Ostatnimi czasy wielką karierę robi termin „wojna hybrydowa” na określenie tego, jak działa Rosja wobec krajów, które traktuje jako swych przeciwników. Być może sam termin jest stosunkowo nowy, ale metoda tak stara, jak „Sztuka wojny” Sun Tzu, czyli sięgająca kilku stuleci przed narodzeniem Chrystusa. Rosjanie opanowali ją do perfekcji i stosowali wielokrotnie w przeszłości, m.in. wobec Rzeczypospolitej przez większość XVIII wieku.
Do dziś Polacy traktują ów okres, a zwłaszcza czasy saskie, jako okres względnego spokoju, bez większych działań wojennych. Perspektywa rosyjskich strategów było jednak odmienna, ponieważ oni w tym samym czasie prowadzili przeciwko nam wojnę hybrydową. Osiągnęli przy tym ideał, o którym pisał Sun Tzu, a mianowicie atakowali przeciwnika, a ten nawet nie zdawał sobie sprawy, że pada ofiarą ataku.
Przez cały wiek XVIII Rosjanie prowadzili przeciw Polakom długofalową akcję rozpoznawczą, dywersyjną i rozkładową. Posiadali w elitach Rzeczypospolitej licznych agentów, którzy dbali o to, by Polska była państwem teoretycznym i nie podejmowała żadnych reform wzmacniających ją politycznie, ekonomicznie i militarnie.
Kiedy powstańcy kościuszkowcy zdobyli archiwum rosyjskiego ambasadora Igelströma, natrafili na listę 110 najważniejszych osób w państwie polskim, które przez lata pobierały niejawne pobory z petersburskiej kasy. Byli wśród nich także politycy postrzegani jako reformatorzy, m.in. król Stanisław August Poniatowski czy ks. Adam Czartoryski, a oprócz nich także prymasi Łubieński i Poniatowski oraz dziesiątki innych urzędników państwowych i dostojników kościelnych.
W XVIII wieku Rosjanie nie żałowali też pieniędzy, by urabiać zachodnią opinię publiczną przeciw Polsce. Ich agentami wpływu stali się najbardziej opiniotwórczy wówczas myśliciele europejscy na czele z Wolterem i Diderotem. Caryca Katarzyna II kupiła Diderotowi wielki księgozbiór za 15 tysięcy liwrów i ustanowiła go dożywotnim strażnikiem tej biblioteki z roczną pensją tysiąca liwrów. Nic więc dziwnego, że filozof oddał swoje pióro na usługi Petersburga, pisząc hymny pochwalne na cześć carycy i przedstawiając Rosję jako „idealne państwo rozumu”.
Wolter z kolei za odpowiednią zapłatę w dukatach, wypłaconą mu przez księcia Woroncowa, pochwalał rosyjską politykę wobec Rzeczypospolitej, zakończoną rozbiorami. Usprawiedliwiał likwidację Polski koniecznością zaprowadzenia u nas tolerancji.
Podobną politykę jak Rosja prowadziły Prusy. Ich król Fryderyk II Wielki nazywał Polaków pogardliwie Irokezami, których należy ucywilizować i zrobić z nich prawdziwych Europejczyków. On także utrzymywał w Warszawie armię swoich agentów, którzy dbali o to, by Rzeczpospolita nie urosła w siłę. Przez lata fałszował też na potęgę polską walutę, by osłabić naszą gospodarkę. Oblicza się, że dzięki temu procederowi Prusy wyprowadziły z Rzeczypospolitej około 200 milionów złotych (25 milionów talarów) – sumę na owe czasy astronomiczną.
Szymon Aszkenazy tak pisał o Fryderyku Wielkim:
ten szczęśliwy żołnierz, który ugiął Austrię, zgniótł Saksonię, zgromił Rzeszę Niemiecką, Francuzom sprawił Rossbach, Rosjanom zgoto¬wał Zorndorf – Rzeczpospolitą, nie obnażając szpady, ciągle po przyjacielsku, ciągle pokojowo, w drodze spokojnej negocjacji, straszliwiej ugodził niż tamtych na polach bitew, do serca jej trafił, dobił”.
Podobnie oceniał działalność pruskiego króla wobec Polski Władysław Konopczyński:
co innego wojna, a co innego narodożerstwo. Nie każda wojna dąży do zagłady strony pokonanej; można niszczyć obce plemię także bezwojny.
I tak niszczyli Rzeczpospolitą przez cały XVIII wiek zgodnie Rosjanie i Niemcy. Polskie elity jakby nie miały świadomości tego, ciesząc się pokojem, a nawet żyjąc w błogim przeświadczeniu, że Berlin i Petersburg są naszymi sojusznikami.
Strategia prowadzenia „wojny bez wojny” polega na tym, że przez lata osłabia się przeciwnika działalnością rozkładową. Użycie siły militarnej to tylko ostatni sztych, zadany w momencie, gdy ma się pewność, że przeciwnik jest zbyt słaby, by na to uderzenie odpowiedzieć. Tak było z zaborami, które stanowiły jedynie zwieńczenie wieloletniego procesu.
Historia ma to do siebie, że lubi się powtarzać, choć w nieco różnych wariacjach. Dziś inwazja wojskowa nie jest konieczna, by ubezwłasnowolnić przeciwnika, pozbawić go podmiotowości i podporządkować swoim interesom. Metody pozostają jednak te same: agentura wpływu, kupowanie elit, propaganda, manipulacja, dezinformacja, wtłaczanie kompleksu niższości etc. To po prostu działa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/412393-polska-byla-ofiara-wojny-hybrydowej-przez-caly-wiek-xviii