Kiedy wleziesz miedzy wrony, musisz krakać tak jak Onet… I zostawmy na boku skojarzenia z wronami z piątej dekady minionego wieku. A nawet z tą jedną, konkretną, która orła nie pokona, bo ten ostatni, jak wiadomo z „Wesela” (uwaga dla lemingów: Wyspiańskiego, nie Smarzowskiego) „nie polezie w gówna”. Tak, wiem, że byli w III RP ludzie, którzy posadzili orła na kupie czekolady i wydrwili na różowych ulotkach. To oni dziś płaczą najgłośniej, że za chwilę wybory, a im słupki, jak stały, tak stoją.
Ale przecież wciąż mają „swoje” media. Wspomniany Onet najpierw sam ukręcił z piasku aferę z „taśmą Morawieckiego”, a teraz twierdzi (i pewnie w to wierzy), że wywoła ona – na pewno – kryzys wizerunkowy. Dominika Wielowieyska początkowo pisała, że na wspomnianej taśmie nic zdrożnego nie ma, ale zaraz potem ktoś ją wyraźnie „zreflektował”, więc dziś uważa już, że rząd po Onetowym kapiszonie wpadł w „kryzys polityczny”. Warto przypomnieć, że ci sami ludzie i te same środowiska jeszcze niedawno sugerowały, iż za aferą taśmową tak naprawdę stali Rosjanie, gdyż sprzyjają oni PiS, a nie sprzyjają PO (to i „żółwiki” pewnie Putin przybijał po Smoleńsku z Kaczyńskim, nie Tuskiem?). Nie pierwszy to raz, gdy Salonowej narracji nie da się skleić żadną taśmą. Nawet tą Trzaskowskiego.
A najbardziej obrzydliwe jest to, że sensacją miała tu być taśma z rozmową premiera o „słupach” i kamienicach (dlaczego miałoby to być sensacją – nie wiadomo, wszak o „słupach” i kamienicach rozmawiają dziś w Polsce tysiące ludzi). Przypomina to jako żywo historię taśmy z kłótnią majora Protasiuka z generałem Błasikiem, którą „widział znajomy Moniki Olejnik”, jak kwiat polskiego dziennikarstwa bredził przed kamerą. Przekaz poszedł w świat, choć taśmy takiej nigdy nie było. A czy jest ta, o której pisze Onet – wyłącznie na podstawie bełkotu dwóch kelnerów? Nie wiadomo. Tak czy siak, portal musiał ją szybko czymś zastąpić. Rzucił więc na rynek nagranie opublikowane przez Radio Zet już w 2016 roku, a miejscowy redaktor Lis dorobił do tego historyjkę, że to nie może być przypadek, iż taśmy obciążającej premiera nigdzie nie ma.
Można by na tym opis kolejnej żenującej akcji Onetu zakończyć. Gdyby nie dobre serce autora. Tak, tak – zupełnie za darmo podsuwam kolejną narrację panu Lisu. Nie tylko, że nie ma taśmy z rozmową Morawieckiego o „słupach”, to nie ma również nagrań z rozmowy Tusk – Kulczyk, o istnieniu których informowała kiedyś sama „Gazeta Wyborcza”. Kolejna zagadka - taśma z rozmową Kalisz - Kwaśniewski, na której ten pierwszy sprzedaje drugiemu informację, iż w jedną z afer korupcyjnych z dawnych lat mógł być zamieszany Tomasz Siemoniak. dziś, piewca „ujawnienia wszystkiego”. Prawda, że fajny temat dla panu Lisu?
Wiemy, czego nie ma. A co jest? Np. taśmy uwieczniające bezpośredni atak rządu Tuska na niezależność NBP, a konkretnie – rozmowy o łamiącym Konstytucję RP „dealu” między szefem NBP, Belką a ówczesnym szefem MSW, Sienkiewiczem. Są prośby ministra Nowaka dotyczące kontroli skarbowych w firmie jego żony. Jest zwalnianie redaktora naczelnego „Faktu” i wiele innych bulwersujących historii, po których dzisiejsi „obrońcy demokracji” powinni z rozpaczy skoczyć na główkę do pustego basenu.
PO jednak, tak jak wtedy, gdy taśmy wypłynęły po raz pierwszy, tak i dzisiaj próbuje wcisnąć swym biednym wyborcom bajkę, iż oburzenie opinii publicznej wywołała przed laty nie treść rozmów przy ośmiorniczkach, ale ich forma. Że ciemny lud, choć sam przeklina, u polityków nie mógł tego zdzierżyć. Dlaczego zatem nie budzi dziś społecznego oburzenia przeklinanie w prywatnej rozmowie przez Mateusza Morawieckiego? Onet tego nie rozumie, i tak już zostanie.
Publikuje zatem tekst o niebywałym znaczeniu… swego poprzedniego tekstu na ten temat. „Milion gwoździ w milion desek”, jak mawiał dawny szef Radiokomitetu, Maciej Szczepański. Największy portal w Polsce też ma już w tej dziedzinie pokaźny dorobek. Po poprzednim, fake-newsowym tekście o rzekomych „sankcjach USA wobec rządu RP” i szybkim dementi ze strony amerykańskiej administracji publicyści Onetu próbowali na wyścigi przekonać swoich czytelników, że po pierwsze dementi to nie jest dementi (podchwycił to szybko Grzegorz Schetyna), a po drugie – że przecież oni dokładnie to samo napisali. Ich „sankcje” zaś, jak stwierdził aspirujący wtedy chyba do roli Onetowego publicysty - Łukasz Warzecha, były jedynie „skrótem myślowym”. I byli Onetowi ludzie w tej samoobronie tak zawzięci, że nawet przy okazji niedawnej wizyty prezydenta RP w USA, powtórzyli to po raz setny. Że przecież „sankcje musiały być, skoro Trump spotyka się z Dudą dopiero teraz”…
Najśmieszniejsze, że wszystkie te bzdury publikują dziennikarze chcący uchodzić za poważnych. Pomijam już nawet to, że nie wygląda zbyt poważnie podpis aż czterech autorów pod tekstem, który mógłby spłodzić byle student za pieniądze. Ale niszczenie własnego dorobku dziennikarskiego (nie wszyscy z czterech „pancernych” go mają, ale przecież ci mniej znani od czegoś mogliby zacząć go budować) i narażanie się na oczywiste drwiny, że „pewnie znowu Dekan im kazał”, musi budzić współczucie. A może nawet politowanie. Owszem, żal mi wyżej niewymienionych z nazwiska (przez litość) redaktorów, ale widziały gały, gdzie pracować chciały. Sąsiedztwo red. Lisa mało komu przysłużyło się dobrze. I nie o prywatne sprawy tu chodzi, ale stopień jego nienawiści do tych, którzy z niego, pardon, z NIEGO, Wielkiej Telewizyjnej Gwiazdy - zrobili na drodze wolnych wyborów pociesznego pluszaka z e-okienka. Pytanie do czterech jeźdźców antyrządowej apokalipsy – też chcecie tak skończyć? Wiem, wiem, „głowę zwiesił niemy”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/415345-orla-wrona-nie-pokona-ale-kiedy-wleziesz-miedzy-wrony
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.