Na mieszkańcach polskich miast nie robi już wrażenia to, że na ulicach, w autobusach, czy sklepach słyszą język ukraiński. Według szacunków Ukraińców w naszym kraju jest już powyżej 2 mln. Wkrótce może pojawić się u nas także drugi język: filipiński. O zaciągu pracowników z tego kraju mówi się już od dawna. Rząd liczy, że jesienią uda mu się dojść do porozumienia z władzami Filipin w sprawie pozyskiwania przez polskie firmy pracowników.
Mówił o tym w rozmowie z PAP Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej.
Filipiny delegują ok. 10 mln obywateli, kraj liczy ok. 110 mln. Mają to dosyć dobrze rozwiązane, bo koordynują to przez rządowe agencje zatrudnienia. Wybrano Polskę, bo nasz kraj jest im bliski kulturowo, m.in. ze względu na wiarę katolicką
- deklarował minister Szwed.
Napływ pracowników z innych rejonów świata, także z Azji Południowo-Wschodniej ma być lekarstwem, który ochroni gospodarkę przed spowolnieniem. Problem z wypełnieniem braków kadrowych od dawna zgłaszają właściciele polskich firm. Głos w tej sprawie zabrał Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Jego prezes Cezary Kaźmierczak wystosował list otwarty do wiceministra Szweda, w którym podziela rządową diagnozę obecnej sytuacji. ale sposób jej rozwiązania uważa za błędny.
Polska otrzymała Dar Boży i ma najlepszych imigrantów na świecie. Wszyscy pracują, sami sobie wszystko organizują, sami się sprowadzają, sami załatwiają sobie pracę i mieszkanie, sami uczą się naszego pięknego języka. Podatnik nie wydaje na nich ani grosza!
- czytamy w liście.
W ocenie prezesa ZPP angażowanie się rządu w sprowadzanie pracowników do Polski jest wielkim błędem. Tą sprawą powinni zająć się jedynie zainteresowane firmy, które obecnie mają z tym wiele administracyjnych problemów.
Już sam fakt pokonania przeszkód biurokratycznych, które Pan przed nimi postawił, zasługuje na natychmiastowe przyznanie prawa stałego pobytu! Gdyby to ode mnie zależało – każdemu imigrantowi, który potrafiłby przejść Pana biurokratyczne pułapki, ślepe tory, wnyki, wilcze doły, ominąć Pana fosy i zasieki – dawałbym, bez żadnych pytań, nieoprocentowany kredyt na założenie dowolnego biznesu!
- pisze Kaźmierczak.
Uzyskanie przez obcokrajowca pozwolenia na pracę w Polsce (potocznie: „przełamanie zapory Szweda”) na rynku jest znacznie więcej warte niż dyplom MBA z Wharton College! Każdy pracodawca Panu to powie!
- ciągnie prezes ZPP.
Włączenie się rządu w sprowadzanie pracowników do Polski – według ZPP – miałoby poskutkować tym, że osoby te zamiast pracy oddadzą się słodkiemu korzystaniu z dobrodziejstw socjalnych tak jak ma to miejsce w Europie Zachodniej.
Nie powtarzajmy błędów Europy Zachodniej. Tam zaczęło się to podobnie! Jeśli podpisze Pan tę umowę, to znając Pana związkowe serce, zaraz zacznie Pan im niańczyć, tworząc z nich lojalnych klientów opieki społecznej. Zacznie im Pan kupować bilety lotnicze, organizować mieszkania, pracę, uczyć języka i Bóg jeden wie, co tam jeszcze Panu przyjdzie do głowy.
- wyjaśnia prezes ZPP.
zpp.net.pl, PAP, rs
-
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/410709-rzad-planuje-otworzyc-rynek-pracy-na-azjatow