Dla każdego dziecka utrata rodzica to koszmar i potworny szok, w który trudno uwierzyć. Brzemię tego zdarzenia ciągnęło się za nami przez lata. Mieliśmy świadomość, że mama zostaje z naszą piątką sama i będzie musiała sobie poradzić
— mówi portalowi wPolityce.pl Zuzanna Falzmann, córka Michała Falzmanna, inspektora Najwyższej Izby Kontroli, który ujawnił aferę FOZZ; korespondentką TVP w Stanach Zjednoczonych.
wPolityce.pl: Pani tata, Michał Falzmann ujawnił i opisał aferę Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Zmarł nagle 18 lipca 1991 r. Jako korespondentka TVP w Stanach Zjednoczonych relacjonowała pani ekstradycję Dariusza Tytusa Przywieczerskiego do Polski. Co pani poczuła, kiedy dowiedziała się, że człowiek uważany za „mózg” afery FOZZ po kilkunastu latach ukrywania się przed wymiarem sprawiedliwości, trafi do więzienia w Polsce?
Zuzanna Falzmann: Pomyślałam, że sprawiedliwość jednak istnieje. Ale przypomniałam sobie, że pan Przywieczerski jest skazany na skromny wyrok, na dwa i pół roku więzienia. Wyrok za okradanie państwa polskiego powinien być chyba jednak wyższy. Pan Przywieczerski szybko wyjdzie na wolność i będzie żył z pieniędzy, których dorobił się na FOZZ. Jego ekstradycja ma więc dla mnie słodko-gorzki smak. Zastanawiam się, czy zdecyduje się współpracować ze śledczymi i ujawni fakty, które przez lata ukrywał, czy też będzie strategicznie milczał.
Sądzi pani, że zdecyduje się na taki, prawdopodobnie ryzykowny dla niego, krok? Chyba nie opłaca mu się nikogo obciążać? Tak, jak pani zauważyła, otrzymał skromny wyrok. W 2005 r. po 14-letnim śledztwie i procesie został skazany na 3,5 roku więzienia za wyprowadzenie z FOZZ około 1,5 miliona dolarów. Rok później mimo, że uciekł z kraju po rozpoczęciu procesu, sąd apelacyjny zmniejszył mu karę do 2,5 roku więzienia. Były dyrektor FOZZ Grzegorz Żemek został skazany przez sąd pierwszej instancji na 9 lat więzienia i 720 tys. zł. grzywny. Również dla niego sąd apelacyjny był łaskawy. Obniżył mu wyrok do 8 lat więzienia i 5 tys. zł.
To inteligentny człowiek, więc doskonale zdaje sobie sprawę, jakie ryzyko wiąże się ze zdradzaniem tajemnic, które dotyczą niezwykle wpływowych i majętnych osób. Wiele osób obawia się jednak, że zacznie podawać nazwiska i dzielić się swoją wiedzą z prokuraturą.
Długoletni proces doprowadził do przedawnienia. Sędzia Barbara Piwnik zajmowała się sprawą całymi miesiącami. Kiedy została powołana na funkcje ministra sprawiedliwości w rządzie SLD, sprawę przejął sędzia Andrzej Kryże. Był w niezwykle trudnej sytuacji. Musiał zapoznać się z wieloma tomami akt nad wyraz skomplikowanej afery. Opóźnianie śledztwa było celowym działaniem, żeby sprawa się przedawniła i nie można było skazać winnych.
Rozmawiała pani zapewne ze swoimi amerykańskimi przyjaciółmi i znajomymi o sprawie FOZZ. Jak reagowali? Co mówili?
Nie mogli uwierzyć, że mogło dojść do tak gigantycznego rabunku finansów państwa. Zdumiewa ich, że można ukraść ogromne pieniądze i ukrywać się przez kilkanaście lat. Dziwią się, że niektórzy nigdy nie stanęli przed wymiarem sprawiedliwości i do dzisiaj żyją ze skradzionych pieniędzy. Prawdopodobnie część pieniędzy skradzionych z FOZZ nadal jest ukryta w egzotycznych krajach. Szokuje ich, że w demokratycznym państwie nikt nie próbuje wyjaśnić afery. Warto wrócić do wyjaśnienia sprawy FOZZ, bo mnóstwo ludzi, którzy wzbogacili się na tej aferze, nigdy nie stanęło przed wymiarem sprawiedliwości.
Rodzice rozmawiali o aferze FOZZ?
Mama wielokrotnie prosiła tatę, żeby przestał zajmować się tą sprawą. To jest koszmarnie niebezpieczne – mówiła. Tata jednak dążył do wyjaśnienia prawdy i nagłośnienia afery. Przypłacił to życiem.
Co pani pamięta z wydarzeń, które działy się wokół waszej rodziny w latach 1990-1991?
Od kiedy tata zajął się sprawą FOZZ spotykało nas mnóstwo przedziwnych sytuacji. Tata dostawał pogróżki. Czasami nie chodziliśmy z rodzeństwem do szkoły, bo rodzice obawiali się o nasze bezpieczeństwo. Wracaliśmy z wyjazdów do mieszkania i okazywało się, że było włamanie. Zwykle z domu nic nie ginęło. Raz zginął stary, nic nie warty magnetowid.
Skąd wiedzieliście, że doszło do włamania? Jak włamywacze dostawali się do mieszkania?
Drzwi nie były wyłamywane, otwierano je dorobionym kluczem lub wytrychem, a po włamaniu zamykano. O tym, że ktoś był w mieszkaniu podczas naszej nieobecności świadczyły porozrzucane dokumenty i książki. Pamiętam poobcinane wtyczki od telewizora, lampy, telefonu. Te szokujące obrazy mam do dziś w pamięci. Starano się zastraszyć tatę, żeby zostawił sprawę FOZZ.
Pamięta pani 18 lipca 1991 r., dzień, w którym umarł tata?
Pamiętam, jakby wydarzył się wczoraj. Takie rzeczy zostają w pamięci na zawsze… Byłam z mamą w szpitalu na ul. Poznańskiej w Warszawie, kiedy lekarz powiedział nam, że tata nie żyje. Mama od razu zaczęła domagać się sekcji zwłok. Lekarz powiedział, że sekcja nic nie wykryje, ponieważ są środki powodujące zawał, które po kilku godzinach bez śladu znikają z organizmu.
Zwykle to rodzina nie zgadza się na sekcję zwłok, a nie lekarze. Dlaczego mama domagała się przeprowadzenia sekcji?
Wiedziała w jakim niebezpieczeństwie był tata. Nie wierzyła, że miał zawał. Miała świadomość, że ktoś przyczynił się do jego śmierci. Tata miał 38 lat, był zdrowym, silnym i energicznym mężczyzną.
Miała pani 13 lat, kiedy straciła pani ojca. Co pani czuła?
Dla każdego dziecka utrata rodzica to koszmar i potworny szok, w który trudno uwierzyć. Brzemię tego zdarzenia ciągnęło się za nami przez lata. Mieliśmy świadomość, że mama zostaje z naszą piątką sama i będzie musiała sobie poradzić. Najstarsza była Joanna, miała 15 lat, ja tak, jak pan wspomniał, miałam 13 lat, Patryk 11, Ania 9, Marysia 2 lata. Najmłodsza siostra nie pamięta taty. Ma tylko migawki z przeszłości. Pamięta, jak tata nosił ją na rękach. Wtedy jeszcze nie rozumiała, co się stało. My rozumieliśmy. To było straszne przeżycie. Nie wyobrażam sobie sytuacji, żebym została, tak, jak mama, z dnia na dzień, sama z piątką dzieci. Nagle trzeba samemu zająć się wszystkim, iść do pracy, zarabiać na dom, wychowywać dzieci, gotować im.
Jak mama sobie poradziła?
Było jej ciężko, ale dała sobie radę. Stanęła na wysokości zadania w niezwykle trudnej sytuacji. Wszyscy skończyliśmy szkoły, pracujemy. Mama zawsze będzie moją bohaterką. Wielokrotnie słyszałam od sąsiadów, od pani w kiosku, od przyjaciół, że jest Supermenką.
Co mamie pomogło przetrwać w trudnych chwilach? Wiara katolicka?
Wiara na pewno pomogła. Ale mama jest silnym człowiekiem, ma twardy charakter. Młodzieńcze lata spędziła na wyścigach na Służewcu. Wstawała o 4, 5 rano, żeby opiekować się końmi i ścigać się na nich. Znajdowała na to czas robiąc dwa fakultety. Tata mamy, dziadek Julian Brodacki, był w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz. To ją wzmocniło. Tak, jak mnie wzmocniła śmierć taty. Bardzo wcześnie poszłam do pracy, bo chciałam zarabiać pieniądze, żeby odciążyć mamę. Widziałam jak każdego dnia boryka się z trudnościami.
Czy trauma po tak dramatycznym wydarzeniu, jak utrata ojca w dzieciństwie, kiedykolwiek się kończy?
Musieliśmy z rodzeństwem twardo stanąć na nogi. Życie przynosi zdarzenia, z którymi nie potrafimy się pogodzić. Trzeba wziąć swój Krzyż i iść. Wyszłam z założenia, że nie można się poddać czy załamać. Sądzę, że moje rodzeństwo myślało podobnie. Chciałabym mieć tatę dzisiaj. Chciałam dorastać mając tatę w domu. Gdyby tata żył byłoby nam wszystkim dużo łatwiej, ale życie postawiło nas właśnie w takiej sytuacji. Musieliśmy jej sprostać i sprostaliśmy. Nie było i nie jest łatwo. Trauma zostaje na zawsze i wraca, jak bumerang. Ilekroć jestem w Polsce, zawsze staram się jechać na grób taty. Zazwyczaj jeżdżę tam z bratem Patrykiem. To są trudne chwile, mimo, że od śmierci taty minęło 27 lat.
Wierzy pani, że śmierć taty zostanie wyjaśniona?
Chciałabym, żeby tak się stało. Dla nas, czyli dla dzieci i dla naszej mamy zamknie to sprawę. Wciąż nam tego brakuje. Minęło prawie 30 lat i nadal nie wiemy, co się stało. Przecież można przeprowadzić dochodzenie, zbadać sprawę jeszcze raz i odpowiedzieć na pytania, na które nikt jeszcze nie znalazł odpowiedzi.
Na jakie pytania trzeba znaleźć odpowiedź?
Należy ustalić, jak tata zginął. W jaki sposób do tego doszło? Kto za tym stoi? Nie wiem na ile realna jest odpowiedź na te pytania po latach. Ale chciałabym, żeby ktoś pochylił się nad tą sprawą i na nie odpowiedział. Głęboko wierzę, że prawda w końcu wyjdzie na jaw i poznamy okoliczności śmierci taty.
Ma pani nadzieję, że zagadka afery FOZZ zostanie wyjaśniona, a winni zostaną postawieni przed sądem?
Chciałabym, żeby pieniądze zostały odnalezione, a osoby, które stoją za aferą FOZZ zostały postawione przed sądem i żeby pociągnięto je do odpowiedzialności.
Kiedy przygotowywałem się do naszej rozmowy, szukałem w Bibliotece Narodowej egzemplarza pisma „CDN Wolny Robotnik” z września 1990 r., w którym pani tata napisał pierwszy tekst o FOZZ. Nie było tego egzemplarza.
Ciekawe.
Ale może to być przypadek.
Może. Ale w tej sprawie było wiele przypadków. Kiedy zgłaszaliśmy w naszym domu włamania, przychodziła policja i pytała, co zginęło. Mówimy: magnetowid. No widzi pani, czyli to był napad rabunkowy – odpowiadali funkcjonariusze policji. Tylko, że magnetowid był wart 30 złotych…
Pani mama mówiła, że włamania ustały, kiedy dokumenty po tacie przekazała historykom.
Tak. Włamania były przed i po śmierci taty. Wiele osób było zainteresowanych tym, co tata zostawił w notatkach. Mama w pewnym momencie zdecydowała, że nie będzie przechowywała zapisków w domu. Po przekazaniu dokumentów historykom, nikt już niczego w naszym mieszkaniu nie szukał.
Sprawa notatek pani taty do dziś budzi zainteresowanie.
Dwa, czy trzy lata temu pojawił się u mamy tajemniczy pan.
I poprosił o poszukanie w notatkach po mężu kont numerycznych, które mają znajdować się w Szwajcarii.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: NASZ WYWIAD. Żona Michała Falzmanna opowiada: „Mąż od początku uważał, że sprawa FOZZ jest niebezpieczna”
Ale mama dosyć dosadnie powiedziała mu, co o tym myśli i szybko go pożegnała. Ciekawe, że po tylu latach ludzie uważają, że pieniądze z FOZZ są gdzieś ukryte i być może są notatki, które mogą do nich doprowadzić.
Trudno się dziwić, w FOZZ były ogromne pieniądze. W 1989 r. na konto FOZZ wpłynęła znaczna suma, według obecnego przelicznika był to miliard złotych. Z tej sumy fundusz wykupił około 300 milionów dolarów polskiego długu, a na podejrzanych operacjach finansowych stracił 354 miliony złotych. Nie wiadomo jednak co się stało z resztą pieniędzy. Czy będąc dziennikarką starała się pani wyjaśnić przyczyny śmierci taty? Czy badała pani sprawę FOZZ?
Nie. Chciałam zająć się tematem śmierci taty, ale mama powiedziała, żebym zostawiła tę sprawę, bo jest zbyt niebezpieczna. Dodała, że za dużo naprawdę wpływowych osób wzbogaciło się na niej. Tata nie żyje, nie chcę stracić jeszcze Ciebie – powiedziała mi mama. Nie zajmuję się aferą FOZZ. Ekstradycję Dariusza Tytusa Przywieczerskiego relacjonowałam w TVP z racji bycia korespondentką Telewizji Polskiej w Stanach Zjednoczonych.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Prof. Dakowski, współpracownik śp. M. Falzmanna: Za rabunkiem finansów Polski, w tym poprzez FOZZ, stały tajne służby Rosji i Zachodu
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/414473-falzmann-wierze-ze-sprawa-fozz-zostanie-w-koncu-wyjasniona