Ciśnie się na usta: „Deutschland, Deutschland über alles”, pardon: „Europa, Europa über alles!”
Bardzo się wzmogli przeróżni prawdziwi europejczycy (i Europejczycy) w związku z jednym zdaniem o „wyimaginowanej wspólnocie” wypowiedzianym w Leżajsku przez prezydenta Andrzeja Dudę. I pojawiła się lawina infantylnych oraz bardzo infantylnych wypracowań, na czele z rozprawką byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, na temat wspaniałości Unii Europejskiej, a szczególnie jej wspaniałomyślności wobec Polski. Minęła zaledwie doba i stało się to, co przenikliwie zauważył w „Weselu” Stanisław Wyspiański: „Tak by się nam serce śmiało/ do ogromnych, wielkich rzeczy;/ a tu pospolitość skrzeczy,/ a tu pospolitość tłoczy,/ włazi w usta, uszy, oczy”. A ta skrzecząca pospolitość to atak wspaniałych Europejczyków na Węgry, przegłosowanie przez wspaniałomyślny europarlament dyrektywy o prawach autorskich, czyli o cenzurze internetu oraz przyznanie przez wspaniale europejskie Niemcy wizy Ludmile Kozłowskiej, mimo że Polska objęła ja zakazem wjazdu na terytorium własne i całej UE. W ciągu doby wspólnota okazała się „wyimaginowana” do granic możliwości. Porównując realia z uniesieniami na poziomie początkującego gimnazjalisty widać, że żyjemy we wspólnocie, tyle że kłamstwa i hipokryzji.
Co prezydent Andrzej Duda powiedział w Leżajsku? „Uczynimy wszystko, żebyście państwo mieli to przekonanie, kiedy będą się kończyły nasze kadencje, że zrobiono dla państwa wiele rzeczy w tym czasie, że zrealizowano zobowiązania wyborcze, że ktoś wreszcie myślał o obywatelach, a nie tylko i wyłącznie o jakichś swoich sprawach czy jakiejś wyimaginowanej wspólnocie, z której dla nas niewiele wynika. Wspólnota jest potrzebna tutaj, w Polsce, dla nas - własna, skupiająca się na naszych sprawach, bo one są dla nas sprawami najważniejszymi. Kiedy nasze sprawy zostaną rozwiązane, będziemy się zajmować sprawami europejskimi. A na razie niech nas zostawią w spokoju i pozwolą nam naprawić Polskę, bo to jest najważniejsze” – stwierdził Andrzej Duda. Gdyby brać pod uwagę tylko wydarzenia z 12 września 2018 r., widać, że wspólnotowe ideały, zapisane przede wszystkim w artykule 4 (ustępy 2 i 3) Traktatu o Unii Europejskiej, dotyczą tylko równiejszych. Równych już nie. Na tym właśnie polega wyimaginowana wspólnota – na dyktacie równiejszych. Oczywiście wspólnota istnieje w wielu konkretnych rozwiązaniach, ale nie na poziomie zapisanym w art. 4, a o to przede wszystkim chodzi. I zapewne chodziło prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Zacytujmy najważniejsze zdania z tego artykułu: ust. 2 - „Unia szanuje równość Państw Członkowskich wobec Traktatów, jak również ich tożsamość narodową, nierozerwalnie związaną z ich podstawowymi strukturami politycznymi i konstytucyjnymi, w tym w odniesieniu do samorządu regionalnego i lokalnego. Szanuje podstawowe funkcje państwa, zwłaszcza funkcje mające na celu zapewnienie jego integralności terytorialnej, utrzymanie porządku publicznego oraz ochronę bezpieczeństwa narodowego. W szczególności bezpieczeństwo narodowe pozostaje w zakresie wyłącznej odpowiedzialności każdego Państwa Członkowskiego”, ust. 3 - „Zgodnie z zasadą lojalnej współpracy Unia i Państwa Członkowskie wzajemnie się szanują i udzielają sobie wzajemnego wsparcia w wykonywaniu zadań wynikających z Traktatów”. Uruchomienie procedury z art. 7 TUE przeciwko Polsce i Węgrom jest koronnym dowodem, jak „Unia szanuje równość Państw Członkowskich”, jak realizuje „zasadę lojalnej współpracy”.
Z okazji, żeby milczeć i nie pouczać prezydenta Andrzeja Dudy nie skorzystał były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Nie skorzystał, gdyż jest „głęboko poruszony i zaniepokojony słowami wypowiedzianymi przez Pana Prezydenta w Leżajsku”. Bo „to stwierdzenia nieprawdziwe i niebezpieczne”, a „Polska, w tym jej Prezydent, nie powinna wpisywać się w ten niepokojący nurt działań”. Ale Polska w żaden „niepokojący nurt działań” się nie wpisuje: nie stawia żadnego państwa pod pręgierzem, nie popiera żadnych krucjat przeciwko „równym” i „szanowanym”. Oczekuje tylko respektowania zapisów art. 4 TUE. Niepotrzebnie wzmaga się Aleksander Kwaśniewski pisząc, że „nie ma politycznej i społecznej zgody na antyeuropejski kurs”. Polska obrała kurs europejski, a antyeuropejski ci, którzy chcieliby mieć nie wspólnotę, lecz unię niemiecką, a w najlepszym razie niemiecko-francuską. A czy wspólnota w wersji niemieckiej czy niemiecko-francuskiej nie jest wyimaginowana? To przecież cesarstwo, a nie wspólnota. A jeśli Niemiec Manfred Weber zostanie szefem nowej Komisji Europejskiej, na co się zanosi i co wcale nie wynika ze zgody 27 państw członkowskich, UE będzie jeszcze bardziej niemiecka niż w ostatnich latach.
Gdyby ktoś miał wątpliwości, czy nasi zachodni sąsiedzi działają w imię wspólnoty i dla jej dobra, może to sprawdzić na konkretach. Najnowszy konkret to wydanie przez niemieckie władze wizy Ludmile Kozłowskiej, mimo że Polska objęła ją zakazem wjazdu na terytorium własne i całej UE. Niemcy skorzystali z furtki zwanej „interes narodowy” („nationale interesse”). I realizując „interes narodowy Niemiec” konsulat tego państwa w Kijowie wydał Kozłowskiej wizę. Na razie wiadomo, że „interes narodowy Niemiec” polegał na uczestnictwie (przed południem 13 września 2018 r.) Kozłowskiej w imprezie organizowanej przez posłów Andreasa Nicka (CDU) i Franka Schwabego (SPD) na temat „łamania praworządności w Polsce i na Węgrzech”. Oznacza to, że istnieje „interes narodowy Niemiec”, który polega na tym, żeby Ludmiła Kozłowska dostała wizę i mogła w siedzibie niemieckiego parlamentu do woli bajdurzyć na temat „łamania praworządności w Polsce”. A wtedy nie liczy się „interes narodowy Polski” nieżyczącej sobie, żeby Ukrainka i jej fundacja urządzały Polskę na własny sposób. Po prostu Niemcy wiedzą lepiej, co jest dobre dla Polski i co może robić Ukrainka na naszym terytorium. Nie są znane przykłady podobnego zachowania Polski wobec Niemiec. Kto tu zatem realizuje interesy wspólnoty, a dla kogo jest ona „wyimaginowana”?
Jeśli dobrze rozumiem Aleksandra Kwaśniewskiego, ideałem działania Polski na rzecz wspólnoty jest to, co 28 listopada 2011 r. w Berlinie zrobił ówczesny szef MSZ w rządzie Donalda Tuska, wiceprzewodniczący PO, Radosław Sikorski. „O co prosimy Niemcy? – pytał. I odpowiadał: „Ponosicie specjalną odpowiedzialność, aby chronić pokój i demokrację na naszym kontynencie. (…) Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: Mniej zaczynam się obawiać niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności. Niemcy stały się niezbędnym narodem Europy. Nie możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa”. Sikorski przyznał Berlinowi historyczną misję przewodzenia Europie, czyli de facto uznał niemiecką dominację w UE, a nawet do niej zachęcał. Konkluzja przemówienia Sikorskiego była de facto taka, że tylko niemiecka Europa ma przyszłość. Przykładem właściwych działań na rzecz wspólnoty był też list byłych ministrów spraw zagranicznych Władysława Bartoszewskiego, Włodzimierza Cimoszewicza, Andrzeja Olechowskiego, Dariusza Rosatiego i Adama Rotfelda (z 6 października 2011 r.) w obronie Angeli Merkel, a przeciw byłemu premierowi własnego państwa, Jarosławowi Kaczyńskiemu. Ministrowie napisali m.in.: „Czujemy się w obowiązku wyrazić głęboki sprzeciw wobec ostatnich wypowiedzi prezesa Jarosława Kaczyńskiego o stosunkach polsko-niemieckich”. A już straszna miała być „insynuacja, że wybór na urząd kanclerza pani Angeli Merkel ‘nie był wynikiem czystego zbiegu okoliczności’, oraz zdanie: ‘ważne jest, że od Polski Merkel chce przede wszystkim może miękkiego, ale jednak podporządkowania’”. Miało to być „dla Polski szkodliwe”, gdyż „kanclerz Merkel osobiście należy do najbardziej Polsce przychylnych polityków niemieckich”. Wobec tego „czujemy moralny obowiązek powiedzenia Pani Kanclerz Merkel: solidaryzujemy się z Panią”.
Istnieje też niedościgły wzór prawidłowej postawy wobec Niemiec i ich kanclerza zwykłego obywatela. 30 sierpnia 2017 r. dał go poznać światu aktor, reżyser i pisarz Stanisław Brejdygant. W liście do Angeli Merkel napisał: „Wstyd mi. Trudno opisać, jak bardzo mi wstyd [za polskie władze]. Wiem, że czyni Pani niemałe wysiłki, by pertraktować z obecnym rządem mego kraju. I wiem, że czyni Pani to bona fide, w dobrej wierze.(…) Uważam, że jest Pani niezwykłym politykiem. Ratuje Pani bowiem godność polityki, nie odbierając jej walorów moralności. (…) Jest Pani prawdziwym mężem stanu. (…) Ja wiem, że to Pani i tylko Pani jest jedynym w mojej ojczystej Europie mężem stanu”. Tylko takie wzorce rozumienia wspólnoty powinny być dozwolone, a wszystko inne jest dywersją, polexitem, a wręcz zbrodnią stanu. Ciśnie się na usta: „Deutschland, Deutschland über alles”, pardon: „Europa, Europa über alles!”.
-
W najnowszym „Sieci”: DANIEL OBAJTEK W MOCNYM WYWIADZIE- WIELKIE KŁAMSTWO PLATFORMY. Przeczytaj koniecznie!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Do tygodnika „Sieci” dołączamy wyjątkowy prezent od PZU – odblaskowy brelok do zawieszenia lub noszenia na ręku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/412065-wyimaginowana-wspolnota-jak-najbardziej