Na środowej konferencji prasowej Tomasz Poręba - szef sztabu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości - mówił o największych programowych wyzwaniach i planach dla poszczególnych województw. W trakcie odpowiedzi na pytania dziennikarzy (a konkretnie - na pytania telewizji wPolsce.pl) zwrócił jednak uwagę na jeszcze jeden ciekawy aspekt: najbliższe wybory samorządowe to mecz PiS - Reszta Świata.
Musimy w tych wyborach wygrać w , by dobrą zmianę kontynuować w tym wymiarze lokalnym. Mamy świadomość, że te wybory to mecz PiS - Reszta Świata. (…) To będą bardzo trudne wybory, które wymagają od naszych sympatyków i kandydatów, całej struktury partyjnej, olbrzymiego wysiłku. To wybory, które mają charakterystyczny kontekst lokalności - bez mobilizacji i zaangażowania na sto procent będzie trudno wygrać te wybory
— mówił Tomasz Poręba w odpowiedzi na moje pytania.
WIDEO WPOLSCE.PL z całej konferencji:
Taka teza może nieco zaskakiwać, bo przecież od trzech lat Prawo i Sprawiedliwość sprawuje władzę, wywodzący się z tej partii polityk został prezydentem, a w sondażach opozycja wyraźnie ustępuje ugrupowaniu rządzącemu. Wszystko to prawda, ale specyfika wyborów samorządowych jest inna, dlatego to Poręba ma rację: to naprawdę mecz PiS - Reszta Świata. I to grany na wyjeździe.
Dlaczego? Warto uświadomić sobie, co czasem umyka w pędzie kampanii wyborczej, że Prawo i Sprawiedliwość rządzi dziś w zaledwie jednym z szesnastu sejmików wojewódzkich, miejscach kluczowych z perspektywy skuteczności rządów, przełożenia ich na konkretne, namacalne efekty. Przy takim podejściu - PiS startuje do tych wyborów jako partia opozycyjna: silna, mająca duże wpływy i możliwości, ale jednak opozycyjna. W wielu miejscach zresztą głęboko opozycyjna.
Jedno z kluczowych pytań, jakie trzeba zadać u progu kampanii samorządowej jest następujące: czy nastroje w społeczeństwie są znacząco inne niż jesienią roku 2014, gdy koalicja PO-PSL uzyskała mandat do rządzenia w 15 z 16 województw? Abstrahując od zamieszania wokół wyników i charakteru tamtych wyborów (słynna książeczka, zaskakująco wysoki wynik PSL, olbrzymie wątpliwości co do liczenia głosów), to PiS przegrało z Platformą w dziewięciu województwach (w czterech kolejnych zwyciężyli ludowcy). Wyzwanie, jakie stoi przed Prawem i Sprawiedliwością jest naprawdę bardzo duże.
Rzecz jasna rzeczywistość AD 2018 jest znacząco inna niż przed czterema laty. System Platformy został zdemontowany, wielu wyborców odczuło efekty społecznej polityki rządu, mamy dobrze oceniane przez Polaków zmiany w przynajmniej kilku wymiarach życia publicznego. Ale czy zmiana nastrojów jest naprawdę diametralnie inna niż w roku 2014, czy skala zmian jest na tyle duża, że PiS może czuć się pewnie nawet w takich województwach jak zachodniopomorskie czy wielkopolskie? Śmiem wątpić, co zresztą potwierdzają badania sondażowe.
Jak mówił dziś Tomasz Poręba - nie sztuka wygrać, odtrąbić nawet zwycięstwo, ale nie móc rządzić. PiS może wygrać wybory w nawet szesnastu województwach, ale… nie mieć udziału w rządach nawet na poziomie 30 procent sejmików. I dlatego tak ważne jest pytanie o liczbę odbitych sejmików - nie, nie zwycięstw w poszczególnych województwach, ale sejmikach, w których PiS będzie miało większość. Szef sztabu PiS nie dał się namówić na podanie takiej liczny, z kolei wicepremier Jarosław Gowin - również na antenie wPolsce.pl - wskazał na cztery-pięć sejmików.
Uważam, że to przesadnie nisko, nieco asekuracyjnie wieszana poprzeczka: PiS stać na odbicie przynajmniej sześciu-siedmiu sejmików. Marcin Palade analizując ostatnie sondaże wskazuje o całkiem sporych szansach na osiem, może nawet dziewięć sejmików. Tak też zresztą wyglądają cele, o jakich mówi się w sztabie PiS, w kierownictwie tej partii, choć oficjalnie nikt nie wskaże żadnej liczby - byłoby to przeciwskuteczne i bezcelowe. Ale przejęcie władzy w 7-8-9 sejmikach to cel realny.
Co z pozostałymi sejmikami? Tutaj będzie wracać pytanie o możliwość zbudowania koalicji większościowej. Teza o meczu Reszta Świata - PiS będzie mieć największe odzwierciedlenie właśnie na tym poziomie dyskusji: z parlamentarnych ugrupowań mało kto byłby w stanie wejść w taką koalicję. Może udałoby się nakłonić PSL, proponując im udział we władzy w pozostałych sejmikach, ale przecież nie to PiS idzie po przedłużenie dobrej zmiany na sferę samorządową, by umacniać lokalne układy z ludowcami w roli głównej. Pozostaje ewentualność z Kukiz‘15, ale dla tego ruchu wybory samorządowe będą arcytrudne, to ugrupowanie niemal w ogóle nieobecne w regionach, struktury są po prostu kiepskie i przyznają to także politycy K‘15. W grę wchodzą lokalne, regionalne inicjatywy, ruchy miejskie i małe stowarzyszenia, ale to często bardzo wątłe przesłanki, by myśleć o stabilnej koalicji. O wyzwaniach na poziomie powiatów i gmin nie ma co nawet pisać, bo to jeszcze większe problemy i zmagania. W wielkich miastach - mimo ciekawej, pozytywnej dla PiS tendencji - również będzie bardzo trudno o realny sukces.
Wszystkie powyższe wnioski to w zasadzie w dużej mierze oczywistości, by nie rzec - polityczne banały, ale jednak mam wrażenie, że zadziwiająca duża część opinii publicznej (chodzi mi o polityków, publicystów, komentatorów) sprawia wrażenie, jak gdyby abstrahowała od tych faktów. PiS - choć rządzi i przeważa w sondażach - ma naprawdę arcytudne zadanie do wykonania, a PO - choć w Sejmie jest w opozycji - ma przed sobą wybory z perspektywy kogoś, kto rządzi (nierzadko po 12-16-20 lat), a nie kontestatora dzisiejszych rządów PiS. To oczywiste, że wiele wymiarów politycznej rzeczywistości przenika się w tych wyborach, ale warto pamiętać także, a może przede wszystkim o tym podstawowym, elementarnym. Myślę zresztą, że na niedzielnej konwencji PiS Jarosław Kaczyński przypomni o tym bardzo dobitnie.
-
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/409857-te-wybory-to-mecz-pis-reszta-swiata-i-to-na-wyjezdzie