Kiedy w rodzinie jest kłótnia, to często wychodzą najciekawsze kwiatki. Ja jestem spoza tego środowiska. Nie mam z nim nic wspólnego. Z tego tytułu nie mam też dojścia do informacji, do jakich mają dostęp panowie Adamowicz i Wałęsa. W związku z tym, są pewnie w stanie nawzajem sobie wyciągać różne kościotrupy z szafy. Paradoksalnie może to być coś dobrego dla gdańskiej demokracji
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Kacper Płażyński, kandydat Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Gdańska.
CZYTAJ TEŻ: Ależ się tam gryzą! Wałęsa przygaduje Adamowiczowi i… apeluje o jedność: Jest takim motywem niszczącym
NASZ WYWIAD. Bratobójcza walka o Gdańsk? Gwiazda: „To kłótnia dwóch skompromitowanych kandydatów”
wPolityce.pl: Co prawda zapewniał Pan, że nie przejmuje się sondażami, ale - mimo wszystko - Pana notowania są obiecujące. Jak Pan to odbiera?
Kacper Płażyński, kandydat Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Gdańska: Uważam, że te sondaże są dość niedoszacowane, jeśli chodzi o moją kandydaturę. W Gdańsku Prawo i Sprawiedliwość zawsze było niedoszacowane. Nie wiem też, na ile wkradł się w te badania błąd, bowiem zakładają one, że frekwencja będzie wynosić ok. 55 proc. Tyle osób zapowiedziało, że pójdzie do wyborów. W Gdańsku jest raczej tradycja niechodzenia na wybory. Wbrew temu, co mówi obecny pan prezydent, w Gdańsku panuje dość głęboka apatia społeczna, jeśli chodzi o angażowanie się w politykę. Ludzie nie mają wiary w to, że w taki właśnie sposób mogą zmienić swoją rzeczywistość. W ostatnich wyborach, w drugiej turze, frekwencja wyniosła 34 proc. Zastanawiam się, ile osób wśród ankietowanych, rzuciło pierwszym nazwiskiem, które przyszło im na myśl. Ostateczną weryfikacją jest dzień wyborów, a nie sondaże. Wiem, że pewnie powtarzam to jak mantrę, ale spójrzmy na prezydenta Andrzeja Dudę. Gdyby trzy lata temu sondaże miały rację, Polska wyglądałaby zupełnie inaczej.
Jak ocenia Pan wzajemne „podgryzanie się” Jarosława Wałęsy i Pawła Adamowicza?
Kiedy w rodzinie jest kłótnia, to często wychodzą najciekawsze kwiatki. Ja jestem spoza tego środowiska. Nie mam z nim nic wspólnego. Z tego tytułu nie mam też dojścia do informacji, do jakich mają dostęp panowie Adamowicz i Wałęsa. W związku z tym, są pewnie w stanie nawzajem sobie wyciągać różne kościotrupy z szafy. Paradoksalnie może to być coś dobrego dla gdańskiej demokracji.
Ma Pan konkretne proppozycje dla Gdańska, program walki z deweloperami, program sportowy. Mimo to, niektórzy politycy opozycji zarzucają Panu, że jest Pan znany tylko z tego, że miał znanego ojca.
Niewątpliwie nazwisko, które noszę, jest nazwiskiem, które w Gdańsku kojarzy się bardzo dobrze. Mój tata był mężem stanu. Ja go tak traktuję i wiem, że tak traktuje go również bardzo wielu gdańszczan. Stąd popularność, którą cieszył się mój tata, w naturalny sposób przechodzi na jego syna. Myślę, że przez ostatnie kilka lat swojej działalności społecznej, a w ostatnich dwóch latach intensywniejszej działalności publicznej, pokazałem, że nie tylko miałem bardzo zasłużonych przodków, ale udowodniłem też bardzo wielu środowiskom w Gdańsku, że sam przedstawiam pewną wartość. Wierzę w to, że przekonam ostatecznie gdańszczan do siebie.
Kandydatka na radną Gdańska z ramienia Koalicji Obywatelskiej chciała na konferencji prasowej przedstawić swój program, jednak uciekła. To chyba nie wystawia dobrej laurki dla opozycji?
Chyba nie. Ale nie każdy ma doświadczenie w przemawianiu publicznie, przed mikrofonem. Ale dla mnie, wyraźna była reakcja jej doświadczonych koleżanek, które znajdowały się wokół niej. Wydawałoby się, że starsze, doświadczone koleżanki powinny ją wesprzeć, powiedzieć, że nic się nie stało. Widać tam było tylko ironiczne uśmiechy. Mi się to nie podoba. Zwyczajnie, po ludzku, kibicuję tej pani, żeby się nie zrażała i nie przejmowała. Pierwsze koty za płoty. Zalecam tylko zmianę środowiska, którym się otacza, bo - jak widać - nie jest to najprzyjaźniejsze środowisko.
Skorzystam z okazji i skieruję pytanie do Pana żony, Wydaje się, że pomysł wystąpienia na konwencji drugich połówek kandydatów był strzałem w dziesiątkę. Jak Pani to ocenia?
Natalia Nitek-Płażyńska: Małżonka to osoba, która jest najbliżej męża. Jest też osobą, która najbardziej odczuwa to całe zamieszanie, które jest związane z kandydowaniem. Myślę, że zarówno ja, jak i małżonka Patryka Jakiego, dobrze wiemy, widzimy, jak to wygląda z tej drugiej strony i wiemy, że nasi mężowie to są właśnie te właściwe osoby, które powinni zostać prezydentami miast, w których kandydują. Jeżeli jest wsparcie małżonki, tej „szyi”, to głowa też jest mocniejsza i bardziej twarda. Jestem przekonana, że wsparcie jest niezwykle ważne.
not. Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/411364-nasz-wywiad-plazynski-ostateczna-weryfikacja-sa-wybory