Pojedynczych zdarzeń nie należy przeceniać, ale głośne medialnie i w swej istocie skandaliczne prywatyzacje, takie jak sprzedaż kolejki linowej na Kasprowy Wierch (wartość emocjonalna i symboliczna), Polskich Nagrań (dorobek kulturalny poprzednich pokoleń) czy PKP Energetyka (infrastruktura ważna dla bezpieczeństwa, do tego z natury dochodowa) miały znaczący wpływ na wynik wyborów w roku 2015-ym. Były to bowiem zdarzenia, które przyczyniły się do uznania przez znaczącą część społeczeństwa, że z ekipą PO-PSL naprawdę coś jest nie tak. Że w istocie „ten kraj” mało ich obchodzi, i gotowi są wyprzedać go kawałek po kawałku, włącznie z czymś, co można nazwać „państwową ramą”.
Dziś szef Platformy z zakupu kolejki na Kasprowy Wierch przez agendy państwa polskiego znów sobie pokpiwa, wyrażając obawę, że firmę obsiądą „Misiewicze”. Akurat liderzy PO powinni w tej sprawie milczeć, bo przecież, gdyby nie sprzedali, to nie byłoby potrzeby kupowania, i zapewne w kasie zostałoby sporo pieniędzy (różnica między ceną sprzedaży a ceną zakupu wynosi ok. 200 mln złotych).
Może jednak dobrze, że opozycja prezentuje tak czytelne stanowisko. Im jaśnie stawiane są pewne sprawy, tym dla Polski lepiej. Jest dla nas wszystkich lepiej, gdy wybór jest czytelne: jedni chcą Polski ambitnej, drudzy Polski, która - cytując węgierskich postkomunistów - „ma odwagę bycia małym krajem”. U nas może powiedziałoby raczej powiedzieć: krajem gołym i wesołym. Jedni chcą pilnować dorobku przodków, inni mają to w zasadzie gdzieś. Jedni chcą, by „Dama z gronostajem” była własnością nas wszystkich, innym szkoda na to pieniędzy.
Ale to wybór znacznie szerszy. Bo w istocie pytanie brzmi: czy Polska ma samodzielnie myśleć, czy też myśleć samodzielnie nie powinna, zadowalając się doktrynerskimi receptami, nigdzie poza peryferiami nie traktowanymi poważnie? Bo jeśli ma myśleć samodzielnie, to musi, wcześniej czy później, dojść do wniosku, że rola państwa w kraju położonym między Rosją a Niemcami, do tego pozbawionego naprawdę wielkiego kapitału prywatnego, musi być traktowana poważniej, także w kulturze i gospodarce, niż w jakimś bezpiecznym kraju anglosaskim czy germańskim (choć i tam państwo jest znacznie aktywniejsze niż wmawiała nam III RP). My na pewne rzeczy nie możemy sobie pozwolić. Nie możemy np. sprzedać Orlenu, choć zapewne byłby on nieco sprawniej zarządzany (choć dziś obsługa na stacjach tej firmy jest wyraźnie lepsza niż u zachodniej konkurencji). Nie możemy sprzedać, bo nawet jeśli trafi on w pierwszych etapie w ręce Brytyjczyków czy Holendrów, to na którymś zakręcie i tak przejmą go Rosjanie. Nie możemy sprzedać, bo tym samym nie tylko pozbędziemy się ważnego narzędzia wzmacniającego naszą suwerenność, ale i narazimy się na poważne ryzyko.
Oczywiście, każda decyzja państwa o zaangażowaniu środków publicznych powinna być poważnie przemyślana. Powinna być też jawna, dlatego np. koszt zakupu kolejki na Kasprowy Wierch powinien zostać podany do publicznej wiadomości. Ale generalnie, jeśli chcemy być poważnym krajem, musimy uznać, że rola państwa musi być u nas znacznie rozszerzona w stosunku do postulatów liberalnych doktrynerów. Nie dlatego, że prywatna własność jest gorsza (często rzeczywiście jest bardziej efektywna), ale dlatego, że państwa znajdujące się w sytuacji stałego „politycznego stresu” muszą zachowywać się niestandardowo. Muszą myśleć samodzielnie, dostosowując swoje działania do swojej specyfiki geopolitycznej. Także w sferze własności. Także w obszarze własności przedsięwzięć symbolicznych, ważnych dla narodowej tożsamości i historii. Bo to także jest „rama” państwa położonego między dwoma kołami młyńskimi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/415997-kolejka-na-kasprowy-czyli-pytanie-czy-myslec-samodzielnie