Jakie naprawdę będą wyniki tych wyborów, okaże się dopiero za kilka dni. Doświadczenie uczy, że pewne niespodzianki mogą nas jeszcze czekać. Ale z dobrą wiarą przyjmujemy to, co ogłoszono o 21:00. I co my tu mamy? Zależy, z której strony spojrzeć.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: WSZYSTKO o wyborach samorządowych 2018 - komentarze, frekwencja, sondaże, opinie
Oczywiście każdy z dużych graczy twierdzi, że wygrał. Grzegorz Schetyna cieszy się, że z .N założyli najlepszy „antyPiS”. Gratulacje za szczerość, że nie chodziło o żadne samorządy, ale o anty-PiS właśnie. Ale tu się nie ma z czego cieszyć.
Bo przecież dla Schetyny to porażka. W wyborach parlamentarnych PO miała 24,09 %, a Nowoczesna 7,6%. Dziś razem zebrały 24,7%, czyli o 6 pkt. proc. mniej. PiS też uzyskał mniej, bo 32,3% (w stosunku do 37,58% przed czterema laty). Ale to wybory samorządowe – z silniejszym PSL-em i obecnością komitetów lokalnych.
W skali ogólnopolskiej polityki (a ona determinowała tę kampanię) to oczywisty sukces i dowód na to, że przez ostatnie 3 lata notowania partii rządzącej nie spadły. Dla PiS to dobry prognostyk przed przyszłoroczną elekcją, bo stanowi niezłe otwarcie na powtórne zwycięstwo w wyborach ogólnopolskich.
Lecz może to być koniec dobrych wiadomości dla PiS, jeśli potwierdzą się wyniki z 21:00. Bo przy tej arytmetyce, Platforma z PSL-em zapewne pozostaną u władzy w sejmikach.
Dodatkowo PO obroniła też duże miasta. Tam znajduje się jej elektorat, nic nowego. I są miejsca, w których ten miłujący demokrację, wolność i prawo nad prawami (Konstytucję) lud za nic ma to prawo niższego szczebla i nie przeszkadza im, że ich wybrańcy lekceważeniem tego prawa naruszają kodeks karny. Nic nowego.
Okazało się, że te kolejki w lokalach wyborczych w dużych miastach to zmobilizowany elektorat PO. To też ważny sygnał ostrzegawczy dla formacji Jarosława Kaczyńskiego.
Patryk Jaki powiedział, że zrobił ze sztabem wszystko, co dało się zrobić. Nie podzielam jego pewności. Może jednak należało wystartować później, darować sobie prowadzenie naruszającej przepisy „pre-kampanii”, przygotować się do walki na krótszym dystansie i nie złapać zadyszki na końcu. Można było również lepiej wykorzystać debatę telewizyjną, zamiast zniknąć w wyścigu na mówienie w tempie karabinu maszynowego. Naturalnie warto zauważyć, że nikt nie spotkał się z tak brutalną kampanią negatywną jak ta, która była wymierzona w Patryka Jakiego. Piszemy o tym z Marcinem Wikłą w jutrzejszym wydaniu tygodnika „Sieci”. Ale to nie przesądziło o porażce Jakiego, a wręcz klęsce, bo za taką należy uznać brak drugiej tury.
Inne miasta? Spektakularnego sukcesu partia rządząca nie zanotowała. Ciekawe będą rozgrywki w Krakowie i Gdańsku. Tam naprawdę wiele może się zdarzyć, zwłaszcza w Krakowie (zabawne, jak szybko Platforma przeprasza się z Adamowiczem, już go popiera i nazywa częścią „tej samej rodziny”), gdzie rozkład głosów w I turze był inny. Intrygująco zapowiada się pojedynek na dwie wizje miasta - stagnacji i chaosu oraz dynamicznego kopa do przodu, dzięki zerwaniu ze starymi układami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/417615-pis-zwycieski-smakujacy-kleski