Tak, mamy wojnę na taśmy. Puszcza je jedna strona medialnego sporu (tak to sobie roboczo nazwijmy), odpowiada druga. Jedni na siłę doszukują się śmiertelnych grzechów obecnego premiera, drudzy pokazują realny, skandaliczny stosunek do państwa poprzedniego szefa rządu i jego zastępców. Kto na tym wszystkim wygra? Ja, pan, pani, społeczeństwo. Pod warunkiem, że uczciwie ocenimy tę nagraniową serię.
Na taśmach dostajemy polityków bez makijażu, którego kilogramy nakładają na co dzień. Choć ze swoimi rozmówcami też prowadzą pewne gry, to jednak są dużo bardziej szczerzy niż przed opinią publiczną. Dlatego taśmy są „sexy”. Zawsze były. I zawsze będą. Dziennikarze mając dostęp do nagrań z zakulisowymi rozmowami polityków zwykle puszczą je w świat. Piszę „zwykle”, bo bywa, że wchodzą w posiadanie nagrań i decydują się ich nie publikować. Tak było z całą serią nagrań z Sowy i Przyjaciół, których opisania odmówiło kilka tytułów (przy okazji: nie jest prawdą, jak ostatnio odgrzewał fake newsa Onet, że w tym gronie były media Fratrii – nikt do nas nie zgłaszał się z propozycją opublikowania nagrań, które ostatecznie trafiły na okładkę „Wprost”).
Media absolutnie powinny takie materiały publikować - oczywiście jeśli występuje przy tym tzw. „ważny interes społeczny”, czyli ma to znaczenie dla zrozumienia mechanizmów politycznych, pozwala ujawnić skandale we władzy, odsłonić prawdziwe traktowanie przez polityków państwa i rodaków. A może raczej: podwładnych?
Tyle że czasem redakcje przesadzą z nachalną interpretacją posiadanego materiału. I tu dochodzimy do casusu Onetu. Czy „taśmy Morawieckiego” są kłopotem dla PiS? Oczywiście, że nie. Onet przelicytował. Nadgorliwie liczył (i wcale się z tym nie ukrywał) na tąpnięcie „dobrej zmiany”, grał na kryzys w jej obozie, licytował wysoko, bo snuł nawet wizje o możliwej dymisji szefa rządu. Owszem, parę zdań jest w oczywisty sposób kłopotliwych dla b. prezesa BZ WBK (piszemy o tym w aktualnym wydaniu „Sieci” z Marcinem Wikłą, dodatkowo autorską analizę – bardzo krytyczną – trzygodzinnego nagrania przedstawia Jan Rokita). Ale nijak ma się to wszystko do tego, co słyszymy od Grasia, Kulczyka i Pawlaka (by nie wspominać tych wszystkich wynurzeń Sienkiewicza, Belki, Rostowskiego, Sikorskiego i wieeeeelu innych).
Zestawmy jedno i drugie. Tylko najnowsze wątki. Jedynie ktoś interesujący się polityką od dwóch tygodni może dziwić się, że Mateusz Morawiecki był bankowcem, który kolegował się z ludźmi władzy. I że przeklina. Nie sposób też oburzać się na szefa prywatnego banku, który jest skłonny kupić sobie przychylność rządzącej ekipy poprzez wsparcie dla byłego ministra – ostatecznie nic takiego nie miało miejsca. A cynicznie mówiąc: jeśli takie „zakupy” zapewniłyby korzyści dla banku, a więc i jego klientów, to nie można byłoby nawet zarzucać prezesowi działania na niekorzyść spółki – wręcz przeciwnie. W dużo gorszym świetle sprawa ta stawia słynnego sprzedawcę polskich stoczni. Jakieś jeszcze grzechy? Kubica? Zapytajcie o opinię samego Kubicę. Itp., itd. Krótko mówiąc, „na Morawieckiego” nie ma na tych taśmach nic.
A przy tym wszystkim jawi się on człowiekiem dość przenikliwie patrzącym na świat, z ogromną wiedzą i intelektualnie odstającym na plus od swoich rozmówców oraz innych nagranych osób (do grona chlubnych wyjątków zaliczyłbym jeszcze pod tym względem Bartosza Sienkiewicza i Marka Belkę).
Co mamy po drugiej stronie? Nie uciekniemy od konstatacji, że w latach 2007-2015 rządziła Polską kamaryla hochsztaplerów, dla których ważniejszy był PR od stanowienia prawa (Pawlak o Tusku przejmującym się artykułami w gazetach bardziej niż przyjmowanymi ustawami). Mamy wicepremiera, który nie widzi nic złego w tym, że obce państwa kontrolują polski rynek medialny i przez to wpływają na politykę.
I wreszcie – mamy kolejny dowód na to, że na czele tej kamaryli stali ludzie Moskwy. Pisaliśmy o tym przed rokiem w „Sieci” obnażając „negocjacje” Pawlaka z Rosją ws. dostaw gazu. Pokazaliśmy, że dawał Rosjanom więcej niż chcieli oni sami. Ujawniliśmy mnóstwo dokumentów w tej sprawie, które powinny zdmuchnąć to towarzystwo z życia publicznego na zawsze, a w międzyczasie postawić w stan oskarżenia (ta procedura trwa – prokuratura prowadzi śledztwo ws. podejrzeń Pawlaka o korupcję przy rozmowach o gazie). Teraz wiemy, że nawet w rządzie powszechna była opinia o prorosyjskim odchyle PSL. Tym samym PSL, którego szef dostał od Donalda Tuska niemal wolną rękę na dogadywanie z Kremlem, ile będzie nas kosztować niebezpieczeństwo energetyczne.
Im więcej poznajemy taśm, tym lepiej widać, jak słuszne z propaństwowego punktu widzenia było odsunięcie PO-PSL od władzy. A mówiąc szerzej: im więcej poznajemy taśm, tym mocniej jawi się różnica pomiędzy systemem Tuska, a systemem Kaczyńskiego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/417036-im-wiecej-ujawnia-sie-tasm-tym-gorzej-dla-starej-wladzy