Jeszcze niedawno afera taśmowa miała być pisowską intrygą, być może „pisaną cyrylicą”, której celem było obalenie rzekomo najlepszego rządu w historii Polski przynajmniej od czasów księcia Mieszka i króla Bolesława. Teraz media opozycyjne cieszą się, że „PiS dostaje taśmowym bumerangiem”; niestety, nie dopowiadają, że tym samym upada teza o spisku kelnerów z PiS. Gdyby był spisek, wszystko, co niekorzystne dla PiS, dawno leżałoby na dnie Wisły. Tym bardziej, że Mateusz Morawiecki utrzymywał nieoficjalne relacje z władzami PiS na długo przed wyborami roku 2015-go. Jeśli za taśmami stał PiS, to treści taśmy z Morawieckim nie ujrzelibyśmy na oczy nigdy.
Sytuacja byłaby jaśniejsza, gdyby była nowa taśma. Ale żadnej nowej taśmy nie ma, choć są sugestie, że gdzieś jest. Zdaniem „Wyborczej”:
W połowie sierpnia „Wyborcza” rozmawiała z byłym funkcjonariuszem CBA. Twierdził on, że Biuro ma „nagranie kompromitujące Morawieckiego” i że to nagranie „jest gwarancją bezpieczeństwa” dla koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego i jego ludzi. Inny rozmówca, były polityk PiS, twierdzi, że 14 czerwca Morawiecki chciał zdymisjonować Kamińskiego, do którego pracy ma liczne zastrzeżenia, ale musiał się wycofać właśnie ze względu na „taśmę”, która w tym wypadku miała zostać ujawniona.
Tym doniesieniom zdecydowanie zaprzeczyła rzecznik rządu Joanna Kopcińska: „premier nigdy nie był szantażowany ujawnieniem treści jakichkolwiek nagrań”, a o dymisji ministra Kamińskiego nie było mowy.
Owo wplątywanie Mariusza Kamińskiego w całą sprawę jest być może odpowiedzią, po co media opozycyjne wracają do sprawy taśm, która przecież - jeśli stanie się tematem numer 1 kampanii - może przynieść jeszcze różne zwroty akcji, a przede wszystkim przypomina taki obraz opozycji, który nie wzmacnia jej szans wyborczych.
Czy w tym wszystkim nie chodzi przede wszystkim o skłócenie ekipy Dobrej Zmiany? O zasianie wzajemnych podejrzeń, uruchomienie spiskowych spekulacji i spirali mniej lub bardziej dyskretnych ciosów? Skoro nie daje się pokonać obozu rządzącego w otwartym boju, to może trzeba spróbować od środka? Sądzę, że to dość prawdopodobny scenariusz. Scenariusz, na który politycy Zjednoczonej Prawicy mogą odpowiedzieć tylko jednością i solidarnością.
I jeszcze słowo o taśmach: niewielu ludzi wyszłoby z nagrania w restauracji bez szwanku. Premier też trochę obrywa, ale zauważmy, nie są to sprawy, które mogą się do niego na długo przylepić. To nie są cytaty kompromitujące czy śmiertelne, one szybko przeminą. Także dlatego, że taśmy miały moc tak wybuchową w konkretnym kontekście: zapłonęły, bo Platforma swoją antyspołeczną polityką sama rozlała benzynę. Dziś nie bardzo ma co płonąć. Elektorat Platformy uważa posiłki w drogich restauracjach raczej za obiekt aspiracji i powód do dumy niż wstydu, a z kolei wyborcy PiS wiedzą, że skoro - w dużej mierze dzięki premierowi - znalazły się dziesiątki miliardów na programy społeczne, to znaczy, że nie jest to polityk, który gardziłby rodakami i państwem polskim. A to właśnie pogarda do „tubylców” bijąca z rozmów polityków Platformy była gwoździem do ich wyborczej trumny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/414940-w-sprawie-tasmy-premiera-chodzi-o-sklocenie-dobrej-zmiany