. Jaki dostał rykoszetem za próbę jazdy po bandzie: czy to w sprawie Łodzi i Hanny Zdanowskiej, czy to w sprawie sugestii ws. inwestycji rządowych w Warszawie. Zawiedli też pozostali kandydaci w stolicy (spoza głównej dwójki) - to oni zazwyczaj pozwalają otwierać furtkę do drugiej tury: tutaj wyglądało to na oddanie walkowerem: i przez Śpiewaka, i przez Rozenka, i trochę przez Wojciechowicza.
A i sama niechęć do PiS jest w wielkich miastach większa niż powszechnie liczono - i to również powinien być jeden z wielu punktów odniesienia dla polityków PiS, jeśli chodzi o refleksje powyborcze. Obóz „dobrej zmiany” nie dociera do elektoratu wielkomiejskiego, z większymi aspiracjami i ambicjami. Wydaje się, że szklany sufit dla PiS, zawieszony na innym poziomie w miastach, a na innym w regionach, istnieje - zwłaszcza przy zmobilizowanym elektoracie antypisowskim. Czy ta teza powinna otworzyć pytanie o szerszą strategię prowadzenia rządów? Być może. Czy trzeba wyciągnąć wnioski co do stylu prowadzonej kampanii? Na pewno. Powtarzanie skutecznych w 2015 roku schematów nie wystarcza. Trzeba więcej, dużo więcej.
Poniżej krótka rozmowa ze Stanisławem Piotrowiczem w sztabie PiS:
Szampanów nie może też otwierać Koalicja Obywatelska. Oczywiście poza Rafałem Trzaskowskim, który wykręcił wynik fantastyczny. Pytaniem otwartym jest to, czy w dającej się przewidzieć perspektywie, nie zacznie mu się robić w stołecznym ratuszu zbyt ciasno. Pojawią się pewnie jeszcze głośniejsze podszepty, by rzucić wyzwanie Schetynie - tym bardziej, jeśli PO nie pokona PiS w wyborach parlamentarnych. Ale to na razie melodia przyszłości.
W swoim przemówieniu, co naturalne, Grzegorz Schetyna skupił się na dużych miastach. Wie dobrze, że rezultat na poziomie sejmików jest dla Platformy (i całej koalicji) słaby. Niemal nic nie przyniósł sojusz z Nowoczesną i inicjatywą Barbary Nowackiej - no, może poza uniknięciem scenariusza większego rozdrobnienia głosów. Widać wyraźnie, że ani Lubnauer, ani Nowacka nie są żadną wartością dla Platformy i jej wyborców. Ciekawą informacją dla Platformy jest ta, że udało się zmobilizować wyborców na wybory samorządowe. Zapewne będą na to liczyć także w przyszłym roku. Czy PiS będzie w stanie sensownie odpowiedzieć?
Rozdanie po stronie opozycyjnej będzie tym bardziej ciekawe, bo wiele przyczółków obroniło PSL. Tak naprawdę dzięki PSL udało się koalicji PO-PSL uniknąć klęski sejmikowej. Ludowcy zrobili swoje - nie uzyskali co prawda tak szerokiego poparcia (podkręconego…) jak w roku 2014, ale nie zostali zepchnięci do narożnika. To dużo dla Władysława Kosiniaka-Kamysza i jego ludzi. Przez najbliższe pięć lat podtrzymają niezłą kroplówkę, nie zostaną - mówiąc językiem Radosława Sikorskiego - dorżnięci. To dla nich sporo, ale stan posiadania będzie zapewne mniejszy.
Każde z ugrupowań - doliczmy do tego Kukiz‘15, SLD i mniejsze ruchy - powinno wyciągnąć wnioski na kolejne odsłony tego maratonu wyborczego, który rozpoczął nam się w październiku 2018 roku. Nikt nie może czuć się zwycięzcą, nikt też przesadnie nie przegrał. Z całą pewnością ani jednej, ani drugiej najsilniejsze stronie politycznego sporu nie udało się zdominować sceny politycznej w sposób wyraźny, to nieustannie jest przeciąganie liny, którego rozstrzygnięcie zaliczy od tysiąca drobnych gestów, decyzji i słów. I nie wydaje się, by miało się to zmienić w roku 2019.
To oczywiście tylko kilka refleksji na gorąco. Mądrzejsi będziemy, gdy poznamy pełne, a nie sondażowe wyniki, gdy będziemy znali rozkład mandatów w sejmikach i to, kto z kim będzie w stanie wejść w większościowe koalicje. Wtedy też przyjdzie czas na głębsze analizy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/417621-po-exit-poll-wszyscy-wygrali-wszyscy-liczyli-na-wiecej