Teraz widać to, co było do przewidzenia, lecz można było też mieć trochę złudzeń, że machina jednak nie ruszy z pełnym impetem. Chodzi o reformę sądownictwa w Polsce i reakcje na nią Komisji Europejskiej, europarlamentu, Komisji Weneckiej, różnych ciał prawniczych – krajowych i międzynarodowych oraz rządzących polityków w poszczególnych państwach.
Ale machina ruszyła, bo po to istnieje. Po przejęciu władzy w Polsce przez Prawo i Sprawiedliwość sądy miały być ostatnią instancją chroniącą interesy opozycji w kraju, obcych państw, międzynarodowych organizacji i korporacji, grup interesów, lobby, grup nacisku i wszystkich tych, którzy coś chcieli w Polsce ugrać. Sądy miały uniemożliwić przebudowę Polski zgodnie z wolą parlamentarnej większości. I Prawo i Sprawiedliwość miało tego świadomość. Dlatego postanowiło sądownictwo zmienić. Ale wszystkie wymienione wcześniej siły natychmiast na to zareagowały, żeby Polska nie wymknęła się z ich sieci. Bo sądy rzeczywiście mogą zablokować wszelkie przemiany – jako władza, która ma ostatnie zdanie. Także Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej – jako ostatnia instancja mogąca cofnąć polskie reformy sądowe, gdyby prawnikom, politykom i grupom interesów w Polsce nie udało się reform zablokować.
Teraz jest jasne, że każda całościowa reforma systemu sądownictwa wywołałaby dokładnie takie reakcje, jakie od wielu miesięcy obserwujemy. Niuanse są bez znaczenia.
Zjednoczona prawica uderzyła w instancję gwarantującą utrzymanie status quo ante, dlatego musiała zostać zaatakowana, a wręcz zglanowana. I to jest sytuacja nienegocjowalna. Można oczywiście prowadzić różne rozmowy, iść na ustępstwa, lecz jeśli można by zablokować funkcję sądownictwa jako strażnika poprzedniego porządku i dominacji w Polsce tych wszystkich, którzy przez ostatnie prawie 30 lat tu się wygodnie umościli i czerpali ogromne korzyści, wszystko zostałoby zablokowane. Właśnie tak, jak to się dzieje na naszych oczach. Jest właściwie cudem, że udało się zmienić Trybunał Konstytucyjny, ale już Sąd Najwyższy stał się linią, za którą obowiązuje zasada: no pasaran! Nie wolno pozwolić Polsce na wyzwolenie się z sądowego uścisku, bo byłby to bardzo niebezpieczny precedens, a przede wszystkim Polska byłaby naprawdę suwerenna.
Nie wszyscy buntujący się w Polsce prawnicy, a szczególnie sędziowie muszą sobie zdawać sprawę, o co toczy się gra, lecz liderzy tych środowisk mają pełną świadomość. Ci liderzy w okresie sprzed reform mieli pełną kontrolę nad pozostałymi władzami, nawet jeśli nie wykorzystywali swoich możliwości. Ale gdy doszło do zwarcia, już je wykorzystali. Utrzymywanie kontroli nad Polską przez wszystkie siły, które mają w tym interes, poprzez sądy jest dla zainteresowanych wyjątkowo tanie. I bardzo łatwo zmotywować prawnicze środowiska, które są nieświadome szerszej gry, do oporu, odwołując się do ideałów i niezawisłości, a z drugiej strony przedstawiając PiS jako śmiertelne zagrożenie dla nadzwyczajnej kasty, jej pozycji społecznej, jej interesów, jej przewag i immunitetów (nie tylko w sensie dosłownym), z których korzystają. Co oznacza, że wielu prawników występuje w tym konflikcie w roli użytecznych, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Liderzy prawniczego ruchu oporu w Polsce oraz wszyscy zainteresowani za granicą doskonale wiedzą, co im zagraża. Dlatego nastąpił skumulowany atak, gdy tylko sobie uświadomili, że rządzący w Polsce mają całościowy plan, i że ten plan jest naprawdę niebezpieczny dla tych, dla których Polska kontrolowana przez sędziów nie miała szans na żadne emancypacyjne ruchy.
Niezależnie od tego, czy chodziło o miliardy wyprowadzane z Polski, czy o pozycję wielkich firm, czy o polityczne wpływy. Gdy sędziowie w Polsce i wszystkie popierające ich siły nie dały rady, uruchomiono Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, czyli najważniejszy bezpiecznik status quo ante. Komisja Europejska, Rada Unii Europejskiej czy Rada Europejska nie są skutecznym narzędziem, bo wiążą im ręce traktaty europejskie. TSUE nie wiąże nikt i nic, bo może orzec wszystko, choćby kłóciło się to z logiką i zdrowym rozsądkiem. I TSUE zrobi wszystko, czego wszyscy inni od niego oczekują. Właśnie dlatego, że jest ostatnią linią obrony, której nie da się w żaden sposób zdobyć.
Obserwujemy nie zwykły konflikt racji i stanowisk, lecz wojnę o to, by Polsce nie pozwolić wybić się na niepodległość. I Unia Europejska ma do tego celu swoją broń atomowa, czyli TSUE. Oczywiście nigdy jej nie użyje przeciwko równiejszym, ale zawsze będzie gotowa jej użyć przeciwko heretykom i kacerzom, czyli obecnie przeciwko Polsce i Węgrom. I właściwie to jest sytuacja bez wyjścia, jeśli nie chce się Unii Europejskiej opuścić. A nawet gdy tak silne państwo członkowskie jak Wielka Brytania zdecyduje się to zrobić, ta decyzja musi ją bardzo drogo kosztować. Tak działa Unia Europejska, wspólnota równych i szanujących się państw. I po to ma broń atomową w postaci TSUE.
Gdyby tylko wycofać się z reform sądownictwa, bomba atomowa natychmiast trafiłaby do magazynu. A Polska wróciłaby na swoje miejsce – dojnej krowy i poligonu dla realizowania wszelkich możliwych obcych interesów.
-
Zapraszamy do lektury najnowszego numeru tygodnika „Sieci”!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/414117-sady-mialy-uniemozliwic-przebudowe-polski