Mąż od początku uważał, że sprawa FOZZ jest niebezpieczna. Powiedział, że nadepnął na ogon ośmiornicy. Włamywano się do nas do domu, ale poza starym rowerem nic nie zginęło. Włamywacze zawsze zostawiali bałagan w dokumentach
— mówi portalowi wPolityce.pl Izabela Brodacka-Falzmann, wdowa po Michale Falzmannie, inspektorze Najwyższej Izby Kontroli, który ujawnił aferę FOZZ.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Przywieczerski w Polsce! Minister Ziobro: „Mówił o sobie, że jest Napoleonem polskiego biznesu. Dziś ma więc swoje Waterloo
CZYTAJ TAKŻE: Co łączy historię afery FOZZ i korespondentkę TVP z USA? Komentatorzy nie kryją emocji: „Niezwykłe” i „symboliczne”
wPolityce.pl: Dlaczego Amerykanie właśnie teraz zdecydowali się wydać Polsce Dariusza Tytusa Przywieczerskiego Polsce?
Izabela Brodacka Falzmann: Nie wiem. Amerykanie są niewątpliwie naszym sojusznikiem i jak mówi oficjalna polityka mamy się wzajemnie wspierać. Zastanawiam się jednak czy Amerykanie nie chcą przykryć tą ekstradycją jakiegoś wydarzenia. Pan Przywieczerski bardzo dużo wie. Nie wiem, czy nie służył Amerykanom jako konsultant. „Baranina”, który był u nas przestępcą, w Austrii był konsultantem służb specjalnych. Może Przywieczerski jest kartą przetargową w jakiejś grze dotyczącej umieszczenia czy nieumieszczania wojska amerykańskiego w Polsce, sprzedawania czy niesprzedawania nam jakiegoś złomu. Niestety tak się rozgrywa sprawy na najwyższych szczeblach władzy.
Sądzi pani, że Przywieczerski podzieli się swoją wiedzą z polskim wymiarem sprawiedliwości i naszymi służbami?
Wątpię. Dobrze wie, że w jego dobrze pojętym interesie jest milczenie. Chociaż nie wygląda na człowieka twardego, jest rozsądny i będzie milczał. Gdyby Przywieczerski chciał mówić, trochę by się w Polsce zmieniło. W sprawie FOZZ dwadzieścia lat temu skazano płotki. Pomimo pełnionych tam funkcji, Janina Chim i Grzegorz Żemek to były jednak płotki. Żemek dosyć szybko wyszedł z więzienia. Po wyjściu na wolność oszukał zakłady futrzarskie. Nie zrezygnował ze swoich przyzwyczajeń. Chyba teraz nadal pilnuje swoich interesów. Można by przyjąć cyniczną wizję, że teraz również i pan Przywieczerski będzie pilnował swoich interesów w Polsce.
Otrzymał niski wyrok, dwa i pół roku więzienia.
Wobec tych pieniędzy, które zarobił to niejeden by chętnie posiedział tyle czasu i potem konsumował środki, które być może zdołał ukryć. Zobaczymy jak wszystko się potoczy.
Czy wiedza pana Dariusza Tytusa Przywieczerskiego może być jeszcze niebezpieczna dla kogoś?
Oczywiście. W ubiegłym roku albo przez dwoma laty zgłosił się do mnie pewien pan, którego nazwiska nie podam. Zaproponował mi, żebym poszukała w notatkach męża numerów kont, które podobno mają znajdować się w Luksemburgu. Miały to być konta numeryczne. Powiedział mi, że za te informacje otrzymam 20 proc. od sumy znajdującej się na kontach. Zapytałam tego pana, czy mogę z nim porozmawiać szczerze, jak „czekista z czekistą”. Bardzo się ucieszył, wtedy użyłam brzydkiego słowa, którego nie powtórzę teraz, aby nie obrazić uszu pana i uszu czytelników. To słowo oznaczało, że ma się oddalić w podskokach. I to zrobił.
Sądzi pani, że część pieniędzy wyprowadzonych w ramach FOZZ jest jeszcze ukryta?
Na pewno są jeszcze jakieś pieniądze. Są ludzie, którzy szukają tych pieniędzy. Mnie te pieniądze nigdy nie interesowały. Na pewno lista beneficjentów FOZZ nie jest pełna. Sądzę, że dużo można byłoby dowiedzieć się ze zbioru zastrzeżonego IPN. Historycy mają do nich dostęp, ale nie znają się na ekonomii i bankowości więc nie są w stanie znaleźć kont numerycznych.
Kiedyś chyba Kiszczak powiedział, że gdyby pan Przywieczerski zdecydował się „sypać”, pospadałyby aureole z głów. Nie jest to wykluczone. Wiele osób jest zainteresowanych, żeby pan Przywieczerski milczał do końca życia.
Mąż podzielił się z panią wiedzą o odkryciu afery FOZZ?
Mąż od początku uważał, że sprawa FOZZ jest niebezpieczna. Powiedział, że nadepnął na ogon ośmiornicy. Włamywano się do nas do domu, ale poza starym rowerem nic nie zginęło. Włamywacze zawsze zostawiali bałagan w dokumentach. Mąż uważał, że jak się coś zaczęło należy to skończyć. Chciał do końca wyjaśnić sprawę. Po śmierci męża odwiedził mnie pan Anatol Lawina, jego szef w Najwyższej Izbie Kontroli. Był w straszliwej histerii, chyba się czegoś bał. Starałam się go uspokoić. Wtedy uznałam go za idiotę. Później pan Lawina zmarł w wyniku pobicia przez nieznanych sprawców na ulicy. Chyba wiedział czego się boi. A ja niesprawiedliwie go oceniłam.
Co pan Lawina zrobił w sprawie FOZZ pracując w NIK?
Zależało mu na tym, żeby napisać protokół i zamknąć sprawę. Nie sądzę, żeby współpracował z gangsterami. Po prostu bał się i chciał sprawę jak najszybciej zakończyć.
Po śmierci męża byłam z wizytą u pana Lecha Kaczyńskiego, który wówczas był prezesem NIK. Odbyliśmy szczerą rozmowę przy zamkniętych drzwiach. Pokazał pusty sejf. Powiedział, że ze sprawy FOZZ został protokół. Szef NIK, pan Walerian Pańko zanim zginął w wypadku samochodowym zapowiedział, że ujawni wszystkie dokumenty dotyczące FOZZ. Nie zdążył tego zrobić. Jakiś fatalizm ciąży nad tą sprawą.
Co zrobiła pani z notatkami męża dotyczącymi FOZZ?
Po kilku włamaniach zebrałam wszystkie notatki męża, część przekazałam do NIK, resztę oddałam historykom.
I po tym włamania się skończyły?
Tak.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
OGLĄDAJ TAKŻE TELEWIZJĘ WPOLSCE.PL:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/411356-zona-michala-falzmanna-maz-nadepnal-na-ogon-osmiornicy