Faktycznie, Smarzowski nie dostał od nas dofinansowania, zresztą nawet się o nie nie zwracał. Pewnie wiedział, że jego scenariusz jest tendencyjny, jest skrzywieniem rzeczywistości, a film ma być narzędziem walki ideologicznej z Kościołem. Szkoda, że reżyser poszedł tu na łatwiznę i zrobił film jednostronny i propagandowy, bo na temat problemów współczesnego Kościoła, także w Polsce, można było zrobić film uczciwy
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl wicepremier prof. Piotr Gliński, minister kultury i dziedzictwa narodowego.
wPolityce.pl: Niemiecki dziennik „FAZ” napisał, że przeprowadził Pan restrukturyzację wszędzie tam, gdzie mógł, by „wytępić liberalne wpływy w kulturze”. Jak odnosi się Pan do tych zarzutów?
Wicepremier prof. Piotr Gliński: To prymitywny stereotyp, propagandowa insynuacja, mająca sprawiać wrażenie, że jesteśmy formą dyktatury, która w sposób siłowy zmienia rzeczywistość. Inaczej mówiąc jest to kłamstwo służące do walki politycznej. O władzę i wpływy. Ci, którzy je utracili posługują się kłamstwem i manipulacjami, by wpływać na opinię publiczną na Zachodzie. Tymczasem my po prostu wprowadzamy pewną korektę w funkcjonowaniu instytucji kultury, co zapowiadaliśmy przed wyborami. I z takim programem je wygraliśmy. Otrzymaliśmy demokratyczny mandat i w sposób praworządny wprowadzamy pewne reformy. To naturalne w demokracji.
Na czym polegają te reformy?
W obszarze kultury jest to kwestia bardzo delikatna, bo kultura musi być pluralistyczna, w znacznej mierze otwarta i wolna, gdyż w ten sposób tworzone są ważne dla wszystkich wartości. Każda wspólnota polityczna potrzebuje takiej kultury. Natomiast z uwagi na to, co działo się w Polsce przed 2015 rokiem, czyli na pewien monopol czy wręcz dyktat ideologiczny i nieomal brak demokracji, musimy wprowadzać zmiany. Wspólnota polska tworzyła się po 1989 r. bez mitu założycielskiego w obszarze moralnym i aksjologicznym, który wskazywałby co jest dobrem, a co złem, co w przeszłości było godne potępienia. a co godne wywyższenia. Stąd późniejsze lata zakłamania i monopolu ideologicznego jednej opcji. Musimy ten stan rzeczy teraz naprawiać. Jeżeli natomiast chodzi o wspomniany artykuł w „FAZ”, to jest to stek insynuacji i kłamstw. Poprzez państwa portal zwracam się redaktora naczelnego „FAZ”, autora tego artykułu oraz właściciela gazety o sprostowanie i przeprosiny. To niebywałe, żeby w ten sposób opisywać polską politykę.
Co Pana najbardziej dotknęło w tym artykule?
Czytam w nim, że „ingerencje w twórczość szczególnie mocno odczuł polski teatr”, że „panuje autorytarny reżim, który prowadzi agresywną politykę kulturalną”, itd. Czytałem już takie zdania na portalu e-teatr, który zresztą utrzymuje się z ministerialnych, publicznych pieniędzy. Pisano tam o tym, że przeprowadzam „stalinowskie czystki w teatrze”. Warto więc podać następujące dane: w Polsce są 4 teatry państwowe, łącznie z teatrami muzycznymi, i 13 instytucji współprowadzonych przez ministerstwo. Natomiast wszystkich instytucjonalnych teatrów publicznych jest 121, a wliczając w to stowarzyszenia, fundacje i różne teatry szkolne jest ich aż 888. Natomiast zmiany personalne, które są przez niektórych uważane za kontrowersyjne, przeprowadzone zostały w 2 teatrach. Słownie w dwóch na 888, w dwóch na 121 publicznych czy w dwóch na 17, na które jakiś wpływ ma ministerstwo kultury. Tak wygląda ta nasza „polityka dyktatorska”, czy „totalitarny reżim, który zabił twórczość artystyczną”. Przy czym jeden z nich, czyli Teatr Polski we Wrocławiu, nie jest prowadzony przez ministerstwo, lecz przez samorząd kierowany przez naszych przeciwników politycznych; i tam poprzez otwarty konkurs został zmieniony dyrektor. W drugim, Teatrze Starym, również dyrektor został zmieniony w wyniku otwartego konkursu. Warto, żeby te fakty poznali czytelnicy FAZ.
To znaczy, że głębszych zmian w instytucjach kultury de facto Pan nie dokonał?
Czy się to komuś podoba, czy nie, głębszych zmian nie było i nie ma, kultura nie lubi zmian gwałtownych, zresztą prawo na to nie pozwala, a my – wbrew propagandowym kłamstwom opozycji – jesteśmy państwem praworządnym. Przeprowadzamy korektę, ewolucyjne zmiany, tworzymy nowe, potrzebne Polsce instytucje, jak Instytut Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą czy Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki i wiele innych, ale nie robimy jakiejś totalnej rewolucji antyliberalnej. Nie jesteśmy też, jak próbuje nas ustawić zachodnia propaganda, rządem „konserwatywno-narodowym”, a raczej „republikańsko-konserwatywnym”, patriotycznym, a nie nacjonalistycznym, dbającym o wspólnotę narodową i polski interes narodowy w takim samym stopniu, jak robią to obecne rządy państw zachodnich wobec swoich wspólnot narodowych. I jeżeli kogoś wymieniamy na stanowiskach, to nie tyle ludzi o poglądach liberalnych, lecz raczej ludzi ideologicznie skrajnie zradykalizowanych bądź służących poprzednim elitom władzy politycznej i symbolicznej - na profesjonalnych państwowców i republikanów, którzy nie myślą tylko o wąskich interesach radykalnych i neoliberalnych elit, lecz o dobru całego społeczeństwa. W artykule FAZ jest teza, że w teatrze przeprowadziliśmy czystkę, a w filmie tzw. liberalne elity bronią się przed „dyktaturą”. Teza o tyle śmieszna, że akurat w filmie zmieniliśmy dyrektorkę instytutu finansującego kinematografię, która była kojarzona z pewną wyrazistą, radykalną ideologią. Ponieważ złamała prawo, więc mogliśmy przeprowadzić otwarty konkurs i został powołany nowy dyrektor. Są również insynuacje, że reżyser Pawlikowski jest prześladowany. Znowu kłamstwo. Jego ostatni film „Zimna wojna” został dofinansowany przez polskie państwo. Nowy dyrektor dał mu nawet w ostatniej chwili milion złotych wsparcia na dokończenie projektu, ponieważ nie było powodów, żeby tego nie czynić.
A jak sprawa miała się ze Smarzowskim i jego „Klerem”?
Faktycznie, Smarzowski nie dostał od nas dofinansowania, zresztą nawet się o nie nie zwracał. Pewnie wiedział, że jego scenariusz jest tendencyjny, jest skrzywieniem rzeczywistości, a film ma być narzędziem walki ideologicznej z Kościołem. Szkoda, że reżyser poszedł tu na łatwiznę i zrobił film jednostronny i propagandowy, bo na temat problemów współczesnego Kościoła, także w Polsce, można było zrobić film uczciwy. Ale do tego potrzebny jest nie tylko talent, ale i dobra wola oraz zwykła wiedza na temat rzeczywistości, którą z takim zaangażowaniem chce się przedstawiać.
W artykule pada zarzut, że polska sztuka ma „znów stać się patriotyczna, katolicka i wierna wobec rządu”. Jak Pan to komentuje?
To kolejna kalka propagandowa. Zwykłe kłamstwo. Oczywiście, że popieramy inicjatywy patriotyczne czy związane z religią katolicką, bo jesteśmy społeczeństwem katolickim i powinniśmy dbać o interes naszej wspólnoty narodowej; tego chcą Polacy. Dlatego nas wybrali. Ale to nie znaczy, że cała polska sztuka ma podlegać jednej ideologii czy religii. Jako rząd wspieramy różne inicjatywy kulturalne, a pewnie najwięcej takich, które są apolityczne i nieideologiczne czy religijne. Natomiast poprzednio prawie nikt nie popierał np. inicjatyw, które odwołują się do polskiej historii, tożsamości, wspólnotowości. Już zapomnieliśmy, że tamta władza zaniechała na przykład budowy Muzeum Historii Polski, a rozpoczęła projekt Muzeum II Wojny z tzw. europejskim przesłaniem propagandowym. Ba, do czasu Katastrofy Smoleńskiej, mało kto pamięta, że z przestrzeni publicznej, z języka debaty publicznej, nieomal wyeliminowano wszelkie odwołania do patriotyzmu czy interesu narodowego. Te słowa miały zniknąć, odejść w niebyt. Królowała w tym zakresie swoista przemoc symboliczna realizowana poprzez niedemokratyczny monopol instytucjonalny jednej opcji ideologicznej. Dlatego teraz konieczna jest zmiana proporcji, korekta, ale nie ma mowy do takiej jednostronności, także w sztuce, jak za poprzedniej władzy. My uważamy, że kultura musi być pluralistyczna, natomiast nasza korekta nadrabia zaległości, które wynikają z monopolu i opresji poprzedniej władzy. W kulturze owego czasu bardzo wyraźna była dominacja treści postmodernistycznych i lewicowych (żeby nie powiedzieć lewackich) oraz rys neoliberalny (w sensie liberalizmu ekonomicznego). Ta druga tendencja powodowała, że kultura była systemowo – wygląda że celowo - niedofinansowana. Pozwalano na to, żeby rynek agresywnie niszczył kulturę, wiele instytucji kultury polskiej zostało sprzedanych, jak Polskie Nagrania albo wydanych na żer rynkowi, jak PWM, PKZety czy PIW. Inne instytucje przymierały głodem na łasce samorządów. My ten stan rzeczy zmieniliśmy. Natomiast skutki tamtego podejścia obecne są do dziś np. w estetyce przestrzeni publicznej. Ład przestrzenny w Polsce został w znacznej mierze zniszczony, przy milczeniu MKiDN. Symboliczne jest, że to była minister kultury jako ekspert od architektury wydała pozytywną opinię dotyczącą budowy słynnej plomby na Placu Zamkowym w Warszawie ingerującej w obszar miejsca Światowego Dziedzictwa UNESCO. Tacy ludzie rządzili polską kulturą. A my nie tyle walczymy z liberałami czy wprowadzamy Bogu-Ojczyźnianą kulturę, co - jedynie i aż - naprawiamy szkody i oczywiste zaniechania po naszych poprzednikach.
Rozmawiał Piotr Czartoryski- Sziler
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/415042-nasz-wywiad-wicepremier-glinski-odpowiada-na-ataki-faz
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.