„Donald Tusk zablokował Cię. Nie możesz obserwować użytkownika @donaldtusk ani przeglądać [jego] tweetów” - poinformował portal @tvp_info. „Nie możesz obserwować @donaldtusk ani wyświetlać Tweetów @donaldtusk. Dowiedz się więcej” - tę samą informację zobaczyło wielu użytkowników Twittera, m.in. zastępca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej” Michał Szułdrzyński, Rafał Ziemkiewicz z „Do Rzeczy”, Justyna Suchecka z „Gazety Wyborczej”, a i ja, dostąpiłem zaszczytu otrzymania bana od „króla Europy”…
W kwestii formalnej, @tvp_info śledzi 660 tys. użytkowników Twittera. Wpis o zablokowaniu przez szefa Rady Europejskiej kanału informacyjnego telewizji publicznej uruchomił istną lawinę dopisków „Polaków-szaraków” odciętych od twitterowej, znaczy społecznościowej twórczości Jego Wysokości. Tu przerwa na oklaski, bo król Europy w końcu na to pracuje, aby być oklaskiwany.
Widać nie byłeś dość czołobitny i coporannych wyrazów zachwytu Jaśnie Oświeconemu Królowi Europy szczędziłeś
— tłumaczył (pisownia oryginalna) w rozgorzałej dyskusji jeden zbanowany drugiemu zbanowanemu. Król się nie naprasza, gdy nie widzi uznania, bierze koronę pod pachę i znika, jak zniknął był ze swej zielonej wyspy, porzucając gabinet, dworzan i wszystkich poddanych, a niech ich szlag trafi, i poszedł tam, gdzie go umieli docenić, chcieli i potrzebują - tu znów okalski, bo przecież cenią króla Tuska w nie jednej stolicy.
W kwestii formalnej, prawicowi żurnaliści (niektórzy wymienieni po nazwiskach we wpisach ceniących sobie króla Europy), zwani – cytuję: „pisowskimi dziennikarzynami”, „wazeliniarzami”, „dupowłazami”, „burakami z PiS”, „szmaciarstwem”, „szambiarstwem”, „kłamcami”, „funkcjonariuszami faszystowskiej propagandy” dla „ciemnego ludu pislamskiego”, słowem, ci „ze sraczką” z „gówno kurwizji”, wymyślający jak „ratować dupę Matołusza”, też dają bany.
W kwestii formalnej, „szambiarstwo” może dawać, ale – co dopisał pewien twitterowicz:
Polityk i urzędnik nie ma prawa zablokować nikomu dostępu do głoszonych przez siebie rzeczy. @donaldtusk: wypłacamy Ci pensje, Twoim obowiązkiem jest udostępniać nam wszystko co zamierzasz powiedzieć.
To może w Stanach Zjednoczonych, gdzie sędzia Naomi Reice Buchwald z dustryktu nowojorskiego orzekła, że blokowanie dostępu do twitterowego konta @realDonaldTrump to łamanie podstawowego prawa do wolności słowa. Pozew przeciw prezydentowi i innym urzędnikom z Białego Domu złożyli m.in. socjolog prof. Philip Cohen i znany pisarz Stephen King. Sędzia orzekła, że portal społecznościowy stanowi forum publiczne, do którego dostęp zagwarantowany mają i mieć muszą wszyscy obywatele USA. To prawda, ale - po pierwsze, Polska to nie Stany Zjednoczone, Polska się dopiero jednoczy i pewnie to jeszcze potrwa, biorąc pod uwagę działalność króla Europy oraz jego przybocznych w kraju i poza granicami, a po drugie, sądownictwo u nas w fazie reformy i prawo łamią u nas sami politykujący sędziowie, patrz banner zawieszony na gmachu Sądu Najwyższego. Tu znów oklaski dla króla Europy, który ciałem jest tam, a duchem tu, czego dowiódł fotografując się z niejakim Bono z plebsu na tle plakatu z napisem „Konstytucja”…
W kwestii formalnej, amerykański sąd orzekł - odwołując się do ichniejszej konstytucji - że imiennik Tuska również na prywatnym koncie wciąż pozostaje prezydentem, czyli władzą, która nie może nikomu blokować dostępu do informacji, ani możliwości ich komentowania. Jeśli Trumpowi nie podobają się krytyczne wpisy i chce tylko czytać jaki jest piękny i mądry, może wybranych przez siebie użytkowników Twittera wyciszyć, tzn., on nie będzie ich widział i czytał, ale oni nadal będą mogli śledzić jego internetową twórczość i nadal będą mogli ją komentować. Proste?
W kwestii formalnej, zanim Donald Tusk przyjął cichcem posadę króla (o ile pamiętam, będąc premierem bił się publicznie w piersi, że nigdzie się nie wybiera), zapewnił wszem wobec o zamiarze dogłębnego wyjaśnienia tzw. afery podsłuchowej, zapoznania opinii publicznej z „taśmami prawdy” i wyciągnięcia konsekwencji. Bo bardzo sobie cenił wolność słowa, gdyby ktoś zapomniał, to przypomnę jak obnosił się na żywo z maskotką lisa - symbolem wolnego, obiektywnego dziennikarstwa… Wszak mamy w kraju wolne media, które bronią tejże wolności jak tylko się da, że wspomnę tajne narady przy trzepaku i śmietniku, czy pisemne instrukcje nadzorcy z Ringier Axel Springer dla polskich dziennikarzy z „Newsweeka” i Faktu”, albo wywalenie z roboty redaktora naczelnego polskojęzycznego tabloidu, który tę wolność słowa jakoś opacznie rozumiał… Pomijam już fakt wywalenia na zbity pysk całych zespołów redakcyjnych najpierw z tygodnika „Wprost”, a potem z „Newsweeka” przez maskotkę króla, na służbie u tych, którzy króla cenią…
W kwestii formalnej, ale tak już na poważnie: jest taka bajka Andersena pt. „Nowe szaty króla”. Tenże miał wielką słabość do strojów, a przy ty był bardzo zadufany i próżny. Nikt z jego świty ani poddanych nie chciał dostrzec, że jest nagi… Kliniczny przypadek Donalda Tuska, udawanie wobec faktów, że nic się nie stało i nie dzieje, że wszystko jest ok. Tusk banujący na Twitterze telewizję publiczną TVP Info i dziennikarzy w myśl zasady, czego oczy nie widzą, sercu nie żal, sam wystawia sobie świadectwo, co dla niego oznacza wolność słowa. Król jest nagi. O wiele ważniejsze jest jednak coś innego, spytam wprost: kiedy proces Tuska?
Rzecz jasna, myślę tymczasem o blokowaniu przez króla Europy dostępu do króla Europy na portalu społecznościowym…
-
TO TRZEBA PRZECZYTAĆ!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/416255-spytam-wprost-kiedy-proces-tuska