Nie mogliśmy nawet przygotować strategii rozmów, bo nie mieliśmy pewności, czy tylko Wałęsa jest agentem. W prezydium mogli być inni agenci. Nie ma przecież gorszej strategii, niż ta, którą zna przeciwnik. Musieliśmy zatem improwizować. Wymagało to niesłuchanej odwagi i szybkości, aby móc wyłapywać i odpowiednio interpretować wypowiedzi strony rządowej. Wałęsa siedział natomiast jak na tureckim kazaniu
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl legendarny opozycjonista w czasach PRL Andrzje Gwiazda.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Początek wielkich przemian w Polsce. 31 sierpnia 1980 roku podpisano porozumienia w Gdańsku
wPolityce.pl: Lech Wałęsa na mediach społecznościowych udostępnił obrazek z napisem „Stocznia = Wałęsa. Inni tylko tam przebywali”. Jak Pan to skomentuje?
Andrzej Gwiazda: Słów Wałęsy nie ma sensu komentować. Jego słowa skomentowały już archiwa. Zresztą w 1989 roku sam Wałęsa uznał, że wszystkie wygasły, tylko jego mandat jest ważny. Jakakolwiek przestrzeń do dyskusji byłaby, gdyby był bardziej inteligentnym agentem.
Jak Pan wspomina dzień zawarcia porozumień sierpniowych?
31 sierpnia, kiedy zasiadano do stołu, maszynistka z Urzędu Wojewódzkiego przepisywała tekst, który miał być podpisany. Wiele osób nie czekając poszło już, aby być przed kamerami. To był pierwszy przypadek, kiedy zetknąłem się z parciem na szkło. Trzeba było przypilnować, czy przepisywany tekst zgadza się z oryginałem, bo wiadomo, że w świetle jupiterów nikt nie będzie już tego czytał. Kiedy inni zasiadali przy stole, ja stałem za plecami maszynistki i pilnowałem tekstu porozumień. Sprawdzałem każdą literę. Gdy skończyła arkusz, zanosiłem go na miejsce podpisania porozumień.
Fakt, komunistycznej władzy należało patrzeć na ręce.
Trzeba było się zabezpieczyć przed takim sprytnym fałszerstwem, które mogło nastąpić w ostatniej chwili. Tekst porozumień był taki, że wystarczyło zmienić kilka słów i nabierały zupełnie innego znaczenia. Wszystkie przecinki, akapity i konkretne sformułowania obmyślaliśmy i opracowywaliśmy przez tydzień.
To było bardzo ważne zadanie, ale wykonując je, pozostał Pan trochę w cieniu.
Nie siedziałem przed kamerami. Na zdjęciach z tego triumfalnego stołu nikt mnie nie znajdzie. Nie wchodziłem na scenę, tylko przynosiłem kartkę i biegłem z powrotem, żeby przeczytać, co napisała maszynistka na kolejnej kartce. Oryginał tych porozumień niestety gdzieś zniknął.
Jak z Pańskiej perspektywy wyglądały bezpośrednie przygotowania do zawarcia porozumień?
30 sierpnia w rozmowie w cztery oczy z Jagielskim zgodziłem się, że kończymy strajk przed wypuszczeniem działaczy opozycyjnych z wiezienia w Warszawie. W ten sposób wziąłem na siebie odpowiedzialność za kolegów. Inicjatorem tej rozmowy był prawdopodobnie Lech Kaczyński. Głównym tematem była kwestia kierowniczej roli partii. Tymczasem partia nie miała kierować państwem, bo oznaczałoby wzięcie przez nią odpowiedzialności. Miała natomiast przewodzić. My tę przewodnią rolę odrzuciliśmy, bo nie chcieliśmy przyznawać PZPR takiego statusu. Rozmawialiśmy zresztą nie z komisją partyjną, tylko z komisją rządową.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Sam obalił komunę? Były prezydent wspomina Sierpień ‘80: „Stocznia = Wałęsa… a inni tylko tam przebywali”
Na czym polegała rola Lecha Wałęsy?
Od trzeciego dnia strajku wiedzieliśmy, że jest agentem, a więc nic mu się nie mówiło. Słyszał to, co trzeba było powiedzieć publicznie. Nie mogliśmy nawet przygotować strategii rozmów, bo nie mieliśmy pewności, czy tylko Wałęsa jest agentem. W prezydium mogli być inni agenci. Nie ma przecież gorszej strategii, niż ta, którą zna przeciwnik. Musieliśmy zatem improwizować. Wymagało to niesłuchanej odwagi i szybkości, aby móc wyłapywać i odpowiednio interpretować wypowiedzi strony rządowej. Wałęsa siedział natomiast jak na tureckim kazaniu.
Od kilku dni ma miejsce nagonka na Prawo i Sprawiedliwość, któremu zarzuca się fałszowanie historii. Jej skutkiem była rezygnacja z odsłonięcia tablicy poświęconej braciom Kaczyńskim. Co Pan sądzi o tych atakach?
Niejaki Wielowieyski też powiedział, że nie widział na strajku Andrzeja Gwiazdy. Poddawanie w wątpliwość takich faktów jest po prostu kompromitujące. Moim zdaniem, Jarosław zadecydował, że „z hołotą się nie dyskutuje o ważnych rzeczach”. Lepiej jej ustąpić, niż narażać się na zabieranie głosu na zasadach dyktowanych przez nią. Mam na myśli np. Obywateli RP i KOD, dla których nie istnieje etyka, przyzwoitość czy elegancja, tylko wrzask i inwektywy.
Jak postrzega Pan współczesny Gdańsk, który nazywany jest bastionem PO i którym od lat rządzi prezydent Paweł Adamowicz?
Można to zdefiniować jako V komuna niemiecka. Był nawet taki moment, że zastanawiałem się, czy są lobby niemieckim, czy rosyjskim. Likwidacja stoczni gdańskiej była dziełem tej formacji. Nie wiem, dlaczego gdańszczanie głosują za Adamowiczem i Platformą Obywatelską. Gdańsk jest prawdopodobnie na pierwszym miejscu miast skrzywdzonych przez tę ekipę. Likwidacja przemysły stoczniowego postawiła gdańszczan właściwie w stan zagrożenia biologicznego. Tysiące pracowników wyrzucono na bruk.
Rozmawiał Paweł Zdziarski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/410186-gwiazda-o-sierpniu80-nie-siedzialem-przed-kamerami