Redaktor Andrzej Stankiewicz z Onetu - najpierw na antenie TVP, a później na swoim portalu - zaatakował polską dyplomację za rzekomą niekompetencję w sprawie wizyty Ludmiły Kozłowskiej w Berlinie. Stankiewicz mówił tak:
Jestem zdziwiony, że kierowana przez Andrzeja Przyłębskiego polska ambasada w Berlinie nie miała wiedzy, że jednym z gości wysłuchania w Bundestagu będzie Ludmiła Kozłowska. To pokazuje, że nie ma elementarnej współpracy między naszą ambasadą a niemieckim parlamentem. Śledzenie przez ambasadę wydarzeń dotyczących własnego kraju i sprawdzanie, kto się na temat tego kraju wypowiada to elementarz. Mamy więc do czynienia z kompletnym brakiem profesjonalizmu ambasady. Jeżeli ambasada nie miała takiej wiedzy, to nie dziwię się, że takiej wiedzy nie miały też służby specjalne.
Zapytaliśmy ambasadora Rzeczypospolitej Polskiej w Berlinie prof. Andrzeja Przyłębskiego, czy rzeczywiście nie miał wiedzy o przyjeździe Kozłowskiej do Berlina.
wPolityce.pl: Red. Adam Stankiewicz twierdzi, że nie wiedział Pan o przyjeździe Ludmiły Kozłowskiej na konferencję w Bundestagu, a szerzej, że Polska ambasada nie utrzymuje kontaktów z Bundestagiem na odpowiednim poziomie. Czy tak jest rzeczywiście?
Prof. Andrzej Przyłębski, ambasador RP w Niemczech: Nie jestem zaskoczony, że osoby związane z pewnymi mediami konsekwentnie atakują zarówno mnie osobiście, jak i całą ambasadę. To proces, który trwa już od miesięcy. Są to jednocześnie ataki, które sugerują, że ich autorzy mają problem ze zrozumieniem nawet prostych spraw; może dlatego puszczają wodze fantazji. Nie wiem, na jakiej podstawie red. Stankiewicz twierdzi, że kierowana przeze mnie ambasada nie posiada kontaktów z Bundestagiem. To jest wierutna bzdura. Ambasada posiada takie kontakty, i są to kontakty rozległe. Wystarczyłoby zapytać prezydenta Bundestagu pana Wolfganga Schäuble. On wie, jak jest naprawdę.
Kiedy ambasada dowiedziała się o przyjeździe do Berlina pani Kozłowskiej?
Spotkanie z panią Kozłowska było z perspektywy niemieckiej wydarzeniem niskiej rangi. Tego typu konferencji odbywają się w Bundestagu niemal codziennie, i jest ich wiele. Dodatkowo, można odnieść wrażenie, że trójka organizatorów ukrywała to zdarzenie; nie było ono awizowane ze zwyczajowym wyprzedzeniem czasowym. Mimo to ambasada już w poniedziałek, a więc dwa dni przed konferencją, miała pełną informację, i to ze źródeł w Bundestagu. Później kolejni posłowie, zainteresowani sprawą, od nas dowiadywali się o przyjeździe pani Kozłowskiej.
Czy powiadomiono Warszawę o planowanej konferencji z udziałem Kozłowskiej?
Oczywiście, niezwłocznie poinformowałem Centralę. Przygotowałem też dla posłów do Bundestagu, którzy mieli związek z wizytą pani Kozłowskiej, informację nt. tego, kim jest zaproszona przez nich osoba, i na czym polegają kontrowersje dotyczące jej organizacji.
Na jakiej podstawie sądzi pan, że strona niemiecka próbowała ukryć przyjazd pani Kozłowskiej?
Na zaproszeniu na konferencję nie mam jej nazwiska; pojawia się za to nazwisko jej męża, pana Kramka. A przecież starania pani Kozłowskiej o wizę były już w poniedziałek zapewne ukończone. Pana Kramka „podmieniono” na panią Kozłowską w ostatniej chwili, w momencie rozpoczęcia konferencji. Muszę przyznać, że to dość osobliwa strategia naszych niemieckich przyjaciół.
Czy czynniki niemieckie dopytywały o przyczyny umieszczenia przez Polskę pani Kozłowskiej na „czarnej liście” Schengen?
Nic mi nie wiadomo o tym, aby strona niemiecka, ze stosownym w takich sytuacjach wyprzedzeniem, zwróciła się do naszego MSZ z prośbą o wyjaśnienie powodów wydalenia pani Kozłowskiej ze strefy Schengen. Na pewno nie zwracała się ona w tej sprawie korzystając z pośrednictwa Ambasady RP w Berlinie.
Czy ambasada RP w Berlinie ma pełną wiedzę na temat przebiegu konferencji w Bundestagu z udziałem pani Kozłowskiej?
Tak, mieliśmy swoich informatorów na spotkaniu, z którego przygotowałem obszerne sprawozdanie. Posłużyło ona zapewne jako źródło informacji w rozmowie z ambasadorem Ralfem Nikelem, z którym zresztą także rozmawiałem o sprawie. Rozmowa miała miejsce we wtorek, w Szczecinie, a więc przeddzień imprezy w Bundestagu, na uroczystości zmiany dowództwa korpusu NATO. Poinformowałem ambasadora Nikela, że „będzie z tego okropna awantura”, nad czym – uczciwie przyznam – ubolewał.
Wspomniał pan na początku naszej rozmowy, że nie jest zaskoczony, iż niektóre osoby związane z pewnymi mediami konsekwentnie pana atakują. Co miał pan na myśli?
Mówiąc otwarcie, pan Stankiewicz nie po raz pierwszy dopuszcza się spekulacji z wyraźną intencją uderzenia we mnie i w polską dyplomacje. Robi to nie mając podstawowej wiedzy. Na szczęście utracił już elementarną wiarygodność, więc przestało to być groźne. Inną sprawą jest polityka publicznego nadawcy, który umożliwia szerokie propagowanie tak groteskowych zarzutów. To nie jest mądre działanie.
Pat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/412338-andrzej-przylebski-ambasada-wiedziala-o-wizycie-kozlowskiej