Mianem największej łapówki w historii Polski (doprecyzujmy: w historii III RP) zarzuty wobec Jakuba R. opisał prokurator Michał Ostrowski, dyrektor departamentu do Spraw Przestępczości Gospodarczej. Chodzi o ponad 47 milionów złotych, jakie urzędnik stołecznego ratusza miał otrzymać za odpowiednie poprowadzenie sprawy reprywatyzacji działki przy Chmielnej 70, czyli w centrum Warszawy. W zasadzie chodzi o samą część terenów, o które tak intensywnie starał się pan R.
Podczas konferencji prasowej Zbigniew Ziobro - prokurator generalny - zwracał uwagę na ciekawy fakt: do tej pory panowało przeświadczenie, że za całym procederem stali cwani mecenasi i adwokaci. Ale to tylko pół prawdy - druga połowa to fakt, że to tacy urzędnicy jak wspomniany Jakub R. byli inicjatorami takich, a nie innych działań. I jeśli przyjąć za dobrą monetę ustalenia prokuratury (a prace w tej sprawie trwały bardzo długo, można więc przyjąć, że są nieźle udokumentowane), to mamy do czynienia z bezczelnością, której skali jeszcze nie widzieliśmy w naszym życiu publicznym. W szczegółach pisał o tym na łamach „Sieci” Wojciech Biedroń, odsyłam po konkrety do jego publikacji. Dzisiejsze decyzje prokuratury cieszą; są bowiem dowodem, że afera nie zostanie zakopana na poziomie publicystyki, ale będzie miała realny odzew - także na sali sądowej.
Jeśli szukać gdzieś naprawdę konkretnych, namacalnych dowodów na dobrą zmianę w naszym życiu publicznym, to przykład afery reprywatyzacyjnej jest bez wątpienia jednym z nich. Myślę, że nie będzie to teza przesadnie kontrowersyjna, ale gdyby nie zmiany w prokuraturze po wyborach w roku 2015, to rekiny reprywatyzacji dalej pływałyby w zasadzie niepokojone po warszawskich morzach prawno-urzędniczo-sądowych, pełnych mętnej wody i wzajemnych układów.
Warto te ustalenia i działania prokuratury czytać w jeszcze ciut szerszym kontekście, a konkretnie: działań komisji reprywatyzacyjnej. Sam fakt, że w ramach resortu wydzielono osobną instytucję zwracającą uwagę opinii publicznej na konkretne decyzje zwrotowe ratusza pozwolił wypłynąć sprawie. Odpowiedzialni za tempo i jakość prac komisji ministrowie Patryk Jaki i Sebastian Kaleta zgłaszali sprawę Chmielnej jeszcze przed połączeniem funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, w zasadzie jeszcze przed wielkimi publikacjami medialnymi. Choć i te ostatnie nie pozostały bez echa: i tutaj, bez wyjątku, trzeba oddać uznanie zarówno stołecznemu oddziałowi „Wyborczej”, jak i tytułom konserwatywnym, na czele z „Sieci”.
Słuchałem wówczas tego z niedowierzaniem i wątpliwościami, ale zapowiedziałem, że jeśli zostanę prokuratorem, to pierwszą decyzją, jaką podejmę będzie polecenie zbadania w formie intensywnego śledztwa czy te okoliczności są prawdziwe. Okazało się, że moje niedowierzanie nie było słuszne, a skala procederu przestępczego jeszcze większa, niż sygnalizował pan Kaleta
— wspominał Ziobro.
Na poniedziałkowej konferencji prasowej Patryk Jaki przedstawił też mały raport podsumowujący skalę afery reprywatyzacyjnej. Nawet jeśli wspomniane 20 mld złotych jest tylko kampanijnym chwytem retorycznym (trzeba by bowiem uznać, że każda decyzja zwrotowa to złodziejstwo), to poziom kilku, a może nawet kilkunastu miliardów złotych strat (zależy od sposobu wyliczeń) trzeba brać pod uwagę. To gigantyczne pieniądze.
Co dalej? Po pierwsze - trzeba sprawdzać, czy ustalenia i zarzuty prokuratury będą w stanie obronić się przed sądem. Najbardziej chwytliwe hasła o „największej łapówce w historii” pozostaną tylko na poziomie retorycznym, jeśli nie przełożą się na wyroki skazujące dla rekinów dzikiej reprywatyzacji w stolicy. I jeszcze jedno - te miliardy złotych strat i dziesiątki milionów złotych łapówek to pośrednia i bezpośrednia odpowiedzialność prezydent miasta, Hanny Gronkiewicz-Waltz. Słusznie Jan Śpiewak zwraca uwagę na to, że zarzuty dla tej pani to naturalna i logiczna konsekwencja dotychczasowych ustaleń śledczych i służb specjalnych. Owszem, akt oskarżenia w tak drażliwej sprawie musi być maksymalnie profesjonalnie przygotowany i pozbawiony przesłanek do ataków sugerujących polityczne nastawienie prokuratury. Zegar jednak tyka - nie byłoby zielonego światła dla takich osób jak Jakub R. czy czołowe postaci warszawskiej palestry (Robert N.), gdyby nie bezradność (w najlepszym razie) lub intencjonalne przyzwolenie ze strony prezydent miasta. To również powinno wreszcie znaleźć odzew w działaniach prokuratury.
Prokurator Ostrowski zapewniał, że poniedziałkowy akt oskarżenia to nie koniec wyjaśniania afery reprywatyzacyjnej, ale pewien etap. Dodał, że wciąż toczą się postępowania w Prokuraturze Regionalnej we Wrocławiu oraz Prokuraturze Regionalnej w Warszawie.
Łącznie prowadzonych jest 155 śledztw obejmujących 470 nieruchomości. Do tej pory zarzutami objęto 32 osoby, z czego 17 było tymczasowo aresztowanych. Zastosowano również poręczenia majątkowe w kwocie ponad sześciu milionów złotych do tych spośród podejrzanych, którzy nie byli tymczasowo aresztowani
— mówił.
Czekamy na kolejne etapy przechodzenia państwa z teoretycznego w praktyczne.
-
TO TRZEBA PRZECZYTAĆ!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/415601-prokuratura-i-kw-panstwo-potrafi-byc-nieteoretyczne