Wiemy już, kto wystarał się o występ Ludmiły Kozłowskiej w Berlinie. To broniący interesów Kremla polityk SPD. Wiemy, że Niemcy wymierzyły Polsce policzek przyznając tymczasową wizę, jednocześnie ignorując wspólnotowe bezpieczeństwo. Ale w komentarzach po wczorajszej skandalicznej konferencji wciąż słabo brzmi najważniejszy w tej sprawie wątek – pieniędzy. Bo o to tu się rozchodzi, zwłaszcza Kozłowskiej. Od samego początku jej działalności.
Bo tak się dziwnie składa, że zarówno fundacja Ludmiły Kozłowskiej (w której zasiada również Bartosz Kramek), jak i firma Kramka (która zatrudnia Kozłowską) to niezłe wehikuły do zarabiania pieniędzy (a przy okazji obrony postsowieckich oligarchów), wbrew temu co mówią – zupełnie nieprzejrzyście.
Ani Ludmiła Kozłowska ani Bartosz Kramek nie rozmawiają z dziennikarzami, którym nie będą mogli wciskać kitu. Gdy kilka tygodni temu pisaliśmy tekst o ich fundacji, Kramek poprosił o pytania mailem. Nie odpowiedział do dziś. W międzyczasie pojawił się w Onecie wywiad z małżeństwem przeprowadzony przez ich nieformalnego rzecznika prasowego, za jakiego trzeba uznać Marcina Wyrwała. To człowiek, który od sierpnia nie zajmuje się w swojej redakcji niczym innym poza obroną Kozłowskiej.
Warte zwrócenia uwagi w tej rozmowie są trzy momenty. Dotyczą poważnych wątpliwości odnośnie działalności FOD. Żadnej z nich nie wyjaśnili. W każdym z przypadków Wyrwał nie dopytywał.
Po pierwsze – praca zawodowa Ludmiły.
Onet: Co pani robi zawodowo?
Ludmiła Kozłowska: O tym nie będę dużo mówić, bo w tę stronę pójdzie natychmiast atak ze strony ludzi, którzy chcą nas zniszczyć.
Przyznają Państwo, że to odpowiedź godna pełnej transparentności, jaką chwalą się na każdym kroku władze fundacji.
Po drugie – ich związki z Igorem Szerstiukiem, założycielem fundacji Otwarty Dialog, któy dziś odsiaduje na Ukrainie wyrok za zlecenie zabójstwa.
Onet: Czy cokolwiek zapowiadało, że skończy w więzieniu?
Ludmiła Kozłowska: Nikt tego nie przewidywał. Zerwaliśmy kontakty, nie chciałabym tego komentować.
I wreszcie najważniejsze – niejasne źródła finansowania Fundacji Otwarty Dialog. W sierpniu napisaliśmy o tym obszerny artykuł z Marcinem Wikłą. Wyrwał udaje, że nie unika tego tematu.
Onet: Ten sam tygodnik donosi, że jednym z kontrahentów Silk Road jest firma Stoppard Consulting LLP, której udziałowcami są firmy rejestrowane w rajach podatkowych i cytuje rzecznika koordynatora służb specjalnych, który pisze, że jeden z wątków branych pod uwagę w sprawie wydalenia z Polski Ludmiły Kozłowskiej dotyczy „finansowania Fundacji Otwarty Dialog m.in. przez spółki zarejestrowane w rajach podatkowych”.
Bartosz Kramek: Z uwagi na klimat nagonki, z którym spotykamy się w Polsce, nie komentujemy relacji z naszymi klientami. Nie zaprzeczamy, ani nie potwierdzamy, czy ktoś był naszym klientem. Obowiązuje nas umowy o zachowaniu poufności, tajemnica handlowa. Nie chcemy, aby nasi klienci byli stawiani przed koniecznością tłumaczenia się ze współpracy z nami lub żeby z ostrożności zrywali z nami kontakty. Silk Road zajmuje się usługami dla kontrahentów na całym świecie. Nasze działania nigdy wcześniej nie budziły podejrzeń ze strony polskich służb fiskalnych. Wszystko jest w dokumentach.
Nieprawda. Nic nie ma w ogólnodostępnych dokumentach. Przejrzeliśmy dwa tomy akt Silk Road w KRS. Nie znajdziemy w nich żadnych informacji o współpracy z podmiotami powiązanymi z firmami rejestrowanymi w rajach podatkowych i podejrzewanymi o udział w praniu brudnych pieniędzy. A tego dotyczyły ustalenia polskich służb, na podstawie których zdecydowano o wpisaniu Kozłowskiej an listę SIS.
I właśnie z powodu tej ostatniej kwestii nie zgadzam się z opinią mojego redakcyjnego kolegi Piotra Skwiecińskiego, który pisze, że
Wydaje mi się, że – zwłaszcza, iż takie stanowisko Berlina nie jest i nigdy nie było sekretem – polskie władze zbyt pochopnie podejmują decyzje o zastosowaniu tak ostrego środka, jakim jest wpisanie kogoś na schengeńską listę. W efekcie nie tylko politycy ukraińscy, i inni niechętni naszemu krajowi partnerzy, zyskują poczucie iż Polska w Unii się nie liczy, a jej obecny rząd jest najpewniej przejściowy. Powstaje też wrażenie, iż w Warszawie podejmuje się tego rodzaju decyzje z przyczyn wyłącznie politycznych. Zaś jeśli na podstawie jakichś materiałów, to słabych, które wszędzie indziej nie zostałyby uznane za wystarczające. A nie jest to wrażenie korzystne dla polskiego rządu – ani na zewnątrz, ani wewnątrz Polski.
Warto przypomnieć informacje, które ujawniliśmy w tygodniku „Sieci”. Oto najważniejsze fragmenty naszego artykułu:
Poszliśmy tropem pieniędzy. Najciekawsze informacje wyłaniają się z powiązań biznesowych firmy Silk Road Biuro Analiz i Informacji. Silk Road, czyli „jedwabny szlak”, to spółka z o.o. mieszcząca się pod tym samym adresem, co Fundacja Otwarty Dialog. W czytelni akt KRS przeglądamy jej dokumenty. To dwa tomy akt.
Jak idzie biznes Bartoszowi Kramkowi? Patrząc na podsumowanie rocznych sprawozdań finansowych (do 2016 r., za ubiegły rok jeszcze nie zostało złożone lub nie zostało dołączone do akt – prawo nakazuje zrobić to do połowy lipca), nie najlepiej.
Silk Road wcześniej nazywała się Andalus. Wówczas należała do innej spółki (Nobel sp. z o.o.), a zarządzał nią Piotr Szczepanik, wyjątkowo aktywny przedsiębiorca, którego archiwa KRS wymieniają w 1 023 podmiotach. W 2011 r. zarządzał on też spółką Estero, która również należała do Nobla. Estero jesienią 2011 r. kupił Jakub Fijewski, który został prezesem zarządu, a jego zastępcą – Bartosz Kramek (zrezygnował z zasiadania we władzach tej firmy w ubiegłym roku). Estero miała siedzibę w tym samym biurowcu, co Andalus – przy Chałubińskiego 8 w Warszawie.
15 czerwca 2012 r. Szczepanik sprzedaje Andalusa Bartoszowi Kramkowi. Ten płaci gotówką 11 tys. zł. Trzy tygodnie później podwyższa kapitał zakładowy, dorzucając 45 tys. zł. W listopadzie zmienia nazwę na Silk Road. Na koniec roku spółka wykazuje stratę w wysokości prawie 5 tys. zł (ok. 340 tys. zł przychodów).
W 2013 r. Silk Road przenosi się w al. Szucha 11a (wynajem lokalu kosztuje ją 5 250 zł netto), gdzie część powierzchni podnajmuje Fundacji Otwarty Dialog (za 1 zł – słownie: jeden złoty). Zatrudnia dwóch pracowników. Na koniec roku znów wykazuje stratę – w wysokości niemal 130 tys. zł. (Przychody: ok. 1,6 mln, z czego 1,3 mln za usługi doradcze, a 236 tys. – usługi telekomunikacyjne).
W marcu 2014 r. Kramek ponownie podnosi kapitał zakładowy – o 130 tys. zł, wpłaca je w gotówce. W październiku do zarządu dołącza Mateusz Kramek (brat Bartosza). W sprawozdaniu finansowym za ten rok wreszcie pojawia się zysk (ok. 25 tys. zł, przy przychodach w wysokości 3,6 mln).
W 2015 r. w zarządzie następują zmiany – zamiast brata Bartosza Kramka pojawia się jego żona Ludmiła. Strata za ten rok wyniesie 326 tys. (1,8 mln przychodów), za ostatni rozliczony (2016) – 857 tys. (przy 783 tys. przychodu).
Bartosz Kramek to jeden z hojniejszych darczyńców Fundacji Otwarty Dialog. W latach 2012–2013 przekazał jej 500 tys. zł ( jako osoba fizyczna) i 710 tys. zł jako wiecznie notujący straty Silk Road (z czego tylko w 2017 r. – aż 390 tys.). Na marginesie dodajmy, że sama Ludmiła Kozłowska przekazała swojej organizacji 370 tys. zł. Skąd je miała? Tu trop znów prowadzi do Silk Road. Firma ta zatrudnia dwie osoby, a na wynagrodzenia w 2016 r. wydała 360 tys. zł (dwa razy więcej niż rok wcześniej).
Kramek nie odpowiedział nam, skąd miał pieniądze na dokapitalizowanie swojej firmy (kwotą w sumie 175 tys. zł). Wróćmy do artykułu i najpoważniejszych wątpliwości, na jakie natrafiły polskie służby, m.in. dzięki współpracy ze służbami Ukrainy, Rumunii i USA:
Sprawdźmy, skąd środki ma Silk Road. Nie udało nam się dotrzeć do danych o wszystkich przelewach spółki Bartosza Kramka. Spora część pieniędzy trafia do jego firmy poprzez przekazy Western Union, a te trudniej śledzić. Uzyskaliśmy jednak informacje o kilku transakcjach, które budzą poważne podejrzenia.
Jako jeden z ważniejszych kontrahentów jawi się podmiot Kariastra Project LP, zarejestrowana w Glasgow (wcześniej w Edynburgu) spółka, która przelała na konto Silk Road 3,2 mln zł (po przeliczeniu na złotówki wpłat w dolarach i euro). Ta firma nie ma nawet strony internetowej, numeru telefonu, nie wiadomo, czym się zajmuje. Znamy tylko jej adres (są pod nim zarejestrowane setki innych firm).
Więcej wiemy o innej spółce z siedzibą w Szkocji. Stoppard Consulting LLP (istniała w latach 2010–2017), zasiliła konto Silk Road kwotą co najmniej 1,5 mln zł. Udziałowcami tego podmiotu były rejestrowane w rajach podatkowych: Erin Group Corp. (Belize), Carberry Investments Ltd (Seszele), Wintor Associates Ltd (Seszele), Maytree Overseas S.A. (Panama). Ta ostatnia pojawia się w aferze Panama Papers. Jej nazwę odnajdujemy w powiązaniach z całą siecią innych podejrzanych firm.
Wspomniane firmy z Seszeli wchodziły w skład spółek partnerskich Harwood United LLP, Harrogate Consulting LP i Rosslyn Trade LP. Podmioty te mogły być elementami sieci przedsiębiorstw, za pomocą których z sektora bankowego Mołdawii wyprowadzono co najmniej 1 mld dol. – to ustalenia amerykańskiej agencji śledczej Kroll. Wynajął ją rząd w Kiszyniowie, aby rozpracować aferę, która zachwiała gospodarką państwa i postawiła je na krawędzi bankructwa.
Mózgiem tej operacji miał być Ilan Shor, wówczas kierujący mołdawskim bankiem Banca de Economii (w wieku 27 lat), jeden z najbogatszych Mołdawian, prezes klubu piłkarskiego Milsami Orhei (w 2015 r. zdobył on mistrzostwo kraju – jako pierwszy zespół spoza Kiszyniowa i Tyraspolu), prywatnie mąż rosyjskiej piosenkarki Jasmin. Shor został nawet osadzony w maju 2015 r. w areszcie domowym w związku z tymi podejrzeniami. Szybko został jednak zwolniony, by… wziąć udział w wyborach na burmistrza miasta Orhei. Wygrał je, zdobywając 62 proc. głosów. Sprawuje funkcję do dziś – mimo wyroku (nieprawomocnego) z 2017 r. skazującego go na siedem i pół roku więzienia.
Zdaniem Rumuńskiej Służby Wywiadowczej (SRI) Shor powiązany jest z Rosją i reprezentuje jej interesy w Kiszyniowie. Miał on też pomóc „wyprać” ok. 20 mld dol. w latach 2012–2014, które z Rosji – poprzez Mołdawię – trafiły do spółek zarejestrowanych w rajach podatkowych i do Unii Europejskiej (przez państwa bałtyckie). Jak wykazało prowadzone przez 61 dziennikarzy międzynarodowe śledztwo, część z tych pieniędzy trafiła do Polski (ok. 9 mln dol.), głośno było o dotacji (skromnej przy tej skali przekrętu) w wysokości 21 tys. zł dla Europejskiego Centrum Analiz Geopolitycznych Mateusza Piskorskiego (byłego polityka Samoobrony, aktualnie w areszcie za szpiegostwo na rzecz Rosji).
Jak się okazuje, część podmiotów wykorzystywanych do nielegalnego transferowania pieniędzy z Rosji była zarejestrowana pod tym samym adresem w Szkocji, co wspomniany kontrahent Kramka – Stoppard Consulting Ltd.
Rachunki służące do wyprowadzania środków obsługiwał mołdawski Moldindconbank. Do 2016 r. jego większościowym udziałowcem był powiązany z rosyjskim establishmentem oligarcha Wiaczesław Platon (vel Kobaliew). W ubiegłym roku sąd w Kiszyniowie skazał go na 18 lat więzienia za udział w procederze prania brudnych rosyjskich pieniędzy, w którym do własnej kieszeni miał wziąć 50 mln dol.
W październiku 2016 r. w Kijowie Ludmiła Kozłowska przekonywała, że ekstradycja Platona z Ukrainy do Mołdawii była nielegalna. Pod informacją o tym wydarzeniu na stronach fundacji podpisał się Bartosz Kramek. Adwokatem Platona jest Ana Ursachi, mołdawska prawniczka, która blisko współpracuje z Fundacją Otwarty Dialog. Kilkakrotnie była w Polsce, z członkami FOD odwiedzała Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy, Parlament Europejski, uczestniczyła w konferencjach OBWE w Berlinie (2016) i Warszawie (2017). FOD staje również w jej obronie, jako rzekomo prześladowanej w Mołdawii.
Nie jest też prawdą, że polskie służby fiskalne nie dopatrzyły się nieprawidłowości w działalności fundacji. Pomijam nieskładanie sprawozdań finansowych w początkowym okresie działalności (uzupełniono je po latach, choć w niepełny sposób). Najważniejsze, że od roku trwa kontrola finansów Otwartego Dialogu i firm z nią powiązanych (za lata 2014–2016). Została przedłużona do listopada w związku z podejrzeniami, jakie ma prowadząca w tej sprawie śledztwo Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Dotyczą one przestępstw finansowych. Dotychczasowe przesłuchania Kozłowskiej, Kramka i dwóch osób prowadzących księgi rachunkowe nie rozwiały wątpliwości śledczych.
Mając tylko powyższą wiedzę o finansach i powiązaniach państwa K., mając w pamięci manifest Kramka, w którym wzywał on do sparaliżowania naszego państwa, pozostaje zaufać polskim służbom, które – przypomnę – uznały, że Kozłowska „stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa”. Szkoda, że maseczka z rubli i euro, która zasnuwa oczy niemieckim posłom skutecznie znieczula na takie ostrzeżenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/412248-czego-sie-boi-ludmila-kozlowska-prawdy-o-jej-finansach