Obraz Chin, który przedstawił wiceprezydent USA Mike Pence poraża i przeraża.
Kiedy w Polsce tematem numer jeden są odgrzewane kotlety ze zmielonych taśm, na świecie dzieją się rzeczy, o których się nie śniło filozofom. A najważniejsza jest chińsko-amerykańska wojna, nie tylko handlowa, o ogromnym znaczeniu dla przyszłości świata. Ważnym elementem tej wojny było wystąpienie wiceprezydenta Mike’a Pence’a w Hudson Institute (4 października 2018 r.). Pence wypunktował zagrożenia płynące z Chin, a taka ich kumulacja jeży włos na głowie i wywołuje ciarki.
Wiceprezydent Pence zaczął od uznania wielkiej naiwności Zachodu, w tym USA. „Po upadku Związku Sowieckiego zakładaliśmy, że nieuniknione jest przeobrażenie Chin w wolne państwo. Ameryka zgodziła się otworzyć na Chiny swoją gospodarkę, wprowadzić Chiny do Światowej Organizacji Handlu. Ale nadzieje pozostały płonne” - powiedział. A to dlatego, że „Chińska Partia Komunistyczna zastosowała metody niemające nic wspólnego z wolnym i uczciwym handlem: taryfy, kwoty, manipulowanie walutami, wymuszone transfery technologii, kradzież własności intelektualnej czy subsydiowanie przemysłu”. Doprowadziło to „do deficytu we wzajemnym handlu po stronie Stanów Zjednoczonych w wysokości 375 mld dolarów w 2017 r.”. To przeszłość. A przyszłość jest po prostu ponura.
Mike Pence przestrzegł świat przed realizacją planu „Made in China 2025”, który ma doprowadzić do uzyskania przez Chiny kontroli „90 proc. najbardziej zaawansowanych technologicznie gałęzi przemysłu na świecie, w tym robotyki, biotechnologii, sztucznej inteligencji”. Realizując ten plan „Pekin wymaga, by chińskie firmy i urzędnicy wszelkimi metodami zdobywali amerykańską własność intelektualną”. Pekin wymaga też od wielu amerykańskich firm „przekazywania tajemnic handlowych, aby w ogóle mogły prowadzić w Chinach działalność. Koordynuje również i finansuje przejmowanie amerykańskich firm, aby przechwycić ich projekty i pomysły”. W dodatku „chińskie służby bezpieczeństwa na hurtową skalę kradną amerykańskie technologie, w tym najbardziej zaawansowane technologie wojskowe”.
Chiny „zrobiły zasadniczy zwrot w kwestiach inwigilacji i kontroli społeczeństwa. I coraz bardziej ingerują w wewnętrzne sprawy innych państw - często dzięki amerykańskiej technologii”. Wewnątrz Chin rośnie coraz wyższy „’Wielki Chiński Mur’ odgradzający Chińczyków od swobodnego przepływu informacji. Do 2020 r. ma być wdrożony orwellowski system kontroli w mediach społecznościowych, aby potem nagradzać prawomyślnych i nie pozwolić zrobić nieprawomyślnym nawet kroku bez nadzoru”. W parze z kontrolą społeczeństwa idzie militarne rozpychanie się Pekinu. A celem jest „wypchnięcie Stanów Zjednoczonych z rejonu zachodniego Pacyfiku i uniemożliwienie im pomocy dla sojuszników w razie zagrożenia”. W ramach militarnej ekspansji „Pekin rozmieścił zaawansowane technologicznie pociski przeciwlotnicze oraz zwalczające okręty w bazach zbudowanych na sztucznych wyspach”.
Umacniając i rozszerzając swoje wpływy gospodarcze „Chiny wykorzystują ‘dyplomację długów’: oferują setki miliardów dolarów kredytów na infrastrukturę rządom w Azji, Afryce, Europie, a nawet Ameryce Łacińskiej”. Warunki, na jakich udziela się tych pożyczek prowadzą do tego, co zdarzyło się w Sri Lance. Państwo to pożyczyło od Chińczyków ogromną sumę na budowę portu, który wcale nie był potrzebny. A ponieważ Sri Lanka nie była w stanie spłacać długów, Chiny w zamian zażądały oddania portu. I już wkrótce może tam powstać baza chińskiej marynarki wojennej.
Chińczycy „nagradzają amerykańskie firmy, studia filmowe, uniwersytety, ośrodki analityczne, poszczególnych naukowców i dziennikarzy oraz lokalnych, stanowych i federalnych urzędników”, uzależniając ich od siebie. Coraz śmielej „wpływają też na amerykańską opinię publiczną, chcąc ‘ustawić’ uzupełniające wybory do Kongresu w 2018 r. oraz wybory prezydenckie w 2020 r.”. Mike Pence ujawnił, że amerykańskie służby wywiadowcze odkryły, iż „Chiny ingerują w amerykańską politykę zarówno na poziomie państwa, jak i samorządów, wykorzystując spory kompetencyjne między władzami federalnymi i lokalnymi”.
Pekin zmobilizował w USA swoją rozbudowaną agenturę wpływu, aby „zmienić postrzeganie chińskiej polityki przez Amerykanów”. Na tle działań Chińczyków „blednie to, co robią w USA Rosjanie”. A plany mają ambitne: odwrócić sympatie wyborców w tych okręgach wyborczych w USA, gdzie wygrał Donald Trump. Zaczęli od sponsorowanych materiałów w mediach, które pozornie wyglądają jak zwykła reklama, a mają służyć wdrukowaniu Amerykanom, że Chiny nie są problemem, a mogą być rozwiązaniem problemów Ameryki. Pekin domaga się (i zwykle wygrywa), aby „Hollywood przedstawiało Chiny wyłącznie w pozytywnym świetle”, a wytwórnie i producenci, którzy tego nie robią, są karani restrykcjami na chińskim rynku. Ze scenariusza filmu „World War Z” wycięto np. wzmiankę o wirusie pochodzącym z Chin. W filmie „Czerwony świt” w postprodukcji przerobiono złoczyńców, którzy byli Chińczykami na Koreańczyków. China Radio International ma już 30 swoich placówek w USA, w tym w największych miastach. Programy China Global Television Network docierają do ponad 75 mln Amerykanów. Niedawno „represje spadły na członków chińskich rodzin amerykańskich dziennikarzy, którzy byli zbyt dociekliwi”. Wobec dziennikarzy i naukowców stosowana jest przez Pekin polityka kija i marchewki. Coraz większe wpływy na amerykańskich uczelniach ma ponad 150 chińskich organizacji studenckich reprezentujących ponad 430 tys. obywateli chińskich studiujących w Stanach Zjednoczonych. Gdy niedawno na Uniwersytecie Maryland studentka pochodząca z Chin podczas ceremonii rozdania dyplomów powiedziała o „świeżym oddechu wolności słowa” w Ameryce, „skarciły ją chińskie gazety, rozpętano wobec niej kampanię nienawiści w mediach społecznościowych”. Sam uniwersytet został ukarany bardzo znaczącym ograniczeniem wymiany naukowców i studentów. Jak mówił wiceprezydent Pence, „Pekin zapewnia hojne finansowanie uniwersytetom, think tankom i poszczególnym uczonym w USA, pod warunkiem, że nie zrobią niczego, czego chiński sponsor sobie nie życzy”. Nawet uczeni i uczelnie, które nie korzystają z chińskich funduszy są celem Chińczyków, gdy robią coś, co się nie podoba w Pekinie.
Wystąpienie Mike’a Pence’a w Hudson Institute jest wielkim aktem oskarżenia Chin i ostrzeżeniem dla świata. Trump wystawił Pence’a, gdyż ten może więcej powiedzieć niż sam prezydent. I Pence przedstawił bardzo ponury obraz. Jeśli dodać do tego coraz większe sukcesy chińskiej nauki i technologii, świat urządzony na chińską modłę nie wydaje się wcale odległy. Tym bardziej że Chiny już technologicznie przeskoczyły Unię Europejską. I to są ważne problemy, a nie opowieści o taśmach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/415279-zajmujemy-sie-bzdurami-przeoczajac-chinsko-amerykanska-wojne