„Do końca roku odwiedzę ponad 40 miast w Polsce po to, by w lutym ogłosić nowy projekt polityczny - z nazwą, programem i strukturami” - zapowiedział Robert Biedroń, który chce „zmienić oblicze polskiej polityki”, tej polityki, bo „zbyt mało w niej konkretów”. Innymi słowy, jeszcze prezydent Słupska pojeździ sobie po kraju, pogada konkretnie jeszcze nie wie o czym, i za pół roku może coś konkretnie przedstawi…
„Polska to jest baldzo ciekawa klaj”, jak mawiał Zulu-Gula, postać stworzona przez satyryka Tadeusza Rossa, nawiasem mówiąc, gdyby ktoś zapomniał lub nie słyszał, byłego posła na Sejm i byłego europorlamentarzysty, który w tym unijnym organie zastąpił Rafała Trzaskowskiego, ubiegającego się dziś o prezydenturę w Warszawie. O prezydencie Słupska jest głośno i wszyscy wiedzą wszystko, a przede wszystkim sam Biedroń wie, co robić, żeby było mu dobrze.
Na początku dobrze nie było. W kraju go lekceważyli. Co innego w Niemczech, gdzie od razu zyskał rozgłos od Hamburga po Monachium, gdy w tamtejszych mediach poskarżył się na rzekome prześladowania homoseksualistów w Polsce. Zaiste, był to obraz horroru, a jego kulminacyjnym punktem było urządzenie burdy na uniwersytecie w Berlinie przez połączone siły polskich i niemieckich gejów, którzy usiłowali nie dopuścić do wystąpienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, tudzież manifestacja przed Ambasadą RP na Lassenstrasse, gdzie polscy kochający inaczej ochraniani przez niemiecką policję apelowali do polskich władz - uwaga, uwaga - „Nie wysyłajcie nas do gazu!”. Wiem, bo tam byłem i rzeczonych widziałem.
Można rzec, co jak co, ale stosunki z Niemcami Biedroniowi udało się zacieśnić. Co zaś dotyczy jego pozycji w kraju, szło mu jak po grudzie. W wyborach samorządowych w Warszawie w 2002 r., gdy kandydował z ramienia SLD, otrzymał zaledwie 451 głosów. Także trzy lata poźniej, gdy ubiegał się o mandat posła na Sejm głosowało na niego tylko 1686 wyborców. Zawiedziony Biedroń porzucił lewicę, postawił później na Ruch Palikota, (był taki twór, po którym zostały jedynie wspomnienia o świńskim ryju, sztucznym penisie, rewolwerze, skrętach i małpeczkach…), wystartował jako „jedynka” z Gdyni i wreszcie wypaliło. Gdy Ruch szedł na dno poseł Biedroń zdołał zapewnić sobie polityczny azyl w słupskim ratuszu. Byli tacy, którzy już widzieli go na urzędach prezydenta stolicy a nawet całej Rzeczpospolitej, ale coś się popertało, sam Biedroń stracił chyba nadzieję na reelekcję w Słupsku, stracił też poparcie mediów wspierających opozycję, zyskał natomiast złą sławę; jakoby w ratuszu wiedziano o lokalnym skandalu pedofilskim i nic w tej sprawie nie zrobiono, podobno z kasą nie wygląda też najlepiej, na dodatek wychodzą na jaw głupawe, pijarowskie akcje Biedronia, jak ta, że zrezygnował z służbowego samochodu i dojeżdżał do pracy rowerem - znaleźli się tacy, którzy sprawdzili, że przejście pieszo z domu do biura zajmuje prezydentowi 2,5 minuty…
I co teraz? Teraz jeszcze prezydent Biedroń chce ruszyć w Polskę, aby zapewnić sobie spokojną przyszłość w… europarlamencie. Sposób jest prosty: utworzy własne ugrupowanie pod byle jaką nazwą, np. „Kochajcie biedronki”, w której skład wejdą choćby sami kochający inaczej, wystawi sam siebie jako jedynkę skądś tam, i za niespełna rok będzie szukał nowego, służbowego locum w Brukseli. „To ważny moment dla mnie i dla Polski”, powiedział na konferencji prasowej na Placu Konstytucji w Warszawie, z zachowaniem właściwej kolejności, że dla niego i dla Polski ważny ten moment, i obwieścił, że będzie jeździł, spotykał się i w lutym ogłosi rezultat tych podróży do 40 miast „z nazwą, programem i strukturami”. W kwestii formalnej, Biedroń mówił, pewnie z przyzwyczajenia: „my”, „umawiamy się”, „ogłosimy”, itp.
Czy zdobędzie mandat europarlamentarzysty? Szanse ma spore, musi tylko powtórzyć scenariusz sprzed lat: znów stanąć w obronie prześladowanych LGBTQ, bo przecież ich prześladują, jak w Poznaniu, gdzie z powodu szalejącej homofobii nie mogły wyjechać na ulice tramwaje z tęczowymi chorągiewkami, albo w Szczecinie, gdzie zarządy taboru komunikacji miejskiej z góry zakazały umieszczania na nich tęczowych dekoracji. Członkowie środowisk LGBTQ są zawiedzeni, miało być tak kolorowo na 15 września na szczecinskiej paradzie równości, i tu taki brak tolerancji, taka dyskryminacja, taka segregacja, taka społeczna niesprawiedliwość… Ale i wielka szansa dla Biedronia, można posłużyć się starymi transparentamiu z Berlina: „Nie wysyłajcie nas do gazu!”, pewnie przybędą też niemieckie media na taką akcję…
O sobie Biedroń nic już mówić nie musi. Od czasu jego udziału w programie „Kilerskie karaoke” (Eska TV), wszyscy wiedzą o nim wszystko. Dla przypomnienia, polityk Biedroń wyznał: „W moim przypadku boląca pupa oznacza, że było dobrze”… Taki żarcik autora „Tęczowego elementarza”, który Biedroń napisał parę lat temu i usiłował wpisać na listę szkolnych lektur. O wynik wyborów głowa go nie boli, bo niby od czego miałaby boleć? Pojeździ, ogłosi, potem wybory i Polska zyska nowego reprezentanta w europarlamencie. Chyba, że wcześniej prezydentowi Biedroniowi dobiorą się do czterech liter za jakieś przewiny w Słupsku, w co jednak wątpię. Bo „Polska to jest baldzo ciekawa klaj”…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/410883-co-i-gdzie-boli-biedronia