Olgierd Łukaszewicz odwołał się do kanonu współczesnego intelektualisty zaangażowanego, czyli czterech pancernych i psa.
Niedzielny (9 września 2018 r.) zjazd ulicy w Łodzi nazwano Kongresem Obywatelskich Ruchów Demokratycznych. Do Hali Expo przyjechało ponoć około 400 zawodowych „zadymiarzy demokratycznych”, ale prym wiedli ich kapłani, dawni działacze „Solidarności”: Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Zbigniew Janas, Grażyna Staniszewska i Henryk Wujec. Zabrakło tylko Daniela Olbrychskiego z żoną, ale on był dzień wcześniej na konwencji Platformy Obywatelskiej, więc pewnie się zmęczył. Zamiast Olbrychskiego był Olgierd Łukaszewicz, do niedawna prezes Związku Artystów Scen Polskich. W Łodzi nie przypominał jednak prezesa, lecz górnika Jasia z filmu „Perła w koronie” Kazimierza Kutza, gdzie od syna Jorgusia domagał się oddania karminadla (karbinadla), którego dzieciak wziął z talerza.
KORD był imprezą o tyle przełomową, że dawni działacze „Solidarności” apelowali, żeby wszyscy „wespół w zespół” coś wreszcie zrobili, gdyż trzy lata w opozycji to straszna trauma, co najmniej jak wojna trzydziestoletnia. „Widzę, że podczas tego kongresu wszyscy sobie dziękują. Ale za co? Za trzeci rok porażki? Nic się samo nie wydarzy. Nie będzie cudu. A przy tym poziomie mobilizacji będzie wariant węgierski, w którym PiS zyska większość konstytucyjną” - labiedził Władysław Frasyniuk, na co dzień znany wrocławski burżuj. Jako burżuj Frasyniuk ma dużo wolnego czasu, dlatego denerwuje go, że nie można ustalić nawet agendy demonstracji, np. w sprawie sądów i musi być w gotowości o 17, 18 i 19, czyli w efekcie nie idzie na żadną, gdyż nie wie, którą wybrać. Mamy akurat czytanie „Przedwiośnia” Żeromskiego, więc Frasyniuk rozdarty niczym sosna, którą widział doktor Tomasz Judym (bohater „Ludzi bezdomnych” tegoż pisarza) pasuje jak ulał. Ale sprawie antypisowskiej rewolucji to rozdarcie fatalnie wróży, bo świadczy o braku Frontu Jedności Protestujących. FJP nie służy też „budowanie współczesnego kombatanctwa, które wspomina poprzednie sukcesy”. O jakie poprzednie sukcesy chodzi, burżuj Frasyniuk nie wyjaśnił, więc mogło powstać domniemanie, że szło mu o własne sukcesy biznesowe (od szofera do milionera).
A przecież „Władkowi” chodziło o sprawę, czyli o to, co takim jak on robi Jarosław Kaczyński. W końcu Frasyniuk to wyjaśnił, choć z niejakim wkurzeniem: „Kaczyński dzieli. Ale do k…y nędzy my też jesteśmy podzieleni. Jesteśmy na kongresie ulicznym, więc trzeba używać stosownych słów. A z tego kongresu musimy wyjść z absolutnym postanowieniem, żeby wymusić wspólne kierownictwo opozycji i koordynację działań”. Trudno wyczuć, czy stosowne słowo to „k…wa” czy „nędza”, ale znając „Władka” raczej to pierwsze. Sam burżuj Frasyniuk nie zaoferował przywództwa, choć przecież jako człowiek zamożny ma dużo wolnego czasu i nie może go poświęcać tylko na to, żeby go policjanci nosili na rękach, a on zaledwie gardłował i apelował. Burżuje mają w końcu jakieś obowiązki. Inne niż taki golas (w sensie stanu posiadania) jak Henryk Wujec apelujący, „żeby nie porywać się z szabelką na czołgi”. Żadna tam „Lotna 2”, tylko „cierpliwość”– apelował Wujec. I wzniósł refleksję na wyżyny intelektu mówiąc, iż „obowiązkiem jest przygotowanie jakiejś koncepcji”. Samo słowo „koncepcja” wystarczyło za treść owej koncepcji, bowiem ani Wujec, ani Frasyniuk, tudzież Bujak i Janas, na razie żadnej koncepcji nie wypracowali. Henryk Wujec odważnie wskazał tylko, że „to musi być Polska inna niż była. To nie może być tylko powrót”. Swój intelektualny wkład w (mówiąc Kantem) „prolegomena do przyszłej koncepcji” miał też Zbigniew Janas, który uspokajał KORD-owców, że „nie będą musieli czekać osiem lat”. Ale nie o czekanie chodzi, lecz o aktywność, gdyż „nic samo się nie zrobi”.
O ile zawiedli intelektualnie Frasyniuk, Wujec, Janas czy Bujak, o tyle nie zawiódł Jaś od karminadla (karbinadla), czyli Olgierd Łukaszewicz, w Łodzi występujący jako założyciel fundacji „My, Obywatele Unii Europejskiej”. I dopiero wtedy powiało wielkim światem i wielką myślą. Owa wielka myśl, nieledwie przełom kopernikański, to „szerzenie świadomości obywatelstwa europejskiego wśród nas”. Mając „świadomość obywatelstwa europejskiego” można góry przenosić. Nawet wtedy, gdy Kościół i PiS solidarnie brużdżą przeciw europejskości i postępowi. Łukaszewicz odwołał się nawet do kanonu współczesnego intelektualisty zaangażowanego, czyli „czterech pancernych i psa”. Na koniec Olgierd (imię znaczące, jeśli chodzi o pierwotny skład czterech pancernych, nie licząc psa) Łukaszewicz zaapelował: „Mobilizujmy rozum. W dobie oświecenia stajemy dziś wobec konfliktu z siłami konserwatywnymi, które chcą nas na samotnej wyspie, zaprzysięgając się niejednokrotnie z ciemnotą i egoizmem”. Rozum i oświecenie kontra ciemnota i egoizm – dla każdego rozgarniętego człowieka wybór jest prosty. Rozum i oświecenie z Olgierdem Łukaszewiczem to imperatyw kategoryczny (żeby pozostać przy Immanuelu Kancie). Tylko żeby teraz komuś się chciało tę wielką ideę wcielić w życie, bo będzie, mówiąc burżujem Frasyniukiem, „do k…y nędzy” klapa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/411464-w-lodzi-ulica-pokazala-swoje-wielkie-mozliwosci