Sprawa tablicy informacyjnej, którą grupa związkowców chciała upamiętnić udział Jarosława i Lecha Kaczyńskich w sierpniowym strajku w Stoczni Gdańskiej, szybko stała się okazją do niezliczonych żartów.
Nie pomógł błąd organizatorów, którzy w zaproszeniu napisali o upamiętnieniu „pobytu”, a nie udziału w strajku. Ostatecznie Jarosław Kaczyński nie wyraził zgody na umieszczenie jego nazwiska na tablicy, i inicjatywa upadła.
Pomysł był od początku ryzykowny, a realizacja mało zgrabna. Ale jednocześnie dziwią te liczne głosy oburzenia i szyderstwa, które da się sprowadzić do pytania: dlaczego związkowcy chcieli upamiętniać właśnie Jarosława i Lecha Kaczyńskich, skoro nie należeli oni wówczas do wąskiego grona przywódców strajku (choć byli bardzo aktywni w opozycji przedsierpniowej), i skoro w Stoczni strajkowało wówczas kilka tysięcy ludzi? Czyżby chodziło o podejrzany hołd wobec prezesa PiS - człowieka, który ma dziś decydujący wpływ na to, co dzieje się w Polsce?
Tego nie można wykluczyć, choć nie ma na to dowodów, a nawet nic na to nie wskazuje. Ale warto pójść dalej, i zauważyć, że w zdziwieniu pytających jest wyraźna fałszywa nuta. Otóż pomijają oni sprawę fundamentalną: pytanie o to, kto po upadku komunizmu próbował lub próbuje realizować testament „Solidarności”, a kto zadowolił się kiepską manipulacją, sprowadzając przesłanie wielkiego ruchu do taniej wersji liberalnego kapitalizmu, do tego na bazie postkomunizmu. A jest to sprawa w tym kontekście zasadnicza. Piękne zasługi z lat 80. mają wartość historyczną, hierarchie tamtego czasu powinny być opisywane rzetelnie (wiele tu manipulacji po stronie obecnej opozycji), ale prawdziwymi bohaterami są ludzie, którzy po przełomie nie odpuścili. Ci, którzy nie odwrócili się plecami do szeregowych członków, nie ogłosili, że zadowalają się tandetnym postkomunizmem, często w istocie półautorytarnym.
Zdziwienie, że związkowcy chcą upamiętnić udział w strajku nie Lecha Wałęsy i jego świty, ale Kaczyńskich - których postrzegają jako tych, którzy przesłanie Sierpnia, to wielkie wołanie o godność i sprawiedliwość potraktowali w III RP poważnie - kryje w sobie tak naprawdę zawiść. Bohaterowie, którzy po 1989 roku często spektakularnie zawiedli, chcieliby nadal być na pierwszym planie. I często są. Jednak tam, gdzie nie sięga ich władza, tam, gdzie decydują pierwsze odruchy i emocje szeregowych członków „Solidarności”, hierarchia jest już inna. Zresztą, nie od dziś, i nie od zmiany władzy w 2015 roku, ale co najmniej od roku 2005-go, gdy tak wielu Polaków zobaczyło, że Polska naprawdę może być inna.
I to właśnie ich boli.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/410101-prawdziwymi-bohaterami-sierpnia-sa-ci-ktorzy-nie-odpuscili