W trwającej od trzech lat politycznej wymianie ciosów co jakiś czas wyłania się ktoś, kto przez pewien czas obrywa bardziej niż inni. Po stronie PiS taką osobą stał się ostatnio Mateusz Morawiecki. Oczywiście pomijam w tym rankingu Jarosława Kaczyńskiego, który jest oblewany pomyjami z niezmiennym ciśnieniem już od prawie trzydziestu lat. Warto jednak zadać sobie pytanie, czemu teraz przyszła kolej akurat na Morawieckiego?
Oczywiście najprostsza odpowiedź brzmi: bo zbliżają się wybory, a on jest premierem rządu PiS. I jest to odpowiedź prawdziwa, ale nie wyczerpuje całego zagadnienia. Ostry – można powiedzieć ponadnormatywnie ostry – atak na Morawieckiego rozpoczął się wraz z odgrzaniem i publikacją taśm z restauracji Sowa i Przyjaciele. Okoliczności tego nagrania są – jak już pisałem – dość niefortunne, ale z samych nagrań nie wynika nic, co mogłoby premiera jakoś kompromitować. Dlatego, jak sądzę, nie chodzi o treść nagrań lecz o owe okoliczności, o nieszczęsny salonik vipowski, w którym spotykali się najważniejsi ludzie Platformy i ich goście. To przypomnienie wszystkim, że Morawiecki – dziś premier rządu PiS – był niegdyś człowiekiem obracającym się w tamtym środowisku. I próba przekształcenia tej „rysy” w głębokie pęknięcie, które rozsadzi prawicową ekipę.
Dlatego też pojawiają się w różnych antypisowskich mediach artykuły eksploatujące tę tezę do granic rozsądku. „Druh PO” – taki tytuł miał tekst w piątkowej „Gazecie Wyborczej”. Oczywiście ten druh to Morawiecki, który zdaniem, anonimowych – rzecz jasna – rozmówców gazety, budzi nieufność wewnątrz PiS. Temu też służą szeptane z ekscytacją w tych środowiskach legendy o podziałach na prawicy, o rzekomym spisku Zbigniewa Ziobry, który ma jakoby w zanadrzu smakowite kąski, które mogą uderzyć w premiera. Jest to o tyle niewiarygodne, że nawet autorzy tekstu na portalu onet, przyznali, że to Sąd Najwyższy udzielił im dostępu do nagrań. Zatem jeśli ktoś tu robi wrzutki o Morawieckim, to raczej nie jest to Ziobro. Trudno sobie zresztą wyobrazić Ziobrę podsyłającego jakieś stenogramy nienawidzącym go niemiecko-szwajcarskim mediom. No chyba, że chciałby spektakularnie popełnić polityczne samobójstwo, ale nic na to nie wskazuje.
Znacznie łatwiej natomiast wyobrazić sobie sytuację, w której Morawiecki nadepnął komuś na odcisk i naruszył czyjeś „nienaruszalne” interesy. Może liczono, że skoro obracał się w tamtym środowisku, to teraz będzie znacznie bardziej układny? Może pokładano w nim jakieś nadzieje, których nie spełnił? I teraz przypomina mu się stare nagrania. Znak ostrzegawczy? Jeśli tak, to należy spodziewać się ciągu dalszego. Jeśli nie, to jest to po prostu próba uderzenia w premiera przed wyborami i skłócenia obozu rządowego. Tak czy owak oznacza to, że Morawiecki bardzo mocno uwiera.
Wydaje się, że to tylko przedsmak tego co nas czeka. Przed nami dopiero wybory samorządowe. Aż strach pomyśleć, jakie ciosy będą wymierzane za rok, przed wyborami parlamentarnymi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/416528-czyje-interesy-naruszyl-mateusz-morawiecki