Grzegorz Schetyna był łaskaw dzisiaj określić swoich oponentów mianem „szarańczy, którą trzeba strząsnąć z drzewa”. I choć świadomie obraził przy tej okazji około 40 proc. Polaków, to nie oni byli adresatami tych słów. Schetyna używając takiego języka, zabiega po prostu o zmobilizowanie pod swoimi skrzydłami najbardziej radykalnego antypisowskiego elektoratu.
Ten elektorat nie jest wcale zakochany w Platformie, ani w Schetynie. Wielu głosuje na PO, bo nie widzi innej alternatywy. Ludzi tych łączy ze sobą jedno: przybierająca niekiedy atawistyczne formy nienawiść do PiS. I do tych właśnie ludzi Schetyna skierował swoje słowa o „pisowskiej szarańczy”. Chciał się pokazać im jako ten, który nienawidzi PiS najbardziej, bardziej niż wszyscy potencjalni konkurenci z opozycji.
Przychodzi mi tu na myśl licytacja płatnych zbirów, z których każdy próbuje przebić drugiego bardziej brutalną ofertą. Jeden obiecuje klientom, że swojej ofierze wyrwie nogi, drugie, że wyłupie jej oczy, trzeci – że obedrze ją żywcem ze skóry. W końcu przychodzi czwarty i zapewnia, że nie tylko zrobi to samo, co pozostali, ale jeszcze wbije ofiarę na pal, porąbie ją na kawałki i na koniec podpali.
Program Schetyny opiera się właśnie na podobnym schemacie. Zniszczę, strząsnę i dorżnę znacznie skuteczniej niż inni. Bo chyba nikt z Państwa nie ma wątpliwości, że chodzi tu o coś więcej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/416433-schetyna-sklada-oferte-najbardziej-radykalnym-antypisowcom